"Analizując sytuację pod kątem i prawnokanonicznym i duszpasterskim, postaramy się zbadać, jak do tego w ogóle doszło, że to co się wydarzyło, było możliwe" - mówi Tomasz Terlikowski.
W rozmowie z KAI filozof i przewodniczący Komisji ds. o. Pawła M. wyjaśnia m. in. zadania tego gremium, zdradza, jakie są plany pracy w okolicznościach pandemii, a także opowiada o tym, dlaczego zdecydował się zaangażować w tę sprawę. Dr Terlikowski wskazuje, że chce "doprowadzić do tego, żeby ta ważna i trudna praca owocowała, stała się nie tylko jakimś punktem odniesienia dla dominikanów, ale też dla Kościoła w Polsce".
Dawid Gospodarek (KAI): Wczoraj dominikanie ogłosili powstanie Komisji ds. o. Pawła M. Jakie są zadania tej Komisji, czym dokładnie będzie się ona zajmowała?
Tomasz Terlikowski: Bezpośrednim zadaniem Komisji jest przygotowanie raportu dotyczącego o. Pawła M., czyli opisanie jego działań, reakcji i zaniedbań władz prowincji oraz mechanizmów, jakie w tej sprawie zadziałały, a jakie nie. Istotne jest również to, jakie obowiązki prawne czy moralne zostały wypełnione, a jakie nie; jakie procedury zachowano a jakie nie. Wreszcie, analizując sytuację pod kątem i prawnokanonicznym i duszpasterskim, postaramy się zbadać, jak do tego w ogóle doszło, że to co się wydarzyło, było możliwe. Poza analizą całej sytuacji, przygotowany raport ma zawierać również konkretne wskazówki konkretnych działań prewencyjnych, tego co trzeba koniecznie zrobić, by takich sytuacji w przyszłości uniknąć. Analiza ta uwzględniać ma kwestie psychologiczne, prawne, prawnokanoniczne, duszpasterskie, teologiczne. Aspekty teologiczne są tu o tyle ważne, że wydaje się, iż mieliśmy do czynienia z podobną pseudomistyką i złą teologią jak w przypadku francuskich dominikanów, braci Philippe. Ta pseudomistyka wykorzystywana była do usprawiedliwienia działań przemocowych, nie tylko w dziedzinie seksualnej.
Czy Pana Komisja będzie czerpała inspiracje z analogicznych Komisji, które działały na Zachodzie?
– Naturalnie. Przede wszystkim podobne komisje powoływano we Francji, np. ds. o. Marie Dominique Philippe OP i Wspólnoty św. Jana czy ds. Jeana Vanier. Będziemy czerpać od nich inspiracje, chociażby przy przygotowywaniu procedur. Mam też nadzieję, że uda się z nimi nawiązać bezpośrednią współpracę, zwłaszcza, że już dają się dostrzec pewne powiązania między tymi sprawami a sprawą o. Pawła M.
W jaki sposób Komisja będzie pracowała w okolicznościach pandemii?
– To wszystko zależy od sytuacji. Akurat teraz pandemia mocno daje się we znaki, ale mamy nadzieję, że w ciągu miesiąca ta fala minie i będą możliwe bezpośrednie spotkania. Mam świadomość, że z perspektywy poszkodowanych, skrzywdzonych, niezwykle istotny jest nie tylko sposób, ale i miejsce rozmowy, a także odpowiednia atmosfera, a zatem będziemy dążyć do tego, by zapewnić im maksymalny komfort i rozmowę twarzą w twarz z odpowiednio przygotowanymi osobami. Będziemy analizować dokumenty, spotkania zaś przynajmniej częścią z dominikanów mogą odbywać się w formie online. Ale i tu jestem zdania, że gdy tylko będzie to możliwe, lepsze i bardziej skuteczne będą spotkania osobiste. Bardzo zależałoby nam na spotkaniach tego rodzaju, tam, gdzie to będzie możliwe, przy zachowaniu reżimu sanitarnego.
Dlaczego zgodził się Pan na propozycję prowincjała dominikanów, by zostać przewodniczącym Komisji?
– Doszedłem do wniosku, że od wielu lat jestem raczej recenzentem, bardzo często oceniam działalność innych, nierzadko bardzo surowo. Przychodzi taki moment, kiedy ktoś mówi „sprawdzam”. Czy rzeczywiście jest się gotowym i dla Kościoła i z troski o ofiary i z troski o prawdę, zrezygnować ze swojej strefy komfortu. Po modlitwie, rozważaniu i konsultacji z żoną uznałem, że tę propozycję przyjmę. Mam świadomość, że w tej komisji najważniejsi są eksperci, a nie przewodniczący. O wiele ważniejszą pracę niż ja mają do wykonania prawnicy, kanoniści, seksuolodzy, psychoterapeuci, teologowie. Moją rola, jest przyglądać się temu, kontrolować, koordynować, nieustannie samemu się uczyć od ludzi, którzy o tych sprawach wiedzą o wiele więcej niż ja i mają ogromne doświadczenie. I doprowadzić do tego, żeby ta ważna i trudna praca owocowała, stała się nie tylko jakimś punktem odniesienia dla dominikanów, ale też dla Kościoła w Polsce.
W pierwszych komentarzach, oprócz głosów zadowolenia z faktu, że przewodniczącym Komisji jest osoba świecka i spoza struktur Zakonu, pojawiają się też głosy krytyczne. Niektórzy zwracają uwagę np. na to, że Pan jako publicysta już komentował sprawę o. Pawła M. i teraz może to stawiać pod znakiem zapytania bezstronność…
– Chciałbym zaznaczyć, że komentowałem tę sprawę jeszcze zanim zostałem przewodniczącym komisji. Mam świadomość, że pewnie wiele z moich intuicji czy pytań będzie ulegało rewizji razem z postępem prac Komisji – będę miał większą wiedzę i pełniejsze doświadczenie całej sprawy. To, co do tej pory napisałem, nie stanowi dla Komisji żadnego punktu wyjścia ani nawet przyczynku do analizy. Jestem publicystą, więc komentowałem do momentu ukonstytuowania Komisji. Teraz nie będę jej komentował. Swoją drogą, trudno byłoby znaleźć wśród osób, które zajmują się takimi problemami w Kościele, kogoś, kto jeszcze w ogóle tej sprawy nie znał lub nie komentował.
Inną wątpliwość, jeśli chodzi o bezstronność, budzi np. Sebastian Duda, który został powołany na członka Komisji, a sam wcześniej podzielił się przejmującym świadectwem krzywdy doznanej przez działalność o. Pawła M.
– Bardzo długo rozmawiałem o tej sprawie z Sebastianem Dudą. On rzeczywiście był pod negatywnym, psychicznym wpływem o. Pawła. Od wielu lat jest już z tego uwolniony. Natomiast jest jedną z niewielu osób, która dogłębnie zajmowała się problemem fałszywego mistycyzmu o. M. Dominique Philippe. Rozumie dobrze teologiczne znaczenie wykorzystania takiej mistyki i teologii do praktykowania przemocy i wykorzystywania seksualnego. Tą sprawą zajmował się na długo przedtem nim wrocławscy dominikanie ogłosili informację o o. Pawle M. Trzeba też pamiętać, że zadaniem Komisji nie jest wydanie wyroku czy osądzenie, a analiza, przygotowanie raportu. Sprawa toczy się już w prokuraturze, są też odpowiednie struktury kościelne, które będą miały za zadanie właśnie osądzić kanonicznie to wszystko.
Jak został wyłoniony skład Komisji?
– Oczywiście konsultowałem to z szeregiem osób, które znają się na takich sprawach i zajmują się nimi. Miałem świadomość, że w skład komisji wchodzić mają zarówno prawnicy, kanoniści, jak i teologowie, seksuolodzy czy psychoterapeuci. Część z tych osób znałem ze swoich wcześniejszych zaangażowań medialnych. Stworzyłem listę kandydatur, konsultowałem, korzystałem z porad fachowców i specjalistów, a potem wykonywałem telefony i zapraszałem do współpracy. Część osób od razu się zgodziła, część potrzebowała czasu do namysłu. Po niecałym tygodniu udało się skompletować cały skład. Bardzo mi zależało, żeby poza tym, że w składzie komisji będą świetni fachowcy, byli wśród nich mężczyźni i kobiety. Kobiety przede wszystkim dlatego, że ich sposób odczuwania, wrażliwości, myślenia jest często bardziej głęboki i empatyczny niż u mężczyzn, a po drugie dlatego, że ofiarami przemocy seksualnej o. Pawła były kobiety. Zależało mi, żeby poza świeckimi, którzy w komisji stanowią większość, byli również duchowni, zarówno diecezjalni jak i zakonni, mający doświadczenie bycia samemu przełożonym, rozumiejący specyfikę życia zakonnego.
Termin zakończenia prac Komisji zaplanowano na 30 czerwca. Myśli Pan, że to jest realne?
– Uwzględniono oczywiście to, że po zapoznaniu się z całą sprawą i materiałami, komisja może poprosić o dłuższy czas. Oczywiście rozumiem, że dominikanom zależy na czasie, natomiast kiedy będziemy już po bardziej szczegółowym materiałem, po pierwszych spotkaniach, będziemy w stanie podać realniejszy termin zakończenia prac. Ta sprawa musi być bardzo dokładnie zbadana i nie wydaje się, by pośpiech był tu najlepszym doradcą.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.