Faryzeusz zyskał etykietkę obłudnika – ale przecież nie dzieje się tak z automatu.
Może problem czasem w tym, że siedzimy sobie w swojej ulubionej ławce i czujemy ulgę: „O Boże, jak dobrze, że ja nie jestem jak ten faryzeusz!”.
Faryzeusz zyskał etykietkę obłudnika – ale przecież nie dzieje się tak z automatu. Gdyby uznać go po prostu za kogoś, kto stara się robić wszystko co trzeba, wykazuje wszelkie objawy porządnego, pobożnego życia? Pewnie, uprzywilejowana pozycja nie zawsze jest czyjąś osobistą zasługą, a i trochę pokory takim ludziom się przydaje. Czy jednak nie nazbyt łatwo uznajemy kogoś stojącego wyżej od nas za obłudnika? Karierowicza, chciwca, pyszałka?
Do tego celnika też nam chyba daleko. Czy bicie się w piersi wynika z poczucia, że tak trzeba, czy ze świadomości własnej winy? Nie namawiam do grzeszenia oczywiście czy jakichś licytacji w myśl idei: im więcej, tym dla pokory lepiej. Obawiam się jedynie, że dzisiaj grzech jest przesuwany raczej w sferę braku kontroli (coś jak zjedzenie ciastka w czasie diety). Tak jakby oznaczał tylko zbytnią uszczypliwość wobec kogoś (oj tam, w końcu sobie zasłużył), opuszczenia się w jakimś obowiązku (zawsze możemy wskazać 100 innych spraw, w których byliśmy dokładni i pilni) czy nadmiernego rozdmuchania kwestii rozproszeń na modlitwie (bo przecież się modlimy, czy nie?). Pozujemy do kolejnej fotografii, ukazując swój lepszy profil.
«Dopóki człowiek nie zetknie się ze złem, ma o nim ciut za bardzo romantyczne wyobrażenie. Może „romantyczne” to nie za dobre określenie. Chodzi o bardziej lub mniej świadome przekonanie, że zło to nic takiego. Że jest jakieś „normalne” zło, takie do przyjęcia (odrzuciwszy to wynaturzone, jak w serialu o seryjnym mordercy, mamy jeszcze to zwykłe – policjanta pijaka, który rozwiązuje wszystkie intelektualne zagadki, pokonuje złoczyńcę, ocala dziecko).
Ojciec Zdzisław Kijas w książce „Walka nieustanna” (co za trafny tytuł!) stawia tezę, iż diabeł wypacza spojrzenie człowieka na siebie, na swoje realne potrzeby, przedstawia rzeczywistość w połowicznym świetle. Stopniowo uczymy się podejrzliwości (czy nie jest tak, że samych siebie automatycznie uznając z skromnych i niesłusznie oskarżonych, łatwo piętnujemy obłudę bliźnich?). Czytamy: „Diabeł jest mistrzem podejrzliwości. Jest wyjątkowym ekspertem, gdy chodzi o rodzenie wątpliwości, niepewności tego, co jest. Kiedy mówię, że jest on mistrzem podejrzliwości, znaczy to tyle, że zagląda on niejako «pod» to, co człowiek przeżywa. Diabeł zmusza człowieka, aby doszukiwał się czegoś innego niż to, co rzuca się w oczy. Człowiek podejrzliwy podaje w wątpliwość deklaracje innych, które w jego mniemaniu nie są szczere, ale mają drugie dno, ukrytą intencję. Z takimi ludźmi trudno nawiązać przyjaźń, a kiedy jej brak, nie ma miejsca na zaufanie, a w konsekwencji na realizację wspólnych celów”.
Ja taka nie jestem?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ojciec Święty w czasie tej podróży dzwonił, by zapewnić o swojej obecności i modlitwie.
Niech Rok Jubileuszowy będzie czasem łaski, nadziei i przebaczenia.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.