„Przede wszystkim Ukrainie potrzeba obecnie przyjaciół i sojuszników, a owi przyjaciele i sojusznicy mogą różnić się od nas” – mówi Yuriy Lifanse, kierujący Wspólnotą św. Idziego w Kijowie. Wskazuje, iż sytuacja po ponad roku od rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na jego ojczyznę w pewien sposób ustabilizowała się, pozostając jednak tragiczną. Np. nieustające naloty czy konieczność powrotu do zagrożonych miejsc z powodów ekonomicznych rodzą ciągłe nowe zapotrzebowania.
Obecnie wielkie wyzwanie stanowi sprawienie, aby działalność wspierająca miejscową ludność nie tylko się nie zatrzymała, ale też potrafiła pomagać długoterminowo – podkreśla mężczyzna. W ciągu pierwszego roku wojny Wspólnota św. Idziego przekazała żywność, leki czy inne ważne środki w sumie o wartości 15 mln euro. Ważnym punktem działalności pozostaje również organizowanie normalnego życia, zabaw, gier dla dzieci, zwłaszcza w rejonach wyzwolonych, aby przywrócić im choć trochę utracone dzieciństwo. W tym wszystkim nieocenioną pomoc stanowi wsparcie z zewnątrz, na co zwraca uwagę Yuriy Lifanse.
„Nigdy nie znajdziemy innych ludzi, którzy przeżywaliby ową wojnę tak samo jak my. Ponieważ nie byli bombardowani, nie zostali ewakuowani. Dlatego dla Ukrainy tak ważną pozostaje idea spotykania się, przyjeżdżania i zobaczenia. Kiedy sam tego doświadczysz, to zupełnie co innego – wskazuje Radiu Watykańskiemu Yuriy Lifanse. – W obecnej sytuacji musimy gromadzić coraz więcej sojuszników. A podstawę takich sojuszy stanowi jedność między Ukraińcami (…), którą widzimy we Lwowie, gdzie cały kraj jest dziś wymieszany. Nasze centrum zatrudnia pracowników z Zaporoża, Chersonia, Charkowa i Mikołajowa. Ludzie wszędzie pracują razem dla dobra Ukrainy. To ogromne osiągnięcie. I owo osiągnięcie podzielają wolontariusze pochodzący z Włoch, Francji, Holandii, Niemiec, zewsząd. Podstawy nie stanowi geopolityka, ale te przyjazne stosunki… Geopolityką, sprawami wojskowymi powinien zajmować się prezydent, o Rosjanach ma myśleć Załużny, jemu to bardzo dobrze wychodzi, pozostaje ich «wielkim przyjacielem» w cudzysłowie. A my musimy właśnie budować tę jedność, doceniać osoby wokół nas, pomagać im zrozumieć, ponieważ ludzie nas słuchają. Często wielu [obcokrajowców] pozostaje jeszcze w paradygmacie z czasów zimnej wojny. Przeczytali coś gdzieś w książkach i myślą teoretycznie. Dlatego musimy opowiedzieć własną historię, naszą historię i podziękować im za troskę o Ukrainę oraz bycie z nami.“
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.