Post o wodzie w intencji zwrotu kościoła podjął proboszcz parafii św. Szymona i Heleny w Mińsku białoruskim ks. Władysław Zawalniuk.
Wczoraj, 11 października, policjanci i agenci w cywilu nie pozwolili parafianom zebrać się na modlitwę w pobliżu kościoła - donosi portal gazetaby.com, powołując się na świadków tego wydarzenia.
W kościele, w którym ludzie chronili się podczas demonstracji na Placu Niepodległości po wynikach wyborów z 9 sierpnia 2020 roku, wybuchł 26 września niewielki pożar. Jego przyczyny pozostają niewyjaśnione. Pomimo tego, że tylko niewielka część świątyni została uszkodzona, administracja dzielnicy natychmiast nakazała jego zamknięcie, zabraniając dostępu wiernym i księżom.
Ponadto 6 października rano okazało się, że władze postanowiły rozwiązać umowę ze wspólnotą parafii świętych Szymona i Heleny o bezpłatnym użytkowaniu budynku Czerwonego Kościoła. Władze twierdziły później, że budynek został zamknięty na czas remontu. Nic jednak nie wspominano o zamiarze zwrócenia katolikom kościoła po remoncie.
Jak podaje strona internetowa białoruskiego Kościoła katolickiego, miejscowa wspólnota wystosowała list otwarty do prezydenta Łukaszenki z prośbą o umożliwienie upoważnionym przedstawicielom parafii inspekcji zniszczonych przez pożar pomieszczeń Czerwonego Kościoła w Mińsku. Parafianie stwierdzili też, że pożar w kościele nie był przypadkowy i skierowali do Komitetu Śledczego prośbę o informację o wynikach śledztwa, które wciąż nie są znane.
Sytuacją Czerwonego Kościoła zajął się nuncjusz apostolski na Białorusi abp Ante Jozić, który w ubiegłym tygodniu wraz z przewodniczącym Konferencji Episkopatu tego kraju bp. Olegiem Butkiewiczem został przyjęty przez przedstawicieli rządu.
Przypominamy treść wywiadu, który pierwotnie opublikowany został w serwisie KAI styczniu br.
To nowa inicjatywa Księży Marianów, podejmowana w duchu Roku Jubileuszowego.
65-letni prałat Renzo Pegoraro zastąþił na tym stanowisku abp Vincenzio Paglię
Wyrok wywołał protesty nie tylko na Słowacji, ale także za granicą.
Premier Indii Narendra Modi nazwał katastrofę "nie do opisania".