Powinniśmy świecić! Przykładem oczywiście.
Ćwiczymy matematykę. Coś, co nam wydaje się oczywiste i przydatne, dziesięcioletni umysł pojmuje z trudem, wyrażając swój sprzeciw na najróżniejsze sposoby (od przewracania oczami, przez odgłosy dziwnego prychania, po rzucanie plecaka w kąt). Niby nic takiego, ale obserwując ten odruchowy opór przed nabywaniem potrzebnej wiedzy, człowiek zaczyna się mimochodem zastanawiać, czy i w jego wypadku jest podobnie…
Czy kiedy na przykład święci wskazują nam różne pomocne sposoby postępowania na drodze ku niebu, również patrzą na nas z tą samą mieszaniną irytacji i politowania, jak rodzice na niechętne nauce dzieci? Przecież naprawdę nam się przydadzą: i ta oschłość, i to poczucie niesprawiedliwego potraktowania, i pokora rodząca się z popiołu zmarnowanych możliwości – dlaczego tak trudno nam się z tym pogodzić? Miotamy się, stajemy okoniem, nie dostrzegając wokół siebie (przy sobie) ludzi, którzy takie i podobne trudności przetrwali. Ba, dla których zostały one obrócone na korzyść i ich samych, i bliźniego.
Oddawać hołd św. Józefowi, który ośmielił się obdarzyć zaufaniem drugą osobę, przyjąć Jej sposób rozeznania rzeczywistości, towarzyszyć Jej w powołaniu – a przetestować to na własnej skórze, obdarzając podobnym zaufaniem swoje dziecko, współmałżonka, zwierzchnika… Powtarzać modlitwę ks. Dolindo – a umieć jak on przyjąć codzienne cierpienia, niezrozumienie, żyjąc nie po swojemu, a po Jezusowemu właśnie… Cenić prostotę Matki Teresy – a umieć porzucić coś dobrego na rzecz tego, do czego wzywa nas Bóg, tak jak ona umiała odejść ze zgromadzenia loretanek, by założyć własne… Jest różnica, prawda?
Łatwo jest czasem uznać cudze życie za wartościowe – i zmarłych, i żyjących, których skłonni jesteśmy podziwiać. Poczytujemy sobie nawet ten podziw za zasługę, niejako z automatu uznając, że świadczy on o naszej bezinteresowności i pokorze. A przecież w gruncie rzeczy jest to takie wygodne: jakoś tak trochę pławimy się w ich blasku, tak jakby samo uznanie dla nich i nam użyczało tych wartości, które oni wyznają.
Doborowe towarzystwo, w którym radzi byśmy się obracać, nie jest oczywistą przeszkodą na drodze do duchowego sukcesu. Nie umiem jednak oprzeć się wrażeniu, że nasze rachunki sumienia powinny zawierać także pytanie o realizm w naszych inspiracjach. O to, czy wybierając sobie kogoś za szczególnego patrona, prosząc o wstawiennictwo, otaczając czcią – jesteśmy gotowi, by rzeczywiście wziąć sobie do serca lekcję jej/jego życia? Czy słuchając, czytając, powołując się na jakiegoś współcześnie żyjącego proroka (co samo w sobie jest godne pochwały), nie pozostajemy na jakimś powierzchownym poziomie, używając jego duchowej głębi jako rodzaju ornamentu, błyszczącej kropki nad i, która niewiele zmienia w naszym duchowym krajobrazie? Inaczej mówiąc, czy nasz podziw przekłada się na jakieś konkrety?!
Przecież na dobrą sprawę, mając w zasięgu ręki taki skarb (wielowiekowe dziedzictwo świętych i prawych ludzi Kościoła), powinniśmy świecić! Przykładem oczywiście.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.