Fragment książki Alistera McGratha, Patrząc szerzej. Dialog nauki i teologii.
Na jakiej podstawie można utrzymywać, że chrześcijaństwo oferuje wiarygodny sposób postrzegania rzeczy? Kwestie te są istotne same w sobie, zaś w ostatnich czasach jeszcze bardziej przybrały na znaczeniu, ze względu na ostre ataki na racjonalność wiary, przypuszczane przez wiodących przedstawicieli nowego ateizmu, takich jak Richard Dawkins czy Christopher Hitchens. Autorzy ci często powołują się na naukę jako na wzorcowy przykład rygorystycznego, opartego na dowodach rozumowania, przeciwstawianego przez nich wierze religijnej, intelektualnie wątłej i zbyt słabo osadzonej w dowodach. Jednak w nauce kryterium uznania danego przekonania za uzasadnione nie jest to, czy pasuje ono do pewnych rozumowych, uprzednich założeń na temat tego, jak powinno być, lecz to, czy da się je potwierdzić w oparciu o dane. Niekiedy dane te mogą być przekonujące, kiedy indziej zaś bywają niejednoznaczne, wskazując na szereg możliwych kierunków. W tym rozdziale przeanalizujemy niektóre z kwestii, które rodzą się w związku z zagadnieniem intelektualnej prawomocności przekonań w nauce i teologii.
Dowody a racjonalność
Wśród przyczyn tak wielkich sukcesów nauki trzeba wskazać fakt, że opiera się ona na dowodach. Pierwszym pytaniem zadanym przez naukowca w odniesieniu do jakiejkolwiek teorii czy hipotezy nie będzie to, czy jest ona r o z s ą d n a, ale czy da się ją potwierdzić dowodami. Na podstawie jakich przesłanek uznaje się daną koncepcję za trafną? W nauce chodzi o próbę odkrycia racjonalności świata, nie zaś o siłowe wpasowywanie wszechświata w nasz własny sposób myślenia. Owa racjonalność świata jest czymś, co należy badać i odkrywać empirycznie, a nie czymś wymyślanym przez filozofów „gabinetowych” (armchair philosophers). Jedną z największych przeszkód dla naukowego rozwoju jest fakt, że ludzie z góry zakładają pewne koncepcje co do tego, jak powinna wyglądać rzeczywistość – tak było choćby z szeroko przyjmowaną tezą sformułowaną przez Arystotelesa, zgodnie z którą cięższe ciała spadają na ziemię szybciej niż lżejsze41. Wielkim wrogiem nauki jest w pierwszym rzędzie nie religia, lecz dogmatyczny racjonalizm, sprowadzający rzeczywistość do tego, co za akceptowalne uznaje rozum. Takie podejście po prostu zamyka nas w bardzo wąskim świecie tego, co rozum jest w stanie udowodnić. Wszechświat zaś wydaje się cechować własną racjonalnością, którą możemy badać, opisywać i ukazywać innym – mimo że niekiedy od-nosimy wrażenie, iż nie ma ona wiele wspólnego z tym, w co ludzie są gotowi wierzyć w oparciu o zdrowy rozsądek. Studia nad teorią kwantową rozpocząłem na Uniwersytecie Oksfordzkim w 1971 roku. Odbywały się one w ramach specjalizacji przypisanej do oksfordzkiego programu nauczania chemii. Łagodnie rzecz ujmując, były one bardzo wymagające. Ich trudność po części brała się z tego, że do zajmowania się molekularną mechaniką kwantową konieczna była duża znajomość matematyki. Lecz głównym problemem był fakt, iż wszystko to było mocno sprzeczne z intuicją. Zupełnie jak gdyby ten wymiar rzeczywistości miał swoją własną racjonalność, niemającą większych związków z powszednim światem, w którym żyłem. Szybko nauczyłem się tego, co każdy dobry naukowiec przyjmuje jako pewnik: otóż wiedza o świecie powinna wyłaniać się z naszego spotkania z rzeczywistością, a nie bazować na naszych z góry przyjętych wyobrażeniach co do tego, jak ta rzeczywistość ma wyglądać. Musimy dopasowywać nasze rozumowanie do tego, jaki jest świat, zamiast wykorzystywać je do uprzedniego zaplanowania, jaki ów świat być powinien. Jaką rolę w tym wszystkim odgrywają dowody? Angielski matematyk William K. Clifford (1845–1879) w swym liczącym się eseju The Ethics of Belief (Etyka przekonań) wskazał, że „zawsze, wszędzie i bez względu na osobę niesłusznie jest żywić przekonania oparte na niedostatecznym świadectwie”. W niczyim przypadku nie jest czymś uzasadnionym żywienie jakiegokolwiek przekonania, które nie zostało dostatecznie potwierdzone argumentacją lub dowodami. Jest to trafne spostrzeżenie i budzi ono moją sympatię. Co jednak rozumie Clifford pod pojęciem „niedostatecznego świadectwa”? Kto decyduje o tym, jaka liczba dowodów jest wystarczająca, by uznać dane przekonanie za uzasadnione? Clifford zdaje się sądzić, że w samą tkankę wszechświata wbudowane jest jakieś naturalne kryterium akceptowalności. Jednak wszelkie kryteria, których używamy przy ocenie dowodów, stanowią po prostu ludzką konwencję, są pewną praktyczną zasadą, przyjmowaną z tego względu, że wydaje się dość dobrze sprawdzać. Jak wskazuje będący filozofem nauki Joseph Rouse, „w nauce nie ma żadnych mających ogólne zastosowanie standardów racjonalnej akceptowalności”. Zamiast tego mamy do czynienia z pewnym „z grubsza podzielanym porozumieniem” co do niektórych procedur, w ostatecznym rozrachunku stanowiącym wyraz „przyjętych w danej społeczności rozstrzygnięć w kwestii tego, co jest wiarygodne i niezawodne w kontekście bieżących b a d ań”. Znaczące, że esej Clifforda często jest publikowany w zbiorach tekstów krytycznych wobec religii, nigdy zaś w książkach dotyczących metod naukowych. Nietrudno zrozumieć, dlaczego tak jest. Koncepcje Clifforda mają charakter aspiracyjny – trudno je jednak odnieść do realnego świata, gdyż nie znajduje w nich odzwierciedlenia rzeczywistość praktyki naukowej. Stanowią one naiwną i rozpaczliwie przestarzałą formę weryfikacjonizmu, zgodnie z którą w nauce udowadnia się swe przekonania na podstawie przemożnych dowodów. Co ciekawe, mimo oczywistych braków tego podejścia, podobne stanowisko zajmuje Richard Dawkins:[wiara] jest to stan umysłu, który skłania ludzi do przekonania o czymś – wszystko jedno o czym – przy absolutnym braku wspierających to coś dowodów. Oczywiście, gdyby istniały takie dowody, wiara byłaby zbyteczna, ponieważ dowody i tak zmusiłyby nas, by w to coś uwierzyć. Wydaje się to takie zgrabne i proste. I wielu ludzi wyraźnie c h c i a ł o b y, żeby tak faktycznie było. Okazuje się jednak, że rzecz jest o wiele bardziej skomplikowana. Kiedyś sam w ten sposób myślałem. Wydawało mi się oczywiste, że w nauce udowadnia się przyjmowane przez siebie przekonania – zaś gdy się już udowodni ich prawdziwość, wówczas nie ma powrotu. Kiedy jakieś przekonanie już się naukowo potwierdzi, staje się ono faktem – takim jak stwierdzenie: „wzór chemiczny wody to H2O”. Jest w tym trochę prawdy. Ale tylko trochę. Są pewne granice dla tego, co można udowodnić w nauce. Zbyt często obserwacje da się poddać rozmaitym interpretacjom i nie ma dość dowodów pozwalających stwierdzić, która z nich jest trafna.
Dawkins wydaje się uważać, że wiara religijna to coś rodzącego się przy „absolutnym braku wspierających dowodów”, podczas gdy w nauce uznaje się daną rzecz za prawdę wyłącz-nie wtedy, gdy istnieją na to nieodparte dowody. Ujmując to inaczej, wiara religijna w 0% opiera się na dowodach, a nauka opiera się na nich w 100%. Lecz każdy naukowiec zdaje sobie sprawę, że rzeczywistość jest o wiele bardziej zagmatwana i rozmyta, niż dopuszcza to Dawkins. Co z sytuacjami, gdy decyzje musimy podejmować przy „absolutnym braku wspierających dowodów”; innymi słowy, gdy dowody możemy ocenić jako wiarygodne w 53%, a nie w 100% (zakładając oczywiście, że ową wiarygodność da się zmierzyć)? Raz za razem naukowcy muszą rozstrzygać, która z szeregu możliwych interpretacji danego świadectwa jest najlepsza.
Fragment książki Alistera McGratha, Patrząc szerzej. Dialog nauki i teologii.Zintegrowane spojrzenie na rzeczywistość. W drodze, Poznań 2021
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).