Życie Ojca Pio z Petrelciny nie było usiane różami, choć do różańca miał on wielką i nabożną cześć.
Życie Ojca Pio z Petrelciny nie było usiane różami, choć do różańca miał on wielką i nabożną cześć. I to ta modlitwa, a precyzyjnie - rozważanie dzięki niej życia Zbawiciela – pozwoliło mu konsekwentnie podążać drogą do nieba, gdy co rusz napotykał na niej ciernie. Zaczęło się już w dzieciństwie, bo był więcej niż słabego zdrowia - kilka razy jego życie wisiało z tego powodu dosłownie na włosku. Potem były wątpliwości, a nawet posądzenia ze strony przełożonych kościelnych, którzy kwestionowali jego doświadczenia mistyczne. Do tego doszła postawa wiernych, który mniej niż na orędziu o miłosierdziu Boga, skupiali się dużo częściej na cudach dokonywanych za wstawiennictwem Ojca Pio, z tym najbardziej spektakularnym – stygmatami – na czele. Takiej otwartości na Chrystusa nie przepuścił także i zły, który każdego dnia doświadczał naszego patrona realnymi cierpieniami i pokusami. I jakby tego wszystkiego było mało, Ojciec Pio miał jeszcze przeciwnika w swoim własnym, gwałtownym charakterze. Ale ten kapucyn, urodzony w 1887 roku, był na swojej drodze powołania wytrwały i posłuszny zwierzchnikom, stając się tym samym narzędziem uzdrowienia - zarówno duchowego, jak i fizycznego - dla tysięcy ludzi w konfesjonale i w czasie sprawowania Eucharystii. Pytany przez nich o radę: "jak żyć?" odpowiadał : „Módl się wytrwale, ufnie, zachowując spokój i pogodę ducha”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).