W Kowalewie przez 28 lat leczyło się ponad 1100 księży. Ok. 40 % z nich udało się przestać pić, po powrocie z leczenia nadal są księżmi – mówi z rozmowie z KAI ks. Wiesław Kondratowicz, trzeźwiejący alkoholik, założyciel i dyrektor Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie.
Małgorzata Bilska: Ksiądz jest dyrektorem, ale i założycielem ośrodka w Kowalewie, gdzie od kilku dekad trafiają na terapię księża uzależni od alkoholu. Czy to najlepsza formuła pomocy w przypadku choroby alkoholowej – ośrodek przeznaczony wyłącznie dla księży?
Ks. Wiesław Kondratowicz: Pomysł podsunął mi Sługa Boży, ks. Franciszek Blachnicki. Spotkaliśmy się w 1980 roku i powiedziałem mu, że jestem trzeźwiejącym alkoholikiem według programu 12 kroków Anonimowych Alkoholików (AA). Powiedział mi, żebym zajął się księżmi. Tylko tyle, nie wskazał konkretnych metod czy sposobów leczenia. Zacząłem szukać sam. Na początku wydawało mi się, że najlepiej będzie, jeśli podzielę się swoim doświadczeniem. Drogą trzeźwienia. W taki właśnie sposób zacząłem pomagać innym, za zgodą ówczesnego arcybiskupa poznańskiego Jerzego Stroby. Rozmawiałem z księżmi, którzy mieli problem i tego potrzebowali. To jeszcze nie była pomoc zorganizowana. Wszystko dopiero się kształtowało.
Skąd wziął się pomysł na ośrodek?
W 1986 roku pojawił się u mnie w Poznaniu znany pastor Robert Gable. Opowiedział mi o amerykańskich ośrodkach dla księży. Tak to sobie wyobrażałem; chciałem pomagać księżom w ich „naturalnym środowisku”, jakim jest parafia. Potem pastor Gable zaprosił (zasponsorował przyjazd) do mnie amerykańskiego księdza, ks. Boba Billa, który był dyrektorem ośrodka dla księży alkoholików w archidiecezji bostońskiej. On mi powiedział, jak tam pomagają. I to, że w Stanach Zjednoczonych każda większa diecezja ma taki ośrodek.
Czyli wzorce zostały zaczerpnięte z zagranicy.
Tak. W 2001 roku byłem w Stanach razem z dr. Bohdanem Woronowiczem, wybitnym psychiatrą, który zajmował się leczeniem choroby alkoholowej. Był innowatorem w tej dziedzinie w Polsce. Odwiedziłem wtedy ośrodek dla księży Guest House koło Rochester. Uczyłem się bezpośrednio od nich. Nie miałem jednak kompleksów, bo wtedy funkcjonował już nasz ośrodek w Kowalewie i okazało się, że działamy podobnymi metodami. Różnica była taka, że choć Amerykanie zaczynali przy parafiach, to potem tworzyli ośrodki poza parafiami – nie było programowego połączenia, tak jak to jest u nas.
W wywiadzie dla Aletei ks. Piotr Brząkalik, trzeźwy alkoholik z archidiecezji katowickiej, powiedział: „Jeśli naprawdę uważamy uzależnienie od alkoholu za chorobę, to nie bardzo wiem, czemu księża mają się z niej leczyć w specjalnych ośrodkach. […] Ten „własny sos” mi nie pasuje, bo to jest pieszczenie się swoją krzywdą: miałem fatalnego przełożonego, słabą parafię itp. Można się łatwo usprawiedliwić.” On leczył się – ponad 20 lat temu - w zwyczajnym ośrodku w Gorzycach pod Wodzisławiem Śląskim. Stąd moje pytanie…
Znam go od kilkudziesięciu lat. Mam bardzo dobre zdanie o jego działalności, pomaga innym. On ma prawo do takich sformułowań. Przeszedł terapię inną niż ja, to są jego osobiste wnioski. Ja mam swoje. Mam inne przykłady, na których się wzoruję. Księża, tak jak wszyscy ludzie, są bardzo różni. Jedni chcą, a inni – tak jak ks. Brząkalik – nie chcą korzystać z leczenia w ośrodku dla duchownych. Może nie wiedzą dokładnie, co tu robimy?
W Kowalewie przez 28 lat leczyło się ponad 1100 księży. Wielu z nich udało się przestać pić, są potem w programie poterapeutycznym. I wtedy mówią, jak ważną rzeczą było dla nich właśnie to, że mogli trzeźwieć, „łapać tożsamość” trzeźwiejącego alkoholika, razem z tożsamością kapłańską. Nie muszą jej odkładać na bok. Po powrocie z leczenia nadal są księżmi… Istnieją różne teorie i ujęcia tematu terapii z alkoholizmu. Ważne, żeby ksiądz znalazł taką metodę, która w jego przypadku będzie skuteczna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).