Historia się powtarza i że nie wszystkie stare koleiny zasypał wiatr historii.
Wybucha II wojna światowa, Niemcy wbrew wszelki przewidywaniom w 1941 r. atakują Związek Sowiecki. Stalin wycofuje się wówczas z polityki totalnej ateizacji.
- Faktycznie, wojna poniekąd uratowała rosyjskie chrześcijaństwo, a przede wszystkim prawosławie. Stalin widząc, że sam sobie nie poradzi, rzuca hasło wojny ojczyźnianej. Skoro ongiś był człowiekiem religijnym - a nawet przygotowywał się do kapłaństwa w Tibilisi - dochodzi do wniosku, że bez odwołania się do motywacji religijnej nie da się zmobilizować społeczeństwa do skutecznego odparcia niemieckiej inwazji. Nie wiem, na ile to jest prawdziwa historia, ale powtarza się ona w źródłach. Mianowicie w momencie, kiedy wojska niemieckie podchodzą pod Moskwę, Stalin odwołuje się do historii jaka miała miejsce w 1812 r. w trakcie natarcia wojsk napoleońskich. Wtedy wokół Moskwy przeszła procesja z czterema najważniejszymi dla rosyjskiego prawosławia ikonami, Matki Boskiej Kazańskiej, Włodzimierskiej, Iwierskiej i Smoleńskiej. Wówczas obeszła rogatki Moskwy. I wiecie co robi Stalin? Wsadza te cztery ikony do samolotu i one oblatują cały teren walk wokół Moskwy. Wojskom niemieckim nie udaje się przekroczyć już tej linii. W konsekwencji Cerkiew otrzymuje znacznie większą swobodę działania. W najtrudniejszych momentach wojny duchowni, którzy zostali wypuszczeniu z łagrów, towarzyszą wiernym, aby zachęcać ich do walki. Przykładem jest choćby metropolita Leningradu Aleksy, który nieustanie apeluje o obronę ojczyzny. A podczas blokady miasta głoduje razem z ludźmi, zdobywając ogromny autorytet.
Kiedy losy wojny w 1943 r. zaczynają się zmieniać i armia niemiecka zostaje zmuszona do odwrotu, Stalin staje wobec dylematu. Kiedy przygotowuje wielką operację “Bagration”, która w 1944 roku przesunie front o setki kilometrów aż nad Wisłę, to wówczas zdaje sobie sprawę, że trzeba jakoś rozwiązać problem życia religijnego na przejmowanych przez Armię Czerwoną terenach. Wie doskonale, że na terenach okupowanych nie tylko przez Niemców, ale przez Węgrów, Rumunów i Włochów, wszystkie kościoły są otwierane, zarówno prawosławne jak i katolickie. Np. włoscy kapelani, którzy działają na terenach dzisiejszej wschodniej Ukrainy, prowadzą tam gigantyczną pracę duszpasterską, zarówno wśród wiernych Kościoła katolickiego jak i wśród prawosławnych. Co więcej, Pius XII daje specjalne uprawnienia jako administratorowi na tych terenach byłemu więźniowi Sołówek, arcybiskupowi Matulionisowi, obecnie błogosławionemu, który natychmiast wysyła z Kowna na tereny Białorusi swoich księży. Także z Watykanu zostaje wysłany tam cały szereg kapłanów katolickich, absolwentów Russicum. Duża ich grupa jedzie na te tereny i pracuje.
W Niemczech, w elitach Trzeciej Rzeszy trwa wtedy poważny spór, jak dalej traktować Rosję czy Białoruś. Wywiad wojskowy mówi, aby dalszej kampanii nie budować na nienawiści do Rosjan i Słowiańszczyzny, ale na nienawiści do komunizmu. Zwłaszcza, że Niemcy mają ofertę gen. Andrieja Własowa i jego żołnierzy, z których tworzą Rosyjską Armię Wyzwoleńczą, która jest gotowa walczyć obok Wermachtu. Tylko, że ci Rosjanie chcą mieć coś w zamian, choćby nadzieję, że powstanie nowa lepsza Rosja z otwartymi cerkwiami i kościołami. Jeden z najciekawszych eksperymentów przeprowadza niemiecki okupacyjny gauleiter Białorusi, Wilhelm Kube, który stawia na białoruskość i odbudowuje Kościół na Białorusi. Co więcej, wspiera tendencje białorutynizacji Kościoła katolickiego, wprowadza też naukę języka białoruskiego do szkół. Nauka języka białoruskiego jest wprowadzana do szkół i to idzie tak daleko, że Sowieci obawiają się, że to zagraża powszechną kolaboracją Białorusinów i trzeba coś z nim zrobić. Wysłana z Moskwy agentka zabija Kubego. Potem ten projekt nie jest przez Niemców kontynuowany. Jednocześnie jest grupa ideologów Trzeciej Rzeszy, którzy mówią, że nie po to jest przelewana niemiecka, germańska krew, żeby powstało jakieś inne państwo rosyjskie. Tłumaczą, że są to wszystko podludzie, którzy mają być niewolnikami Trzeciej Rzeszy, a więc żadnej taryfy ulgowej i żadnych swobód. Powstaje ostry dekret, który wydaje szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhard Heidrich, przeciwko jakiejkolwiek działalności kapelanów katolickich na froncie wschodnim. Ale są tam też inne armie: węgierska, rumuńska, korpus włoski, który liczy ponad sto tysięcy ludzi i one zezwalają na pracę kapelanów. Stalin w 1943 roku staje wobec faktu, że za chwilę jego wojska te tereny opanują. I co? Czy znów zamykać cerkwie i kościoły? Dobrze wie, że to jest niemożliwe. Pozostawia je otwarte, ale wymyśla piekielną logikę: trzeba odbudować prawosławie na tych terenach, ale prawosławie w pełni kontrolowane. Dlatego w październiku 1943 r. spotyka się z metropolitami, tymi którzy przeżyli i których sprowadził z łagrów. Pozwala im odbudować patriarchat, ale pod ścisłą kontrolą NKWD.
Projekt ten od strony państwa realizuje Gieorgij Karpow, wysoki oficer NKWD. U Stalina pojawia się w tym okresie jeszcze szerszy plan. Chce, żeby w oparciu o rosyjskie prawosławie powstał „wschodni Watykan”. W Moskwie ma być stworzone nowe centrum światowego prawosławia, wykorzystując fakt, że Patriarchat Konstantynopolitański jest w swych działaniach mocno ograniczony przez Turków. W dalszym ciągu po 1945 roku Stalin udziela szeregu koncesji na rzecz prawosławnych, które powodują, że kiedy dochodzi do władzy Nikita Chruszczow, to rozpoczyna nową falę prześladowań Cerkwi prawosławnej w ramach destalinizacji. Stalin dobrze wiedział, że Cerkiew prawosławna jest użytecznym sojusznikiem.
Jak wygląda polityka Stalina na terenach dawnej Rzeczypospolitej stopniowo „wyzwalanych” przez Armię Czerwoną?
- Tutaj mamy ważny fenomen długiego trwania zarówno katolicyzmu jak i prawosławia. Pobożność ludzi na tych terenach Związku Sowieckiego trwa najdłużej. Tą granicą generalnie jest granica pierwszej Rzeczypospolitej, która pokazuje, że tam prawosławie nie dało się całkowicie wykorzenić. Nawet na tych terenach, które po traktacie ryskim, były w rękach sowieckich. Nie udało się to na terenie sowieckiej Białorusi ani sowieckiej Ukrainy. Nie udało się wykorzenić ani Kościoła katolickiego, ale co istotniejsze Cerkwi prawosławnej. Granica II Rzeczpospolitej jest tym bardziej istotną granicą, ponieważ tam przez dwadzieścia lat, działała swobodnie prawosławna hierarchia, która jest częścią Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. W związku z tym Stalin dobrze wie, że nie może sobie pozwolić na szybką ateizację tych terenów. Zdaje sobie sprawę, że wobec nich trzeba stosować inną miarę i dlatego politykę represji stosuje punktowo. Na Litwie pozostaje hierarchia katolicka, zostają diecezje, działa seminarium duchowne w Kownie. Podobnie jest na Łotwie, czy w Estonii. Na Łotwie pozostawia seminarium duchowne w Rydze, które ma służyć nie tylko Łotyszom, ale kandydatom ze wszystkich republik sowieckich, poza Litwą. Natomiast silnie uderza w Białoruś, gdzie nie ma biskupów, gdyż wszyscy zostali wyrzuceni. Jednak szybką ateizację na Białorusi utrudnia fakt, że ta najbardziej religijna część kraju – Grodzieńszczyzna, zamieszkała była przez Polaków. To tereny archidiecezji wileńskiej, która została w 1939 r. podzielona pomiędzy dwie sowieckie republiki litewską i białoruską, co rodzi dodatkowe, trudne komplikacje.
Najgorzej jest chyba na Ukrainie?
- Najbardziej tragiczna jest sytuacja religijna na Ukrainie, gdzie zlikwidowany zostaje Kościół greckokatolicki. Silne uderzenie kierowane jest też w Kościół rzymskokatolicki. Wypędzeni zostają biskupi i większość duchowieństwa, zlikwidowane zostają seminaria. Wyjeżdża do Polski ostatni powojenny metropolita lwowski, abp Eugeniusz Baziak, a seminarium zostaje przeniesione do Kalwarii Zebrzydowskiej. Pozostają tylko niektóre parafie. Kościół katolicki jest tam stopniowo likwidowany co umożliwia proces depolonizacji. Jest ona skutkiem tego, że najpierw była tam okupacja sowiecka, potem nastąpiło ludobójstwo Polaków z rąk UPA, a na końcu miały miejsce masowe deportacje do Polski ludności wraz z kapłanami. Na terenie archidiecezji lwowskiej zostają tylko nieliczni samodzielnie działający księża. Głównym ośrodkiem życia katolickiego są tereny centralnej Ukrainy, gdzie pozostali Polacy w większej masie, czyli Podole i Żytomierszczyzna.
Ważną, aczkolwiek dotąd bardzo mało znaną rolę odrywa wobec tych terenów kard. Stefan Wyszyński. Na czym ona polega?
- Notatki Prymasa Wyszyńskiego ujawniają, że w 1957 r. otrzymał od papieża Piusa XII szczególne uprawnienia „facultates specialissime” dotyczące katolików obrządku łacińskiego żyjących na terenie Związku Sowieckiego. Więcej szczegółów zawiera informacja zapisana w „Pro memoria” z 12 stycznia 1977 r. Prymas pisząc o tych uprawnieniach notuje, iż były bardzo szerokie: „Szły one rzeczywiście bardzo daleko, aż do zawieszenia w czynnościach Biskupa Ordynariusza, gdyby tego dobro Kościoła wymagało. Dzięki Bogu nie musiałem nigdy do tego się odwoływać. Papież Pius XII udzielił mi tego uprawnienia ustnie, bez obowiązku tłumaczenia się przed kimkolwiek, tylko przed Nim, lub Jego Następcą. To samo dotyczyło konsekracji Biskupa, w razie istniejących przeszkód politycznych i istotnej potrzeby Kościoła”.
Uprawnienia nadzwyczajne były Prymasowi Polski przedłużane przez kolejnych papieży. W październiku 1978 r. przed audiencją u Jana Pawła II zapisuje, że poprosi go o konfirmację uprawnień z 1957 r., gdyż jego zdaniem „są one jeszcze potrzebne”. 26 października 1978 r. zostały mu one przyznane po raz kolejny. Uprawnienia Prymasa Wyszyńskiego nie dotyczyły terenów sowieckiej Litwy i Łotwy, gdyż działali tam legalni biskupi, chociaż najczęściej mający status administratorów apostolskich, a nie ordynariuszy. Dotyczą one tych terenów, gdzie nie było lokalnej hierarchii. Dotyczą więc tej części archidiecezji wileńskiej, która znalazła się na Białorusi, diecezji pińskiej oraz terenów Ukrainy.
Co konkretnie Prymas Wyszyński robił, w jaki sposób pomagał Kościołowi na Wschodzie. Przecież nie mógł pojechać do ZSRR?
- Przede wszystkim święcił kapłanów. Szczególnie trudna była wówczas sytuacja na Ukrainie. Od czasu przymusowego wyjazdu abp. Baziaka nie było tam żadnego biskupa. W tej sytuacji Prymas Wyszyński poprosił Stolicę Apostolską o możliwość dokonania tajnych święceń biskupich. Zgodę na to otrzymał od Jana XXIII w 1962 r. Wybór kandydatów pozostawiono Prymasowi Polski. On zdecydował, aby sakry biskupiej udzielić ks. Janowi Cieńskiemu, wikariuszowi generalnemu archidiecezji lwowskiej. Ks. Cieński przybył więc do Polski pod pretekstem odwiedzin brata mieszkającego w Krakowie. Kard. Wyszyński udzielił mu sakry biskupiej 30 czerwca 1967 roku, w prywatnej kaplicy prymasów Polski w Gnieźnie. Sam ks. Cieński początkowo nie chciał przyjąć tych święceń, bał się. Miał duże opory. Tajnie wyświęcony biskup miał uprawnienia sufragana (biskupa pomocniczego) archidiecezji lwowskiej. Jego konsekracja miała poważne konsekwencje. Choć bp Cieński nie powiadomił władz sowieckich o swych święceniach, to zdołał on tajnie wyświęcić grupę kapłanów, m.in. obecnego biskupa pomocniczego archidiecezji lwowskiej Leona Małego. Warto dodać, że z posługi nielicznych kapłanów rzymskokatolickich na Ukrainie, m.in. bp. Cieńskiego korzystali także wierni obrządku greckokatolickiego, którzy przystępowali do sakramentów i uczestniczyli w katechezie w świątyniach obrządku łacińskiego w wielu parafiach Zachodniej Ukrainy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.