Antoni Latocha zgłosił się do transportu, aby uratować ks. Edwarda Mikołajczaka. Za niego siedział blisko 5 lat w obozach koncentracyjnych.
Ta heroiczna historia, choć nie była nieznana, poszła w zapomnienie. Nikt w Wągrowcu, gdzie przez lata pracował ks. Mikołajczak, ani w Rudzie Śląskiej, gdzie mieszkał Latocha, o niej nie pamięta. Spróbowałem więc ją ożywić, zbierając dokumenty, świadectwa i zdjęcia.
Wielkopolanin i Ślązak
Edmund Mikołajczak urodził się w 1910 r. w rodzinie rolników w Siedleminie. W Jarocinie ukończył gimnazjum, po którym wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Święcenia otrzymał w czerwcu 1935 r. z rąk Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Po trzech latach pracy w Szubinie, w 1938 r. został przeniesiony do Wągrowca, z którym związał się na całe życie. Pracował jako prefekt w miejscowym liceum państwowym. Gdy we wrześniu 1939 r. gestapo zaczęło aresztowania, uciekł z Wągrowca. Powrócił w strony rodzinne, a w listopadzie otrzymał dekret na administratora parafii Wilkowyja.
Nie pracował tam długo, gdyż 12 marca 1940 r. został aresztowany i wywieziony do Bruczkowa. W klasztorze werbistów Niemcy urządzili obóz przejściowy dla duchowieństwa. Tam spotkał młodego Ślązaka. Antoni Latocha pochodził z Bierunia Nowego, gdzie urodził się w siedmioosobowej rodzinie w 1921 r. Najważniejsze życiowe przygotowanie, jak to później podkreślał, przeszedł jako harcerz w drużynie wodniackiej. Gdy narodziło się w nim powołanie, wybrał Zgromadzenie Ducha Świętego. Jako nowicjusz trafił w sierpniu 1939 r. do domu w Puszczykówku. W styczniu 1940 r. został wezwany do Poznania, aresztowany i umieszczony w Chludowie, a w czerwcu trafił do Bruczkowa, gdzie gestapo zwoziło księży z całej Wielkopolski.
Ugoda
Po kilku tygodniach wśród osadzonych w Bruczkowie pojawiła się plotka, że będą wywiezieni na roboty do Niemiec. Latocha już poznał i zaprzyjaźnił się z ks. Mikołajczakiem. W trakcie rozmów pojawił się pomysł zamiany. Latocha w swoim pamiętniku, który spisał zaraz po odzyskaniu wolności w 1945 r., pisze o decyzji bardzo lakonicznie. „Podczas rozmów o wyjeździe podchodzi do mnie jeden z księży i mówi: »No, a ty co na to wszystko?« – »Mnie wszystko jedno. Może by nawet lepiej było pojechać, lecz z pewnością będę zwolniony. A może bym za księdza pojechał?«. Ugoda poszła szybko i już więcej na ten temat żeśmy ze sobą nie rozmawiali, aż do chwili wyjazdu”. Latocha zobowiązał się więc dobrowolnie pojechać za kapłana na roboty do Niemiec. Nie wiedział, że wybiera drogę do piekła. 15 sierpnia 1940 r. w Bruczkowie pojawili się gestapowcy. Na liście wyczytanych do zwolnienia znalazł się także Latocha.
„A co z resztą?” – zapytał gestapowca. „Zostaną wywiezieni” – usłyszał w odpowiedzi. Co było dalej, Latocha opisuje w pamiętniku. „Podchodzi do mnie ks. E. i pyta się, czy pojadę. »Tak zwolniono mnie, a więc pojadę«. Otrzymałem od niego dokument chrztu i bez wszelkich objaśnień jadę w nieznane na jego nazwisko. Jedno jeszcze spojrzenie. Serdeczny uścisk dłoni i rozłączyliśmy się na parę lat”. W pamięci ks. Mikołajczaka utrwaliła się inna wymiana zdań, która zostaje zapisana później w pracy Piotra Sadłowskiego, „Serce za serce. Dwie postacie ks. Edmunda Mikołajczaka”. Wągrowiec 1983 r. Otóż Latocha miał powiedzieć „Ksiądz może wiele jeszcze dobrego zrobić, jest potrzebny wiernym, a ja po powrocie do domu mógłbym zginąć za działalność w ruchu harcerskim, względnie być wcielony do armii hitlerowskiej”. Także w relacji bp. Ignacego Jeża podkreślany jest motyw ofiarowania się Latochy za kapłana, który „więcej może zrobić”. Tego samego dnia Latocha wraz z innymi księżmi został wywieziony do Fortu VII w Poznaniu, skąd bydlęcym wagonem pojechał do KL Buchenwald.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).