"Kard. Wojtyła postulował wybór drogi trudniejszej i bardziej wymagającej ale takiej, którą można podjąć jako inicjatywę duszpasterską".
- Historia się powtarza – twierdzi prof. Jan Żaryn nazywając w rozmowie z KAI działania MEN w kontekście religii w szkole „ideowym nawiązaniem do czasów Gomułki”. Historyk przypomina, jak wyglądała walka z religią w szkole w czasach stalinowskich i jak ustawowo usuwano katechezę w latach 60-tych. Opowiada również o tym, jaka była reakcja Kościoła na te działania i podkreśla, że to kard. Wojtyła przekonywał, że wobec wrogiej władzy trzeba postawić na niezależność i odcięcie się od państwowych funduszy. – Kard. Wojtyła postulował wybór drogi trudniejszej i bardziej wymagającej ale takiej, którą można podjąć jako inicjatywę duszpasterską. Mówił o konieczności głębszej formacji kapłanów na trudne czasy i rodziców oraz takiej formie katechizacji, która będzie atrakcyjna dla dzieci i młodzieży – podkreśla prof. Żaryn.
Maria Czerska (KAI): Panie Profesorze, wypowiadając się krytycznie na temat działań MEN, zwłaszcza w kontekście nauczania religii, mówił Pan, że jest to „ideowa nawiązanie do czasów Gomułki”. Dlaczego?
Prof. Jan Żaryn Moja teza jest taka, że ekipa pani Nowackiej jest wychowana w takim stalinowsko – gomułkowskim sposobie widzenia roli ministerstwa edukacji jako instytucji, która ma zagwarantować bezwyznaniowość szkół publicznych. Bezwyznaniowość rozumianą jako prawo do nieobecności religii w szkole dla osób, gdyż są ludzie niewierzący, którzy rzekomo doświadczają ataku „imperialnego katolicyzmu”. Tego rodzaju argumentacja towarzyszyła działaniom ekipy Gomułki, która ostatecznie doprowadziła najpierw do zdeprecjonowania przedmiotu, a następnie do usunięcia religii ze szkół. Znając historię nie sposób też nie dostrzec pewnych podobieństw obecnych i tamtych czasów. Była akcja usuwania krzyży, przesuwanie lekcji religii na pierwsze i ostatnie godziny lekcyjne, łączenie klas…
Przypomnijmy zatem historię obecności i nieobecności religii w szkole w dobie PRL. Jak to wyglądało bezpośrednio po wojnie?
Bezpośrednio po wojnie nauczanie religii uczniów przynależnych do uznanych przez państwo wyznań, w szkołach publicznych było obowiązkowe; na lekcje religii katolickiej chodziła praktycznie cała młodzież, choć rodzice mieli już prawo wypisać swoje dziecko z nauczania katechezy. Komuniści stanowili jednak wyjątek. Wprawdzie już 12 września 1945 Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej zerwał konkordat ze Stolica Apostolską, jednak w społeczeństwie Kościół cieszył się tak niezwykłym autorytetem, że można było mówić o powszechności jego oddziaływania. Do Boga i do Kościoła zbliżało ludzi doświadczenie wojennych traum, świadomość wielkiej ofiary i męczeństwa duchowieństwa polskiego ale także fakt, że normalne życie polityczne zamierało i Kościół stawał się ostatnią przestrzenią względnej wolności obywatelskiej. Wokół tej przestrzeni powstawało więc bardzo dużo reaktywowanych po wojnie stowarzyszeń i inicjatyw, w tym szkolnych i edukacyjnych. Istniały szkoły zakonne, tętniące aktywnością życie parafialne.
Religia w szkole była czymś naturalnym i do roku 1948 praktycznie nienaruszalnym, choć w 1945 r. wydano okólnik (odwołujący się do tzw. okólnika Bartla) likwidujący obowiązkowość uczestnictwa w tych lekcjach. Władze prowadziły wówczas wobec Kościoła „politykę salami”. Atak nastąpił pod koniec 1948 r. w związku a doktryną Bermana i planowaną przez niego strategią „Od Kościoła wszędzie – do Kościoła nigdzie”.
Od 1948 r. rozpoczęto represje wobec Kościoła i duchownych, zwłaszcza katechetów i duszpasterzy mających kontakt z młodzieżą. Było to zastraszanie i liczne aresztowania katechetów, pod byle pretekstem, często np. pod pretekstem działania na rzecz tzw. „band”, czyli podziemia niepodległościowego. Rozpoczęło się eliminowanie religii ze szkół. Te brutalne działania powstrzymane zostały w pewnym stopniu pamiętnym porozumieniem między rządem a episkopatem z 14 kwietnia 1950 r. W wyniku tego porozumienia władze nie zdecydowały się na ustawową likwidację katechezy w szkole, choć oczywiście nie zmieniło to ich polityki, która polegała na paraliżowaniu lekcji religii poprzez działania represyjne wobec katechetów oraz szereg działań o charakterze administracyjnym.
Formalnie zatem w czasach stalinowskich religia była obecna w szkole?
- Tak, to gwarantowało porozumienie z 1950 r. Fakt, że nie zlikwidowano jej ustawowo spowodował, że eliminowanie jej w różnych miejscach wyglądało inaczej. Likwidowano szkoły katolickie, głównie zakonne np. odbierając im prawa do egzaminów maturalnych, czy ograniczając nabór uczniów. Wprowadzano tzw. Szkoły TPD (Towarzystwa Przyjaciół Dzieci). Były to szkoły bezwyznaniowe, gdyż wspomniane towarzystwa miały bezwyznaniowość w swoim statusie. Jeśli jedyna szkoła publiczna w okolicy była przekształcana w szkołę TPD, rodzice i uczniowie nie mieli alternatywy. W ten sposób usuwano katechezę metodami administracyjnymi. Uderzano też w katechetów. Pretekstem było np. niepodpisanie się przez wielu z nich pod kłamliwym Apelem Sztokholmskim z 1950 r. Jako urzędnicy państwowi mieli oni rzekomo obowiązek złożenia swojego podpisu. Odmowa wiązała się z zakazem nauczania.
Warto pamiętać, że w czasach stalinowskich ok. 10 proc. kapłanów przebywało w więzieniach. Znacząca ich część to byli katecheci lub duszpasterze młodzieży. To np. jezuici z o. Tomaszem Rostworowskim, kapelanem AK w czasie Powstania Warszawskiego, po wojnie proboszczem parafii w Łodzi, w której działało ponad 20 stowarzyszeń, w tym akademickich, formacyjnych. W propagandzie jednak podkreślano, że nie ma walki z religią czy Kościołem. Trwała jedynie walka z „rozpolitykowanym klerem i episkopatem”. U wspomnianego jezuity znaleziono podrzucony pistolet, stąd oskarżono go o kierowanie organizacją terrorystyczną pod nazwą Sodalicja Mariańska. Skoro duchowni łamali prawo, nie powinni się dziwić, że trafiają do więzień…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.