Celowo nie pytam o Kościół „prawdziwy” czy „autentyczny” Bo Kościół jest albo go nie ma. Kropka.
Kiedy to było? Całkiem niedawno. W latach 2019-2022. Program duszpasterski Kościoła w Polsce nosił wtedy tytuł „Eucharystia – Źródło, Szczyt i Misja Kościoła” . Pięknie: źródło i szczyt – tak nazwano Eucharystię w Konstytucji o liturgii ostatniego soboru. Swego czasu... o, to już 17 lat temu – napisałem nawet niewielki katechetyczny tekst na ten temat. W każdym razie wydawałoby się, że wszyscy powinniśmy pamiętać: Kościół jest tam gdzie Eucharystia: to z niej Kościół się zrodził, to ona jest źródłem, pozwalającym mu żyć w posusze świata. I jest szczytem; jest najlepszym uwielbieniem Boga Ojca. Bo „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” w jedności Ducha Świętego. A wszystko to dlatego, że Eucharystia właśnie, jest uobecniająca pamiątką zbawczej męki Jezusa Chrystusa. Tymczasem... Nauka poszła w las? Na to wychodzi.
Pojawia się ostatnio mnóstwo różnych pseudonauczycieli prawdziwej wiary, którzy w tej czy innej inicjatywie widzą „prawdziwy Kościół”. „Tylko” to, „tylko” tamto. Nasz ruch, nasz sposób formowania, nasza szkoła, nasza duchowość itd. Wszystko inne jest mało warte... Cóż powiedzieć? Może złośliwie? Kościół katolicki zawsze był „i”. „Tylko” to protestantyzm. To protestantyzm ma swoje „sole”. Kościół katolicki uznając, że Pismo Święte jest źródłem wiary przypomina, że ważna jest też Tradycja (dokładniej to Nowy Testament jest nawet spisaną tradycją Kościoła pierwszego wieku). Uznając, że człowiek zbawiony jest przez wiarę w Jezusa Chrystusa zauważa, że wiara nie może być pustą deklaracją, a musi wyrażać się także w postawie człowieka. Uznając potrzebę łaski Bożej do zbawienia przypomina, że potrzeba, by człowiek z tą łaską współpracował. A uznając, ze jedynym pośrednikiem między Ojcem a nami jest Chrystus, nie wyklucza świętych z możliwości wstawiania się za nami. To jest katolicyzm.
Podobnie podchodził Kościół zawsze do różnych form duchowości czy powołań. Chwali i życie kontemplacyjne i życie zakonów czynnych. Chwali postawę zasłuchanej w Jezusa Marii, chwali postawę krzątającej się przy posługach Marty. Chwali kapłaństwo z jego celibatem, chwali i małżeństwo. Dostrzega wartość wielu różnorodnych inicjatyw i ruchów odnowy wiary. Po prostu na serio traktuje naukę św. Pawła, że Kościół jest jak ciało, w którym dla dobrego funkcjonowania potrzebne są różnorakie członki. Gdy więc słyszę, że jakiś lider tego czy innego ruchu mówi, że tylko to, co ten ruch ma do zaproponowania, to... Ciężko wzdycham.
Tym ciężej, gdy prawdziwym Kościołem określa się różnorodne „ewangelizacyjne” eventy... W cudzysłowie, bo przecież nie są to spotkania ewangelizacyjne, ale spotkania ewangelizatorów... A odmawia się bycia Kościołem parafiom (ewentualnie traktując je jako martwe wspólnoty), w których codziennie wielbi się z Chrystusem Boga Ojca na Eucharystii. Bufonada, prawda? I ignorancja.
W parafiach dzieje się zresztą wiele dobrego. Tyle że nie jest ono tak widoczne, bo jest zwyczajne, codzienne, więc nie rozpisują się o nim w internecie. To tam leczy się ludzkie dusze w sakramencie pokuty. To tam niejeden znalazł pociechę w duszpasterskiej rozmowie, to tam nakarmiono wielu głodnych. To tam spotykają się różne wspólnoty. Na modlitwie, na ewangelicznej rozmowie, we wspólnym działaniu na rzecz bliźniego... I to tam pogardzane nieraz stare babcie, modląc się na różańcu powtarzają co parę minut „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”. Czym to uwielbienie gorsze od uwielbiania w ekstatycznych uniesieniach?
Byłem parę lat temu w Krakowie na „Forum Nowej Ewangelizacji”. Ogólny entuzjazm. Atmosfera powszechnego przekonania, że właśnie my zmienimy Kościół, sprawimy, że będzie domem dla wszystkich. I gorzka refleksja przygodnie spotkanego, niemłodego już kapłana: „tak, byłem na takim spotkaniu dziesięć lat temu; też się nam tak wydawało”... Historia ciągle się powtarza. Ciągle ktoś usiłuje wmówić, że gdyby wszyscy poszli ta drogą co my, to... I frustrują się tak myślący, że „teoria ze wszech miar słuszna, tak się w życiu sprawdzać nie raczy”. Że są ludzie, których to co proponują „łapie”, są tacy – zdecydowana większość – do których zupełnie nie przemawia....
Mamy słuchać Ducha Świętego? To może zamiast wyznaczać Mu granice i mówić, ze „tylko to” czy „tylko tamto” posłuchajmy co faktycznie mówi? Jak napisałem w ostatnim komentarzu On przede wszystkim przypomina naukę Jezusa. Do niej wróćmy. Może też jednak pamiętajmy o tych naukach o Kościele które mamy już nie w Ewangeliach, ale innych Pismach Nowego Testamentu? Ot, że w Kościele są różne powołania, ze jest jak ciało potrzebujące wiele różnych członków... Bo Pismo natchnione jest przecież przez Ducha Świętego. Znacznie lepiej jego się trzymać niż brać za działanie Ducha swoje własne natchnienia. I znacznie lepiej od nich pytać dawnych wieków: jak rozumieli nasza wiarę nasi ojcowie. Przecież Kościół, prowadzony przez Ducha Świętego, nie powstał w XXI wieku, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.