„Jan Paweł II doświadczał także cierpienia duchowego, wypływającego z problemów dręczących Kościół, z niesprawiedliwości, z zagrożeń, ze słabości ludzi Kościoła” – powiedział kard. Zenon Grocholewski w rozmowie z KAI. Prefekt Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego podkreśla, że Jan Paweł II był chyba jedynym człowiekiem autentycznego dialogu naszych czasów.
KAI: Księże Kardynale, 1 maja Benedykt XVI wyniesie swego poprzednika, Jana Pawła II, do chwały ołtarzy. Czy fakt ten stanowi zaskoczenie dla Księdza Kardynała?
Kard. Zenon Grocholewski: Nie można mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu. Obserwując zwłaszcza ostatnie lata życia Jana Pawła II trudno było nie odnieść wrażenia, że byliśmy świadkami kresu ziemskiego pielgrzymowania człowieka naprawdę świętego, który ukazał światu, jak można realizować swoje człowieczeństwo w świetle Słowa Bożego i żywego, intensywnego kontaktu z Panem Bogiem.
KAI: Ksiądz Kardynał spotykał ówczesnego metropolitę krakowskiego, kard. Karola Wojtyłę, jeszcze przed wyborem na Stolicę Piotrową. Czy już wówczas można było dostrzec, że jest to człowiek dążący do doskonałości chrześcijańskiej?
– Wówczas, prawdę mówiąc, nie myśleliśmy o nim w kategoriach świętości. Kard. Wojtyła był dla nas przykładem człowieka, który oddał się bez reszty Kościołowi i nim intensywnie żył. Rzucał się w oczy jego duch modlitwy. W czasie studiów rzymskich mieszkałem w Kolegium Polskim, w którym zawsze zatrzymywał się kard. Wojtyła. Przez pewien czas mój pokój znajdował się nieopodal kaplicy. Podczas pobytu Metropolity Krakowskiego w Wiecznym Mieście, wieczorem, niemal zawsze o tej samej porze, słyszałem powolne kroki kardynała zmierzającego na modlitwę. Nie umiem powiedzieć kiedy wracał do siebie. Miałem wrażenie, że trwał na rozmowie z Panem bardzo długo. Dawał nam przykład doceniania wartości i konieczności modlitwy; jednocześnie łączył to z głębokim człowieczeństwem.
KAI: Często się z wami spotykał?
– Należał do tych biskupów, którzy mieli z nami najwięcej kontaktów. Przychodził na wszystkie imieniny, żartował i pozwalał żartować z siebie, a jednocześnie traktował księży-studentów poważnie, czasami nawet zasięgając ich rady. Ponieważ studiowałem prawo kanoniczne, kard. Wojtyła niekiedy konsultował się ze mną w kwestiach prawnych. Jawił się nam nie tyle jako hierarcha, ile przyjaciel, dlatego nadaliśmy mu w Kolegium Polskim tytuł „honorowego kolegiasty”, postrzegając go jako jednego z nas. Każda ze wspomnianych cech ściśle ze sobą związanych – tzn. duch modlitwy i ujmujące człowieczeństwo – świadczyły o jego wielkości.
KAI: Czy Ksiądz Kardynał spotkał się z biskupem, a później kardynałem Wojtyłą jeszcze w Polsce, przed wyjazdem do Rzymu?
– W Polsce kardynała Wojtyłę widziałem jedynie z daleka. Owszem, czytałem teksty jego wystąpień. Jako alumni przygotowujący się do kapłaństwa zainteresowaliśmy się jego pionierską wówczas książką „Miłość i odpowiedzialność”. Dużo wiedziałem o biskupie Wojtyle, ale w Polsce nigdy się z nim osobiście nie spotkałem. Przybyłem do Rzymu w roku 1966 i tutaj miałem okazję spotykać go i z nim rozmawiać. Rok później Paweł VI włączył go do kolegium kardynalskiego. Uczestniczyliśmy z radością w tych uroczystościach, jak również w objęciu przez niego kościoła tytularnego San Cesareo in Palatio. Pomimo wyniesienia do tak wielkiej godności, podobnie jak miało to miejsce także później, po wyborze na Stolicę Piotrową, nie zmieniło się jego podejście do nas – księży studentów. Był tym samym bezpośrednim człowiekiem, chętnie nawiązującym kontakty z innymi ludźmi. Był też bardzo uważnym słuchaczem. Mimo że w trakcie rozmowy patrzył na kogoś innego, świetnie słyszał wypowiedziane słowa i czasem zapamiętywał je na długo.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.