Trzy Pasterki w jednym kościele? W polskiej parafii w Londynie to norma. Ponad 80 proc. Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii spędza święta na Wyspach.
Jedną nogą jesteś tutaj, drugą w Polsce. Najbardziej czujesz to właśnie teraz. A w Wigilię, po kolacji, to wszyscy siedzą na Skypie, żeby choć trochę z rodziną pogadać. Bilety do Polski są teraz beznadziejnie drogie. Dwie, cztery stówy! Funtów. A gdzie jeszcze prezenty. No i wolnego nie dostaniesz w grudniu. Jest busy. Taka robota. Typowe refleksje polskich imigrantów. Podczas gdy w kraju lotniska przyjmują dziesiątki tysięcy przylatujących na święta Polaków, jeszcze większa ich liczba zostaje w tym czasie w Wielkiej Brytanii. Tylko tutaj smażony karp smakuje dobrze z coca-colą. Serio.
Linia się zawiesza
Haverhill w hrabstwie Suffolk we wschodniej Anglii. Do studenckiego Cambridge 21 mil. Do lotniska Stansted 23 mile. Ewa i Tomek, młode małżeństwo ze Śląska, w tym roku jednak nie lecą do Polski na święta. – Ja akurat mam wolne w tym czasie, ale żona już 26 grudnia idzie do pracy. Nie dostanie urlopu – mówi Tomek. W Anglii mieszkają od sześciu lat. W tym czasie tylko jeden raz udało im się spędzić Boże Narodzenie z rodziną w Polsce. – I tak trochę tu utknęliśmy – przyznają. Wigilię w tym roku spędzą u znajomych, którzy także zostają na miejscu, bo z małym dzieckiem nie chcą jeszcze lecieć samolotem. – Będzie opłatek, karp, makówki, kapusta, barszcz z uszkami albo zupa grzybowa – wylicza Tomek. I zaraz dodaje: – Żaden karp ani nawet dwanaście potraw nie zastąpi ci rodziny. W Polsce nie wyobrażałem sobie nigdy, żeby spędzać święta z kolegami. A tutaj jestem zmuszony, to w tym momencie są dla mnie najbliżsi. A po wigilii wszyscy i tak siedzą na Skypie. I wiszą na telefonach. Kiedyś jedna z sieci miała taką promocję świąteczną: darmowe rozmowy do Polski. W jednym czasie w Wigilię chyba milion osób naraz dzwoniło do kraju, sieć była całkowicie przeciążona, próbowałem kilkanaście razy – wspomina. W Haverhill nie ma żadnego kościoła katolickiego. – Jeździmy do Cambridge, na Msze po polsku. Tam jest też ksiądz, który nas przygotowywał do ślubu. Na każdej Mszy kościół jest wypełniony po brzegi. W święta jeszcze bardziej.
Grudzień jest busy
Dla Elżbiety to już szósty rok w Bristolu. Ale dopiero drugie Boże Narodzenie na emigracji. – Za pierwszym razem zaprosiliśmy Anglików. Nie wiedzieli, co się dzieje, dlaczego takie jedzenie, opłatek, życzenia – wspomina. – Wszystkie potrawy staraliśmy się przygotować tak jak w Polsce, chociaż nie bardzo nam to wychodziło. Nie było wtedy jeszcze tych wszystkich sklepów z polskimi artykułami. Ciasto z mąki angielskiej nie wychodziło takie, jak trzeba. Ugotowaliśmy nawet kompot z suszonych owoców, ale przy tym całym zamieszaniu zapomnieliśmy o nim i na stole stała… coca-cola – mówi ze śmiechem.
Jurek, w Wielkiej Brytanii również od 2004 roku, pracuje w kasynie w Bristolu. – W zeszłym roku pracowaliśmy w Wigilię do wieczora, więc zasiedliśmy ze znajomymi do kolacji dopiero o 23. Ale musieliśmy przygotować ją dzień wcześniej, gotowaliśmy do 6 nad ranem, potem prosto do pracy. W polskim sklepie kupiliśmy karpia, przygotowaliśmy sałatki warzywne, kluski z makiem, bigos, barszcz z uszkami. Była też ryba po grecku, jak w domu. I cola obowiązkowo – śmieje się Jurek.
Do Polski nie przyjeżdża z powodu pracy. Tylko 25 grudnia jest wolny. – Mamy w kontraktach zapis, że w grudniu nie możemy wziąć urlopu, bo to najbardziej busy (zajęty, pracowity) miesiąc – mówi. Jak wielu rodaków wybiera się do polskiego kościoła przy Cheltenham Road. Jeszcze sześć lat temu na Mszach zjawiało się zaledwie kilkadziesiąt osób. Przeważnie starsza generacja emigracji powojennej. Dzisiaj są tu dwie Pasterki: o godzinie 22 i o północy. A i tak sporo osób stoi jeszcze na zewnątrz. – W tym roku pojadę tam na Pasterkę, mam nareszcie samochód, a to dość daleko ode mnie. A pierwszego dnia pojadę jeszcze raz na nieszpory kolędowe. W zeszłym roku byłem w angielskiej parafii. W polskiej byłem trzy lata temu, kiedy zostałem faktycznie sam na święta – wspomina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).