Czekając

„A myśmy się spodziewali…” Pamiętam dzień wyboru Franciszka. Przy mikrofonie jednej ze stacji telewizyjnych znana polityczka i samozwańczy profesor.

Reklama

Konieczność pisania felietonu w czwartek, 14 marca, przed południem, wiąże się z pewnym dyskomfortem. Dwa najważniejsze – w odczuciu opinii publicznej – wydarzenia dnia, czyli prezentacja dokumentów synodalnych i ogłoszenie wyników wyborów nowego przewodniczącego KEP, przewidziane są na godziny południowe (nazwisko nowego przewodniczącego pojawiło się w momencie, gdy skończyłem pisać tekst). Próba zmierzenia się z tematem będzie zatem miała znamiona wróżenia z fusów. A jeśli takową podejmie się w godzinach popołudniowych straci aktualność. Pozostaje dzień liczby „pi”. Temat równie niebezpieczny. Wiadomo, grozi rozciąganiem wątku w nieskończoność. Czego czytelnicy nie lubią. Dobry felieton powinien zmieścić się w pięciu tysiącach znaków. Jeśli jest dłuższy większość nie dobrnie do końca. Mało tego, w dyskusjach na Facebooku wielu podejmie próbę udowadniania, że autor nie ma racji, choć, nie wiedząc o tym, będą powoływać się na te same argumenty. Cóż, taka jest dola długich tekstów.

Do „pi” wrócimy, tymczasem kilka refleksji o wczorajszej rocznicy. Od kilku dni chodził mi po głowie temat: niełatwo być papieżem. Zwłaszcza w czasach prześwietlających wszystko i kształtujących opinię publiczną mediów. Zatem dla jednych konserwatysta, dla innych zbyt postępowy. Podjął decyzję za wcześnie lub za późno. Współpracowników ma dobrych – napiszą jedni; otoczył się klakierami – to już głos z innego medialnego zakątka. Przy czym tak szerokie spektrum opinii nie jest związane jedynie z pontyfikatem Franciszka. Benedykt XVI słynął z precyzji wypowiedzi i świetnego warsztatu teologicznego, a mimo to ogłoszony został pancernym kardynałem. Wielu po jego wyborze mówił o przestawieniu zwrotnicy wstecz. Co wypisywano o Janie Pawle II gdy ucałował Koran i zwołał spotkanie w Asyżu, lepiej nie mówić. Paweł VI, w sprawach liturgii, miał być pod wpływem lobby masońskiego. Sięgając dalej, u schyłku XIX wieku, Leon XIII, podejmując w Rerum novarum temat związków zawodowych, miał być prekursorem komunizmu. Zaledwie kilka przykładów. Skąd biorą się te skrajne opinie?

Odpowiedź znajdujemy w ewangelii według świętego Łukasza. „A myśmy się spodziewali…” Pamiętam dzień wyboru Franciszka. Przy mikrofonie jednej ze stacji telewizyjnych znana polityczka i samozwańczy profesor. Nie mając pojęcia kim jest nowo wybrany papież, układali listę życzeń. Czym powinien zając się od pierwszego dnia pontyfikatu. Dziś zapewne należą do grona rozczarowanych. Jak anonimowy, podszywający się po raz drugi pod Dantego, kardynał. Czytając jego kolejny list nie wiedziałem: śmiać się czy płakać.

Współpracowników Franciszka różnie można oceniać. Wszelako o jednym nie można zapominać. Każdy szef otacza się ludźmi, do których ma zaufanie. Tak jest wszędzie i na każdym poziomie. (Moich felietonów szef też przed publikacją nie cenzuruje, ufając, że głupot i herezji nie będę pisał.) Oczywiście życie ich kompetencje będzie weryfikować. Jedni pozostaną, inni odejdą. Klucz doboru pozostanie ten sam: kompetencje i zaufanie. Może nawet w odwróconej kolejności.

A jak skomentować zarzut osłabienia w ostatnim dziesięcioleciu dynamizmu misyjnego Kościoła? Zastanawia dlaczego autor listu po tylu latach nie zdążył zauważyć pierwszej adhortacji „Evangelii Gaudium”, promowania wspólnot parafialnych w kluczu misyjnym (Parafia wspólnotą uczniów i misjonarzy) czy wreszcie danych, wskazujących każdego roku na wzrost liczby katolików na świecie. Owszem, w Europie jest jak jest. Bezpłodna, niezdolna począć, babcia. Choć i to do końca nie jest prawdą. Także na Starym Kontynencie pojawiają się znaki nadziei. Dla przykładu coraz większa ilość przyjmujących chrzest dorosłych i odnowa praktyk wielkopostnych wśród młodych we Francji. Te wiadomości nie znajdą się na pierwszych stronach serwisów informacyjnych, żyjących z nagłaśniania niedostatków i bolączek. Przy czym o największej (bolączce) rzadko kto mówi i pisze.

Chodzi to za mną od dłuższego czasu. Wczoraj (po raz kolejny) nawiązał do tematu redaktor Macura. Mam na myśli wysyp różnego rodzaju dni i świąt. Choć sama idea nie budzi zastrzeżeń, wątpliwości rodzą się w momencie, gdy zaczynają zastępować, a wręcz wypierać święta religijne. Wystarczy rozejrzeć się wokół. Co zostało z Wielkiego Postu? Bawi się Polska jak długa i szeroka. Dzień taki, siaki, jeszcze inny. Brak okazji też jest okazją. O weselach w Niedzielę Palmową i w Wielki Piątek nie wspomnę. A jeszcze nie tak dawno cytowaliśmy pytanie, skierowane do najstarszej córy Kościoła: co zrobiłaś ze swoim chrześcijaństwem.

Dobry moment, by wrócić do wspomnianych na początku i zapowiadanych wydarzeń dnia. Kolejny synodalny dokument będzie niewątpliwie dla Kościoła drogowskazem. Nowy przewodniczący Konferencji Episkopatu przez kilka następnych lat będzie twarzą tego ciała i w jakiś sposób inspiratorem podejmowanych przezeń działań. Jednak liczenie na to, że zmiany dokonają się odgórnie, samoczynnie, bez naszego udziału, jest złudzeniem. Od nas wszystkich zależy czy oprzemy się pokusie zamiany tego, co chrześcijańskie, na to, co świeckie i – co najważniejsze – każdego dnia na nowo będziemy starali się odpowiedzieć na zaproszenie Jezusa: „wypłyń na głębię”. Pamiętając, że wszystko, co potrzebne do duchowego wzrostu, już otrzymaliśmy.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama