Trzy Pasterki w jednym kościele? W polskiej parafii w Londynie to norma. Ponad 80 proc. Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii spędza święta na Wyspach.
Ksiądz Zygmunt Frączek jest proboszczem polskiej parafii w Bristolu. Przyznaje, że wiele osób nie dojeżdża tu z powodu braku samochodu. To dość daleko od centrum. Ale w każdą niedzielę jest około tysiąca osób. Rozumie powody, dla których większość Polaków zostaje na święta na miejscu. Według jego oceny, decyduje się na to ponad 80 proc. z nich. – Bardzo ciężko jest wziąć wolne w tym okresie – przyznaje. – Widzę natomiast, że coraz częściej to z Polski przyjeżdżają rodziny do swoich krewnych w Wielkiej Brytanii – dodaje. Na samych Pasterkach pojawia się ok. 1500 osób. – Oczywiście to tylko jakiś procent wszystkich Polaków. Jest niestety pewna grupa ludzi, dla których pieniądz stał się wszystkim i do kościoła nie zaglądają. Owszem, mamy świadomość, że część chodzi do angielskich parafii (w Bristolu jest kilkanaście parafii katolickich), ale to wyjątki. Spotykam się czasami z angielskimi księżmi, mówią, że mają u siebie po kilkanaście osób z Polski – dodaje ks. Frączek. Na obczyźnie praktykują też zwyczaj tzw. kolędy. Tutaj trwa to właściwie do Wielkanocy. – Najpierw chodzimy do tej starej emigracji. Później do wszystkich młodych, którzy sobie tego życzą. To często jedna, dwie wizyty w ciągu dnia. Umawiamy się na konkretny dzień, który im pasuje, najczęściej wieczorem, po pracy. Nie mogę stanąć przy ambonie i zakomunikować wszystkim arbitralnie, gdzie i o której godzinie się pojawię. Zupełnie inaczej niż w Polsce.
Londyńczycy
Darek pracuje w jednej z placówek dyplomatycznych w Londynie. – Jestem teraz trochę w rozkroku, jedną nogą tu, drugą w Polsce – mówi. – Żona wróciła z córką do kraju. Codziennie rozmawiamy przez Skype’a, więc związek duchowy się utrzymuje, ale nie mogę jej nawet za rękę potrzymać – przyznaje, że jest mu trudno. Święta spędzą jednak razem, w Londynie. Ksiądz Dariusz Kwiatkowski MIC z polskiej parafii w londyńskiej dzielnicy Ealing pracuje tu od ośmiu lat. Zauważył, że faktycznie coraz częściej świąteczna turystyka obejmuje kierunek odwrotny niż dotąd: z Polski do krewnych w Wielkiej Brytanii przyjeżdżają babcie, dziadkowie, rodzice lub dzieci. Albo i współmałżonek. – Paradoksalnie czasem taniej jest sprowadzić tu rodzinę na kilka dni, niż samemu wyjechać – mówi. – Wiele osób ciągle jednak wyjeżdża do Polski. To są wielkie tęsknoty za rodziną. Biura podróży na tej tęsknocie Polaków zarabiają krocie, bilety kosztują 300–400 funtów i ludzie płacą. Ale jak z nimi rozmawiam po powrocie, to mówią, że było dobrze kilka pierwszych godzin, dni. Potem dopadała ich polska bieda i chcieli jak najszybciej wrócić do Londynu – relacjonuje duszpasterz.
W Wielkiej Brytanii są trzy emigracje. Pierwsza: niepodległościowa, która przybyła w czasie II wojny światowej i tuż po niej. – Oni są już „stąd” – opisuje ks. Dariusz. – Jedna z takich osób powiedziała mi kiedyś: „Wie ksiądz, jaka jest różnica między wami a nami? Wy macie dokąd wrócić, macie w Polsce domy, a my nie”. To w większości dzieci tych pierwszych imigrantów, mają dziś 50, 60 lat. Zwracają wielką uwagę na przeżywanie świąt po polsku. Nie idą do pubów i restauracji, tylko świętują w domach, co w Anglii jest dziwne – zauważa marianin z Ealing. Są też tzw. emigraci solidarnościowi z końca lat 70. i 80. XX wieku. Zdaniem ks. Kwiatkowskiego, są oni bardzo podobni mentalnie do pierwszej emigracji. I wreszcie najnowsza emigracja, od 2004 roku. – Część tych ludzi przeżywa święta bardzo źle. Doskwiera im samotność. Organizują się w typowo polskie gminy i komuny, żeby być razem, oglądają polskie programy telewizyjne. Wielu z nich przeżywa ten czas w łączności z Kościołem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Jesteśmy z was dumni, ponieważ pozostaliście tymi, kim jesteście: chrześcijanami z Jezusem” .
Ojciec Święty otworzy też Drzwi Święte w Bazylice Watykańskiej i rzymskim więzieniu Rebibbia.
To nie tylko tradycja, ale przede wszystkim znak Bożej nadziei.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).