W Domu Edyty Stein wrocławianie spotkali się z Teresą Benedyktą McCarthy. Amerykanką, której uzdrowienie doprowadziło do kanonizacji Edyty Stein - św. Teresy Benedykty od Krzyża.
Wszystko działo się w 1987 roku. 2,5-letnia Teresa Benedykta została w domu ze starszym rodzeństwem. Rodzice byli na wycieczce poza domem. Trwał sezon grypowy. Wiele osób chorowało. Dziewczynka zupełnie nieświadomie przyjęła dużą dawkę leku, myśląc, że to słodkości. Po chwili rodzeństwo zauważyło, że jest nieswoja, że nie zachowuje się naturalnie i zabrało ją do szpitala. Później przetransportowano ją do kliniki.
Najbardziej ucierpiała wątroba. Dawka leku została przekroczona 14 razy. Teresa Benedykta znajdowała się w śpiączce, jej wątroba przestała funkcjonować - była sześciokrotnie większa niż normalnie.
- Moje nazwisko zostało umieszczone na liście do przeszczepu wątroby na pierwszym miejscu. Ale nawet gdyby do niego doszło, szanse na moje przeżycie były niewielkie - mówiła Amerykanka podczas spotkania w Domu Edyty Stein.
Ciocia dziewczynki zaproponowała, by zebrać szerokie grono znajomych i modlić się o wstawiennictwo Edyty Stein. Cała rodzina żarliwie prosiła Boga.
- Był to czas, kiedy mój ojciec jako ksiądz melchicki miał wygłosić rekolekcje daleko od domu i szpitala z umierającą córką. Stanął przed dylematem, czy jechać, czy nie. A miały one się odbyć ponad tysiąc mil od szpitala. Wtedy natknął się na książkę św. Teresy z Avila i w niej na słowa, które zrobiły na nim duże wrażenie: „Jeśli ty się zajmiesz moimi sprawami, to ja zajmę się twoimi”. Tak Bóg mówił do świętej Teresy - opowiadała Teresa Benedykta.
Wiara rodziców wyprzedzała swoje czasy
Ks. Emanuel McCarthy pojechał jednak na rekolekcje. Kiedy wrócił z nich do szpitala dowiedział się, że stan zdrowia jego córki się bardzo poprawił. Została wypuszczona ze szpitala bez żadnych leków.
Jeden z jej braci, który podczas dramatycznych dni o życie Teresy modlił się w kaplicy domowej różańcem i powiedział do matki: „Teresa Benedykta będzie zdrowa”. Jedna z pielęgniarek przyszła po swoim dyżurze ponownie do pracy, będąc pewna, że mała Teresa Benedykta już nie żyje, a zobaczyła dziecko w dobrej formie. Kiedy dziewczynka chodziła między ludźmi, powtarzano: „Idzie chwała Boża”.
- Nie jestem cudownym dzieckiem. Jestem zwykłą kobietą. Mieszkam na co dzień w Bostonie w Stanach Zjednoczonych. Pracuję jako dyrektor zajmujący się projektami w katolickiej firmie - mówiła we Wrocławiu T. B. McCarthy.
Co ciekawe, urodziła się w Stanach Zjednoczonych 8 sierpnia 1984 roku, czyli w przeddzień rocznicy śmierci Edyty Stein. A właściwie w dzień rocznicy śmierci, ponieważ w Europie był to 9 sierpnia.
Teresa Benedykta McCarthy otrzymała swoje imiona, ponieważ wiara jej rodziców była tak duża, że zapragnęli, aby ich dziecko nosiło imię ani jeszcze nie beatyfikowanej, ani nie kanonizowanej kobiety, którą uznali za przykład do naśladowania. A potem została ona patronką Europy.
Jej ojciec ks. Emanuel Charles McCarthy jest księdzem melchickim. Ma 12 dzieci. Kościół melchicki to katolicki kościół wschodni, który pozostaje w unii z biskupem Rzymu.
Został wyświęcony 9 sierpnia (sic!) 1981 roku w Damaszku w Syrii. Od 40 lat w lipcu i w sierpniu pości. Przyjmuje tylko pokarmy płynne przez 40 dni, a ma 82 lata. Pości w intencji przebłagania za zrzucenie bomby na Nagasaki.
Uzdrowiona nastolatka w centrum
Cud uzdrowienia w 1987 roku zgłoszono do diecezji, a potem do Watykanu. Rozpoczęto proces kanonizacyjny.
- Oczywiście nie byłam świadoma tego, co się działo, że toczy się jakiekolwiek dochodzenie. Byłam zajęta zabawą, psotami i radosnym spędzaniem czasu. 11 lat później odbyła się kanonizacja. 11 października 1998 roku ogłoszono Edytę Stein świętą. Ta uroczystość była dla mnie trudna i przytłaczająca. Miałam 14 lat. Jako nieśmiała dziewczyna nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Nie wiedziałam, jak radzić sobie z rozmowami, do których mnie zapraszano - wspominała Teresa Benedykta McCarthy.
Jak podkreśla, jej obecność na kanonizacji napełniła ją wieloma wspaniałymi wrażeniami, ale nie była w stanie tego przetworzyć, w pełni uświadomić sobie, co się stało. To nastąpiło później.
- Edyta Stein jest obecna w moim życiu, ale szczególnie w sytuacjach trudnych, wręcz rozpaczliwych. Nie zwracam się do niej codziennie, ale proszę o wstawiennictwo wtedy, kiedy doświadczam spraw po ludzku beznadziejnych. Nie znam do końca rezultatu moich modlitw, ale czuję ogarniający mnie pokój i pogłębioną wiarę - mówiła Amerykanka.
Międzyreligijna podróż duchowa
Od czasu do czasu ludzie proszą ją o modlitwę w ich intencjach za wstawiennictwem św. Teresy Benedykty od Krzyża. Ona czuje, że to właśnie Edyta Stein ich do niej przyprowadza.
- Ta cała historia nabrała większego wpływu w dorosłym życiu. Nie staram się rozgłaszać swojej historii, ale kiedy ludzie wokół mnie ją odkrywają, wyrażają duże zaskoczenie i zdziwienie - przyznaje 39-latka.
Jej zdaniem najbardziej interesujący w duchowej podróży Edyty Stein jest fakt, że została wychowana w jednej religii, potem została ateistką, a przeszła ostatecznie na katolicyzm. Znalazła wiarę, która była po prostu jej i głęboko w niej tkwiła.
- Edyta Stein pokazuje, że czasem w życiu mamy takie poczucie, że nie możemy już nic sami zrobić, a wtedy pozostaje modlitwa. Jestem wdzięczna za wszystko, co się wydarza w moim życiu. Wiem, że to Bóg w nim działa - podsumowuje bohaterka spotkania we Wrocławiu.
Organizatorzy wydarzenia przypomnieli w przeddzień 81. rocznicy śmierci Edyty Stein w Auschwitz-Birkenau, że święta została aresztowana w odwecie za to, że biskupi katoliccy w Holandii odważyli się skrytykować Niemców za ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Na fali represji Stein została aresztowana 2 sierpnia. Zginęła z powodu żydowskiego pochodzenia i tego, że była katolicką zakonnicą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.