Cały świat jest pełen śladów Boga. Jak tego nie dostrzegać?
Ostatnia dekada sierpnia, końcówka tego, co młodzi mogą nazywać wakacjami. Młodzi, bo starsi, już pracujący, zwłaszcza gdy nie mają dzieci... No tak, oni mogą wybrać urlop w tych pięknych miesiącach na L: lutym, listopadzie... Praca redaktora tudzież dziennikarza w tym czasie też, mimo uszczuplenia składów osobowych, spokojniejsza. Mniej się dzieje takich rzeczy, na które trzeba by koniecznie reagować. Korzystając z tej okazji dziś komentarz na temat aktualny, owszem, ale nie taki znów gorący.
Podziwiam czasem... archeologów. Nie to, że cierpliwie kopią, oczyszczają, badają. Ale ot, znalezienie takiego dawnego krzemiennego noża, toporka czy grotu. Szczerze mówiąc gdybym ja znalazł coś takiego nawet bym nie pomyślał, że nie jest to dziełem natury, a zostało celowo obrobione przez prehistorycznego człowieka. Oni, może dlatego że badając jakieś stanowiska wiedzą, co mogą znaleźć, tę zaklętą w kamieniu celowość ludzkiego działania widzą. Przenikliwy umysł naukowca potrafi tą celową obróbkę zauważyć.
Naigrawam się? Ależ nie! W każdym razie nie z archeologów! Zastanawia mnie raczej jak to jest, że ot, w takich fizyce, chemii czy biologii, od pojęcia celowości wielu ucieka jak diabeł przed święconą wodą, a woli mówić o przypadku czy mechanizmach przyrody. Nie próbując nawet odpowiedzieć na pytanie dlaczego owe mechanizmy są właśnie takie, a nie inne. Skoro w kawałku kamienia można zobaczyć nie przypadek, ale celowe działanie człowieka, to czyż tym bardziej nie można jej dostrzec w świecie przyrody? No tak, ale tu nie o zmyślność człowieka chodzi, ale Stwórcy. I to właśnie powód, dla którego umysły wielu naukowców nagle „ślepną”. Bóg nie jest do niczego potrzebny, obejdziemy się bez Niego...
Nie chodzi oczywiście o to, by nauka udowadniała istnienie Boga. Bardziej o to, by Jego istnieniu tak gorliwie nie zaprzeczała. I to powołując się na naukowość właśnie. Żadna z nauk przyrodniczych nie potrafi odpowiedzieć na podstawowe pytanie: dlaczego świat w ogóle istnieje, skoro równie dobrze mógłby nie istnieć. Naukowcy – ateiści wolą twierdzić, ze świat po prostu jest i już i nie zaprzątać sobie głowy takim pytaniem. Rozwój nauki, zarówno fizyki (w tym astrofizyki) jak i biologii doprowadził jednak już do tego, że odkryliśmy, jak bardzo nieprawdopodobne jest istnienie takiego świata, w jakim żyjemy. Gdyby pewne jego parametry były ciut inne istnienie znanego nam świata byłoby skrajnie nieprawdopodobne. Podobnie z pewnymi mechanizmami biologii. Gdy te nieprawdopodobieństwa połączyć (czyli przez siebie pomnożyć)....
Przedstawiciele świata naukowego znaleźli oczywiście rozwiązanie tego problemu. Nasz świat jest taki wyjątkowy, bo... jest jednym z nieskończenie wielu wszechświatów, ale jedynym (albo jednym z nielicznych) „udanych”. Poza nim istnieją biliony miliardów trylionów (czyli nieskończenie wiele) wszechświatów nieudanych. Tyle że nic o nich nie wiemy.
Zadziwiające, do jakich pomysłów można dojść rękami i nogami broniąc się przed uznaniem tego, co dla archeologów oczywiste: ze skoro w jakimś dziele widać ślady inteligentnego pomysłu, to wytworzyła to istota inteligentna. Przecież nawet mądrość ukryta w tym najbliższym nam świecie zaskakuje. Zaskakuje chyba jeszcze bardziej różnorodność tego, co nauka odkrywa w Kosmosie, a co nijak nie pasuje do wyobrażeń na ten temat, jakie człowiek miał jeszcze sto lat temu. Czyż nie świadczy to o wielkiej pomysłowości Tego, który taki mechanizm świata skonstruował?
Dla mnie tak. I tym większy mam do Boga szacunek, że kogoś tak małego i lichego wobec ogromu wszechświata jak człowiek ukochał i chce go mieć na wieki w niebie. Czytających te słowa i mnie też.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.