Niuans często zmienia wszystko

Bez prawdy to, co nazywa się miłością, jest tylko wdzięczeniem się kokoty.

Reklama

Hiszpania. Wiec inaugurujący kampanię wyborczą prawicowej partii Vox. Na zgromadzonych posypały się kamienie. Czternaście osób, w tym ochraniający wiec policjanci, odnieśli rany. To lewicowe bojówki. I nie byłoby w tym nic szczególnie bulwersującego – takie rzeczy się zdarzają – gdyby ataku nie poparła... minister ds. ds. równouprawnienia Irene Montero. Ze skrajnie lewicowego bloku Unidas Podemos. Zacytują informację tvp.info. „Stwierdziła, że «mieszkańcy dzielnicy Vallecas bronili się jedynie przed rasizmem, przesadną męskością, wrogością wobec mniejszości seksualnych i biednych». Wiec Vox określiła zaś mianem «formy przemocy stosowanej przez skrajną prawicę»”.

Uznała wiec legalnej partii „za formę przemocy”, gładko ułożyła więc też sobie, w odpowiednio już propagandą sformatowanej łepetynie, że to „jedynie” odpowiedź przemocą na przemoc, nie żadna przekraczająca już pewne granice jej eskalacja. No, przecież zupa była za słona, należało im się:co, nie?! Wyjaśnienia urzędującej pani minister brzmią tak głupio, że aż trudno uwierzyć w ich prawdziwość. Ale w sumie wpisuje się to w logikę współczesnej lewicy. I nie tylko zresztą współczesnej. Dla sprawy, dla idei, można posunąć się do wszystkiego. Widzieliśmy to w wydaniu marksistowsko-leninowskim, narodowo-socjalistycznym, maoistowskim i paru innych. W drodze do zwycięstwa jedynie słusznych idei cel uświęca środki, a zwycięzców nikt nie odważy się sądzić.

W Polsce... No właśnie: czy dochodzi już do tak skrajnych sytuacji? Raczej nie, choć rozwydrzenie i ekscesy które widzieliśmy podczas demonstracji Strajku Kobiet trzeba uznać za znaczne przekroczenie granicy przyzwoitości w społecznym dyskursie. Nie inaczej widzę też działania pewnego działacza, który rozpowszechnia kłamstwa na temat stref wolnych od LGBT. Podobnie styl profilu Sokzburaka; czym innym jest ujawnianie błędów, potknięć i nieprawości, czym innym produkowanie fake newsów. A wczoraj przeczytałem coś, czego wcześniej jakoś nie zauważyłem. Oto grupa ludzi uważająca się za obrońców wolności posługuje się kłamstwem dla szkalowania swoich przeciwników. Oskarżają o nie byle co, bo między innymi o bicie. Jak widać pogląd, że w drodze do budowy świata wedle swoich wizji można posunąć się do każdego świństwa, byle było to skuteczne, staje się coraz bardziej powszechny. I co gorsze, chyba coraz mniej ludzi oburza. Dlatego czas to zastopować. Nie przemocą. Jasnym postawieniem sprawy, że na takie metody nie ma miejsca w uczciwej dyspucie.

Jestem chrześcijaninem. Wiem, że ta wizja człowieka i moralności, którą niesie ze sobą chrześcijaństwo najlepiej tłumaczy niespójności ludzkiej natury. Dlatego też pozwala budować społeczeństwa najbardziej sprawiedliwe, najlepiej realizujące postulat dobra wspólnego i chroniące tych, którzy o swoje prawa, z różnych powodów, nie potrafią się skutecznie upomnieć. Nie mam jednak nic przeciwko dyskusji i ścieraniu się poglądów. Jestem pewien, że ufając tej chrześcijańskiej wizji mam rację, więc się inności nie boję :) Tylko...

Kiedy w tej dyskusji dochodzi do posługiwania się kłamstwem, półprawdami i wszelkimi innymi formami manipulacji, nie można udawać, że tego nie ma. Nie można udawać, że nie ma posługiwania się podwójnymi standardami – innymi dla siebie i swoich, innymi dla adwersarzy. Nie ma sensu wikłać się w tłumaczenia, że nie jest się wielbłądem, skoro to oczywiste, że się nim nie jest. Podobnie nie ma sensu robić dobrej miny do złej gry i mówić, że kropi deszcz, kiedy na nas plują. Po prostu. Wszelki dialog, wszelki dyskurs, musi odbywać się z poszanowaniem dla prawdy. Zwłaszcza gdy chodzi o oskarżenia. I choć wzdrygam się przed używaniem prawdy w charakterze pałki, którą można by walnąć przeciwników między oczy - tego nigdy nie robiłem i robić nie zamierzam -  to przecież wiem, że bez niej nie ma też autentycznej miłości bliźniego.

Bo bez prawdy to, co nazywa się miłością, jest tylko wdzięczeniem się kokoty.


PS. Warto w kontekście tego, co napisałem wyżej, zauważyć powieloną wczoraj przed media opinię pewnej pani profesor, która jest zdania, że to kościoły stały się  ostatnio głównym miejscem transmisji koronawirusa. Dlatego powinny oczywiście zostać zamknięte – uważa. Pomińmy dyskusję co jest wierzącemu człowiekowi potrzebne jak chleb czy praca, a co nie. Postawmy proste pytanie: czy za tą opinią stoją jakieś rzetelne badania, choćby tylko statystyczne, czy tak się po prostu pani profesor i paru innym "ekspertom" wydaje? Czy formułując swoje opinie wzięli też pod uwagę, że w kościołach, przy takiej samej jak gdzie indziej powierzchni w metrach kwadratowych, mamy zazwyczaj znacznie większą ilość metrów sześciennych? O innej wentylacji mówię. Czy zauważyli, że w kościołach, inaczej niż w sklepach, ludzie po wejściu już prawie się nie przemieszczają, a więc będąc w maseczkach ewentualnie zakażeni nie sieją wirusem po całej powierzchni? Ludziom z tytułami naukowymi, a zwłaszcza już profesorom, w sytuacji gdy chodzi o czyjeś istotne prawa, naprawdę nie wypada wygłaszać opinii opartych na "zdających misiach" (mi się zdaje).

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama