W obliczu rosyjskich sukcesów na froncie nastroje nie są optymistyczne.
Jeśli dziś ktoś zgłasza się po pomoc humanitarną, otrzyma ją dopiero w czerwcu, to bardzo boli – mówi Family News Service posługujący w Charkowie ks. Wojciech Stasiewicz. Jest on dyrektorem Caritas-Spes, które w Charkowie i całym obwodzie pomaga od 5 do 10 tysiącom osób tygodniowo. Duchowny przyznaje, że w obliczu rosyjskich sukcesów na froncie wśród mieszkańców i uchodźców nastroje nie są optymistyczne.
Charków to po Kijowie drugie największe miasto Ukrainy. Od rosyjskiej granicy dzieli je jedynie 35 kilometrów, dlatego też od dwóch lat jest celem nieustannych rosyjskich ostrzałów. Wiele dzielnic miasta, jak na przykład wysunięta na północny wschód Saltiwka, poważnie ucierpiało. Jak mówi ks. Wojciech Stasiewicz, obecnie w mieście przebywa około 1 mln mieszkańców, z czego połowa to uchodźcy. Brakuje jednak pracy, zatem ludzie są wręcz zmuszeni do zgłaszania się po pomoc humanitarną.
A potrzeby są ogromne. Miesięcznie z pomocy Caritas-Spes w obwodzie charkowskim korzysta nawet 50 tys. osób. „Proszę sobie wyobrazić – ktoś dziś przyszedł prosić o pomoc, musi kilka godzin stać w kolejce, po czym my wyznaczamy – poprzez przekazanie talonu – datę, kiedy otrzyma pomoc. Jeśli dziś człowiek przyjdzie do naszego centrum socjalnego, to jednorazowo otrzyma tę pomoc w czerwcu. To jest takie bardzo upokarzające, mnie to bardzo boli, bo chciałbym, żeby ci ludzie, którzy dziś przyszli, dziś otrzymali tę pomoc” – wyznaje ks. Wojciech Stasiewicz. Duchowny podkreśla, że mimo to, najważniejsze jest, by każdy uzyskał pomoc. Jest ona dystrybuowana z podziałem na dni – jednego dnia otrzymają ją uchodźcy, innego chorzy i inwalidzi, a w innym dniu rodziny z dziećmi.
Polski duchowny dziękuje za wszelką pomoc, otrzymaną w ostatnich tygodniach i miesiącach z kraju. Gdy w listopadzie apelował o wsparcie, to już w związku ze świętami Bożego Narodzenia do charkowskiego Caritas napłynęło wiele darów. „W zimie największym wyzwaniem była odzież – obuwie, lekarstwa oraz pomoc humanitarna w postaci artykułów spożywczych” – relacjonuje i chwali wsparcie ze strony Caritas Polska i jej oddziałów diecezjalnych. Wyraża również wdzięczność Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych oraz podkreśla wsparcie poprzedniego rządu i zapewnienia obecnego o kontynuacji pomocy.
Gdy rozmawiamy o tym, co dzieje się w mieście, ks. Wojciech Stasiewicz nie pudruje rzeczywistości. „Sytuacja jest bardzo lękliwa, w której trudno cokolwiek dalej przypuszczać. W Charkowie jest 10. dzień spokojnie. Czy to cisza przed burzą? Wiele przeżyliśmy, wszystkiego można się spodziewać. To, że jest taka długa cisza, to wiemy, że pewnie coś się znowu szykuje, a po zwycięstwie Rosji w Awdijiwce, w społeczeństwie czuć większą depresję, brak optymizmu” – opowiada polski ksiądz. Dla charkowian istotna jest sytuacja w nieodległym Kupiańsku, uważanym za bramę do charkowskiej metropolii. „To wielkie szczęście obudzić się całym i zdrowym, że budynek, w którym żyjemy, jest cały. Więc najpierw dziękczynna modlitwa, że się obudziłem, później poranna msza święta i od 8:30 do późnych godzin wieczornych nasze Caritas funkcjonuje” – tak o swoim dniu mówi ks. Wojciech Stasiewicz.
Duchowny zwraca również uwagę na współpracę księży z całej diecezji charkowsko-zaporoskiej. Obejmuje ona obszar kilku dużych, przyfrontowych ukraińskich obwodów. „Wydaje się, że tej pomocy jest dużo, ale staramy się nią dzielić” – mówi duchowny. Jak wyjaśnia, trudna sytuacja jest szczególnie zimą na wsiach, będących często celem rosyjskiej artylerii i rakiet. Tam ludzie są wręcz zdani na pomoc wolontariuszy, nie mogą uprawiać niczego w swych ogródkach czy na polach, gdyż wiele terenów jest zaminowanych. Dodatkowo występują braki wody i gazu.
W kontekście posługi duszpasterskiej ks. Wojciech Stasiewicz wskazuje na kluczową rolę obecności i towarzyszenia drugiemu człowiekowi. „Po dwóch latach każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego kim jest, gdzie jest i z tego, że możemy pomagać, bo równie dobrze moglibyśmy być też po drugiej stronie, prosząc o pomoc. Widać, że jesteśmy wielką rodziną, widać to przy wspólnej modlitwie, gdy siadamy razem do stołu, że pomaga obecność drugiego człowieka” – zauważa dyrektor Caritas-Spes.
Ks. Wojciech Stasiewicz jest wikariuszem parafii katedralnej w Charkowie. Pytamy go o jego posługę duszpasterską w ostrzeliwanym mieście. Co mówić wiernym zadającym proste pytanie „dlaczego?”. Skąd brać siły? Pierwsza odpowiedź może zaskakiwać: „sam czasem myślę – a może to wszystko jest snem i zaraz się obudzę?”. Jednak dalej ks. Stasiewicz podkreśla, że wszystkie doświadczenia ostatnich 24 miesięcy prowadzą go do spotkania z Bogiem. „Skoro dzieje się w tym okrucieństwie też tak wiele dobra, to czy w tym wszystkim można nie widzieć Boga? To nie On stworzył wojnę, nie On poróżnił narody, tylko człowiek. Ale w tym wszystkim jest obecny Pan Bóg” – mówi wikariusz charkowskiej katedry.
Kapłan przyznaje, że musi też mierzyć się z ludzkimi odruchami zemsty i nawoływania do odpowiedzi złem na zło. „Jak w takim środowisku mówić o miłości, przebaczeniu, miłosierdziu i życiu wiecznym. To bardzo trudne momenty. Kiedy patrzę w pierwszej ławce jest młoda wdowa, dwudziestokilkuletnia, przychodzi do kościoła ze łzami. I co ja teraz mogę powiedzieć? Teoretycznie dużo. Ale to przede wszystkim obecność. Tutaj czasami milczenie będzie najlepszym słowem, najlepszym kazaniem” – zaznacza ks. Wojciech Stasiewicz. Jak dodaje, widać, że ludzie wierzący inaczej przeżywają trudne momenty, traktując wiarę jako łaskę i światło w trudnym czasie. „Mogę powiedzieć z całą pewnością i odważnie, że Pan Bóg nas nie opuścił, a może nawet, że Jego obecność najbardziej odczuwamy w tym momencie” – konkluduje polski kapłan z Charkowa.
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.