Znacie bajkę o łodzi? No to nie ŁÓDŹcie się
22 dzień września, wspomnienie świętego Jana Pawła Wielkiego, epidemii w Polsce dzień 598. Trwa frontalny atak instytucji Unii Europejskiej na Polskę. Zastanawiam się jak ma się wydawanie rezolucji w sprawie wyroków sądów do zasady trójpodziału władzy; no bo okazuje się, że „sąd sądem, a sprawiedliwości musi być po naszej stronie” (z filmu „Sami swoi”). Niektórzy zaś woleliby od „Jeszcze Polska nie zginęła” śpiewać „O radości iskro bogów, kwiecie Elizejskich Pól”. Hm... Czyli w sumie miejsca szczęścia w mitologicznym Hadesie. No, można i tak...
Pisał niedawno ks. Włodzimierz Lewandowski o kościelnej muzyce. Chciałem i ja dziś dorzucić do tego swoje trzy grosze, ale pcha mi się do głowy inny „muzyczny”, tyle że niekościelny temat.... Nie jestem oczywiście specjalistą. Zawsze jednak, kiedy słuchałem IX symfonii Beethovena, z której wspomniany nieformalny hymn Unii pochodzi (słowa są wcześniejsze, bo Beethoven wykorzystał fragmenty wcześniejszego utworu Fryderyka Schillera) intrygowało mnie, dlaczego kompozytor owym naprawdę kapitalnym muzycznym wybuchem radości symfonii nie skończył. I trochę mnie irytowało, że po nim pojawiają w utworze nie tylko takty znacznie bardziej wyciszone i smutne, ale przede wszystkim przekrzykiwanie się solistów muzycznymi wariacjami na temat wiodącego motywu. Zakończenie tego wszystkiego, owszem, jest znów mocne radością, ale już nie tak dobre i aż prosi się o więcej, bardziej wyraziście. A tu, zwięźle, wręcz mizernie. Wydawałoby się, że kompozytor nie bardzo wiedział, jak skończyć. Jakby ta „iskra bogów” i „sypiące złote skry biegnące światem słońce”, sprawiająca że „wszyscy ludzie będą braćmi” nie miały jednak ostatniego słowa.
Tak, wiem: Beethoven pisał tę symfonie mając już bardzo poważne problemy ze słuchem. Czy było to jego zamysłem czy nie, pojawia się tu jednak pewna intuicja: ta pogańska radość nie ma ostatniego słowa. Nie tylko wkradają się w nią smutki, ale i zmienia się ze zgodnego chóru instrumentów i głosów w przekrzykiwanie się solistów. I jeśli znów brzmi na końcu zgodną harmonią, instrumentów (bez głosów) to zdecydowanie nie tak już przekonująco. I na pewno nie tak mocno.
Słuchając IX symfonii w trzeciej dekadzie XXI wieku, kiedy ten jej najpiękniejszy i najmocniejszy fragment jest nieformalnym hymnem Unii myślę, że jest ona też jakąś alegorią historii Europy ostatnich dziesięcioleci. Ten wybuch radości to czas, kiedy po odzyskaniu niepodległości w 89 roku i wejściu do NATO a potem Unii wydawało nam się, że będzie już tylko dobrze. Bo przecież „wszyscy ludzie będą braćmi” w tej scalającej nas wszystkich (pogańskiej) radości. Niestety, szybko okazało się, że wkradają się w to różne, całkiem spore obawy i troski. Na dodatek zaś różni soliści chcą być ważniejsi od harmonii zgodnego chóru różnorodności. Musi być jak ja zaśpiewam, choć to trudne do powtórzenia i dziwaczne wariacje na temat sprawiedliwości, wolności i tolerancji, a nie sprawiedliwość, wolność i tolerancja prawdziwe. Taka jest dzisiejsza Europa, taka jest Unia egoizmów. I jeśli nawet na gruncie różnych pogańskich czy ateistycznych wartości kiedyś osiągniemy jakąś tam jedność, to nie będzie to brzmiało już przekonująco. Także dlatego, ze części głosów już nie będzie.
Jak w tym kontekście nie przypomnieć, co święty Jan Paweł Wielki mówił na Placu Zwycięstwa? „Człowieka (...) nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa. I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi (...).
Europa bez Chrystusa jest jak ten nieformalny hymn Unii w IX Beethovena. Złudzenia o braterstwie, równości i wolności ulegają przed egoizmami tych, którzy w każdym wypadku wiedzą lepiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).