Wczorajsza rocznica wyboru Jana Pawła II wywołała kolejną falę wspomnień. Dajmy się jej ponieść.
W pierwszym roku pontyfikatu pracujący w kurii rzymskiej przyszli do papieża z urodzinowymi życzeniami. Ten, owszem, podziękował, zauważając przy okazji, że on, starym zwyczajem chrześcijańskim, obchodzi dzień patrona, czyli imieniny.
Dzień patrona. Drzewiej wybierano go na dwa sposoby. Rodzice szukali tak zwanego „mocnego” orędownika. Stąd rzesze Janów, Katarzyn, Franciszków, Marii. Bywało też, pytał proboszcz przy spisywaniu aktu, kiedy dziecko przyszło na świat. Siedemnasty października. To będzie Ignacy. Bo imię w jakiś sposób miało określić tożsamość dziecka i włączyć go w ten sposób w tajemnicę świętych obcowania. Prócz Anioła Stróża zapewnić mu świętego orędownika w niebie. Każde imieniny były niejako odnowieniem przymierza z patronem i zarazem dniem wdzięczności za jego opiekę.
Przy okazji stawały się świętem rodzinnym, okazją do życzeń i odwiedzin. Co ciekawe, na imieniny nie zapraszano gości. Na gości się czekało. Osławiona oktawa (osiem dni) przed i po. Zatem zjeżdżało i schodziło się towarzystwo. Jedni z czystej życzliwości, inni bo tak wypadało. Polecano solenizanta opiece patrona, bywało – zamawiano okolicznościową Mszę.
Dziś, pytani o swojego patrona, często wytrzeszczamy oczy. Niekiedy zadziwieni, częściej zagubieni. Który Antoni – zagaduję dziecko – Pustelnik, z Padwy, czy Klaret. Albo Katarzyna: ze Sieny czy Aleksandryjska. Zresztą problem nie tylko z imieninami. Jakie wydarzenie z Dziejów Apostolskich – pytam bierzmowańców – utrwalone zostało na środkowym witrażu w naszym kościele. Cisza. Choć wydawało się, że będą znać historię nawrócenia Świętego Pawła – jednego z dwóch patronów świątyni i parafii. To powód (nie jedyny) coraz mniejszej popularności odpustów.
Te zresztą także są znakiem procesu, o którym za chwilę. Kiedyś, na odpustowych straganach (ich ilość świadczyła o randzie odpustu), kupić można było święte obrazki, różańce, naczynia do wody święconej. Co bardziej sprytni sprzedający oferowali nawet relikwie. Pół biedy, gdy chodziło o kamyk z Ogrodu Oliwnego. Z zębem Świętego Piotra teolog (i nie tylko) już miał problem. Dziś z całej gamy towarów na taszach zostały cukierki, obwarzanki, trochę zabawek. Dla wielu wystarczy, by „zaliczyć” odpust.
Inna sprawa – do degradacji odpustów przyczyniły się także zmiany w duszpasterstwie. Księża nie zjeżdżają się od rana, by pełnić posługę w konfesjonale. Pojawiają się dopiero na procesji, niekiedy dopiero na „Ciebie Boga wysławiamy”, co dla wielu może być znakiem, że na tej „imprezie” bardziej niż o dary duchowe chodzi o świąteczny obiad.
Życie nie znosi pustki. Dlatego musiały pojawić się nowe formy religijności. Świeckie. Zamiast pierwszego dnia tygodnia mamy długi weekend. Patroni ustąpili miejsca świętom ziemi, księżyca, bioróżnorodności, wreszcie urodzinom (skrzętnie przypominanym przez Facebooka). Dla wielu niedziela jest dniem pielgrzymki i modlitwy do świętych promocji. A postępowe teolożki zaproponowały, by zamiast otwierającej Triduum Paschalne celebracji Wieczerzy Pańskiej, w domowej ciszy podzielić się chlebem z przyjaciółkami. Bo przecież liturgia jest zmaskulinizowana i nie pozwala kobietom przeżyć gestu łamania chleba.
Co wspólnego z opisanymi wyżej przemianami w religijności (a raczej z jej wypieraniem) ma wspólnego Nigeria. Otóż jeden z uczestników Synodu, znany także z licznych publikacji w Polsce Biskup Robert Barron, proponuje, by przyjrzeć się teologii kraju, mającego jeden z najwyższych wskaźników niedzielnych dominicantes, pełne seminaria, niesamowitą dynamikę misyjną i postawić pytanie „czego możemy nauczyć się z ich doświadczeń?” Odpowiedź na pytanie znajdziemy w opublikowanej wczoraj depeszy. Tu zwróćmy uwagę na jeden tylko wątek jego wypowiedzi. W teologii afrykańskiej, nigeryjskiej, chodzi o „prymat tego, co nadprzyrodzone (…) Kościół głosi istnienie Boga, głosi Jezusa jako Zbawiciela świata, głosi fakt zbawienia, który jest nam przekazywany poprzez sakramenty... życie wieczne jako cel ludzkiej egzystencji. To wszystko jest ‘nadprzyrodzone’. Jeśli odejmie się to, co nadprzyrodzone, upadnie Eucharystia, upadną sakramenty, upadnie prawdziwa ewangelizacja, a Kościół »stanie się projektem tego świata«”.
Propozycja Biskupa Barrona jest trudna w realizacji. Na polskim (podejrzewam także europejskim) rynku wydawniczym publikacji teologów afrykańskich (wyjątek stanowi Kardynał Sarah) nie znajdzie. Zapewne nie tylko problemy z tłumaczeniem są przeszkodą. Także mentalne. Być może nawet uprzedzenia. Co nie znaczy, że należy z niej zrezygnować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.