Poza dyskusją jest kwestia „czy świętować”, tylko jak świętować. Nie ma uniwersalnej zasady.
Dwa obrazki – jeden słowny, drugi fotograficzny. Najpierw ten słowny. Z ogłoszeń parafialnych z minionej niedzieli w pewnym znacznym kościele, cytuję za portalem DoRzeczy: „Mamy nadzieję, że dobry Bóg ożywi w nas miłość i dziecięce oddanie naszej Matce i Królowej, która zawsze prowadzi nas do swego Syna. W poniedziałek 3 maja, proszę państwa, święto państwowe przede wszystkim... nie kościelne, więc... no. Grillować, a nie włóczyć się po kościołach”. Narobiło się trochę zamieszania w internetowym świecie... Drugi obraz, też z internetu. Kolejka ludzi w deszczowych pelerynach, szaro i mokro, kolejka dłuuuga. Kolejka przed kasą u wejścia do którejś z tatrzańskich dolin. Z tego samego dnia, co wspomniane ogłoszenie.
Wspólny mianownik? Jest, oczywiście. Nie, nie datę chodzi. Wspólnym mianownikiem jest hasło „świętować”. Poza dyskusją jest pytanie „czy chcemy świętować”. Tak! Nawet sześć dni w tygodniu, bo zaraz potem niedziela! Żarty na bok. Wydaje się, że pytaniem zasadniczym jest „jak świętować?”. Ów ksiądz od grillowania zwrócił uwagę na rozróżnienie święta państwowego i kościelnego. Mogą one być odległe od siebie datą (np. 11. listopada – czerwcowe Boże Ciało). Akuratnie 3. maja treść widziana ze strony państwowej zostaje dopełniona treścią religijną. Może tym trudniej odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: Jak świętować?
Bo poza dyskusją jest kwestia „czy świętować”. Jak sięgniemy w obyczaje różnych plemion, narodów, religii, wyznań, czy imperiów, to ogląd jest wspólny: każda z tych kategorii ma swoje święta. Niektóre odwieczne i sięgające prehistorii, niektóre świeżej daty – jak wszystkie politycznie czy militarnie inicjowane uroczystości. Jedne przemijające, inne trwałe na przestrzeni wieków. Nie pytamy więc „czy świętować?”. A zanim zapytamy „jak świętować” musimy sobie uświadomić, że obchodzenie jakiegokolwiek święta jest swego rodzaju deklaracją. Czasem religijną bądź wyznaniową, czasem narodową bądź polityczną. I to może stwarzać problemy – a to osobiste w sumieniu, a to zewnętrzne w otoczeniu społecznym czy politycznym. Jest to trudne, gdy przyjdzie żyć w środowisku totalitarnym. Zresztą – starsi pamiętają czasy PRL-u.
Jak świętować... Nie ma uniwersalnej zasady. Zmieniają się warunki życia, inne są sposoby publicznego wyrażania swoich przekonań, inne są nośniki przekazywania treści – przy pewnej stałej tendencji. Bo łatwiejsze a zarazem nośniejsze są symbole i krótkie hasła. Tak religijne, jak i polityczne.
Jak świętować... Sięgam do źródła sprzed dwudziestu pięciu stuleci, jest to fragment 8. rozdziału biblijnej księgi Nehemiasza:
«Czytano więc z księgi Prawa Bożego, dobitnie, z dodaniem objaśnienia, tak że lud rozumiał czytanie. Wtedy Nehemiasz, to jest namiestnik, oraz kapłan-pisarz Ezdrasz, jak i lewici, którzy pouczali lud, rzekli do całego ludu: Ten dzień jest poświęcony Bogu waszemu, Panu. Nie bądźcie smutni i nie płaczcie! Cały lud bowiem płakał, gdy usłyszał te słowa Prawa. I rzekł im Nehemiasz: Idźcie, jedzcie potrawy świąteczne i pijcie napoje słodkie, poślijcie też porcje temu, który nic gotowego nie ma: albowiem poświęcony jest ten dzień Panu naszemu. A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest ostoją waszą».
Mamy tu kilka elementów świętowania – i wtedy, gdy rzecz się działa, i później rok do roku gdy ją wspominano. Jest najpierw modlitwa i słuchanie Biblii, jest element pouczenia świętujących, jest wręcz nakaz radości, jest wreszcie przeniesienie tej radości do domów, nie tylko swoich – ale zaniesienie daru na stół nieobecnych i tych którzy „gotowego nic nie mają”. Tak wyglądać ma „dzień poświęcony Panu naszemu”. Powie ktoś, że to przepis na święto religijne. Owszem. Ale o ile bogatsi byli ludzie, gdy ich religijne święta były zarazem dniami społecznej radości. Dużośmy zgubili od tamtych czasów. Szkoda.
A słowa „spożywajcie potrawy świąteczne i pijcie napoje słodkie” czyż nie są odpowiednikiem naszego grillowania? Pewnie tak. Dlatego zachęta „grillujcie” ze wspomnianych ogłoszeń parafialnych jest sensowna i ma swoją tradycję. Ale staje się elementem świętowania dopiero wtedy, gdy wyrasta z radości wiary i spotkania w świątyni. Bo bez tego bliżej jej do fastfooda niż do świętowania. A świętowanie w moknącej kolejce? Czyż ci ludzie, niezależnie od pogody i od stłoczenia mogą stać się wspólnotą świętujących? Nieee... Wiele spraw wywróciliśmy podszewką na wierzch.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.