Nie prowadzą dialogu z otoczeniem. Rozmawiają ze swoimi wątpliwościami, lękami, niewiedzą...
Wojna plemienna trwa. Coraz bardziej przybiera formę zawodów pod hasłem kto komu mocniej przyłoży. Przy czym nie jest już ważne komu. Ważne, by mocno. Socjologowie z trudem nadążają z opisem zmieniającej się rzeczywistości, psychologowie usiłują tłumaczyć zachowania, wychowani na chrześcijańskich wartościach łapią się za głowę, próbując dociec co się z nimi stało w tak krótkim czasie. Coraz więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi.
Śledzę to wszystko z pewnego dystansu. Mała, zagubiona wśród lasów i jezior parafia, cisza i spokój, pozwalają spojrzeć na wydarzenia bez niepotrzebnych emocji. Wracając z kościoła zauważyłem przebiegające drogę łanie. Po krótkim czasie zniknęły w ciemności. Ten widok przywołał historię usłyszaną (a może przeczytaną) przed wielu laty. Trochę z pogranicza psychologii. Tłumaczącą jakoś wiele naszych zachowań.
Dawno temu, gdy samochód był rzadkością na polskich drogach a o telefonach komórkowych nikt nie słyszał, jadący nocą złapał w szczerym polu gumę. Wydobyte z bagażnika koło zapasowe, niestety, miało bardzo mało powietrza. Tymczasem… pusto. Nikt nie jedzie, znikąd pomocy. Rozglądając się wokół bezradnie mężczyzna dostrzegł daleko w polu małe światełko. Dom. Być może – pomyślał – jego właściciel ma w domu jakiś pojazd mechaniczny i dysponuje pompką. Jeśli tak, jestem uratowany. Ale gdy szedł przez puste zagony zaczęły nachodzić go wątpliwości. Ciemność, strach, złość, jeszcze je podsycały. Na początku wątpliwość: czy ów mieszkaniec jest zmotoryzowany. Później zaczął podejrzewać go o złą wolę. Na kilkadziesiąt metrów przed domem nabrał pewności. To zły człowiek i nie będzie chciał mi pomóc. Gdy stanął pod oknem krzyknął: wiem, masz tę pompkę i mi jej nie dasz; możesz ją sobie wsadzić w cztery litery… Po czym wrócił do samochodu, siadł za kierownicą i… rozpłakał się.
O bohaterach podobnych historii mówi się „nakręceni”. Nie prowadzą dialogu z otoczeniem. Rozmawiają ze swoimi wątpliwościami, lękami, niewiedzą. Bardziej niż na logikę i poznanie, stawiają na podejrzenia. Wolą spiskowe teorie zamiast faktów. Nie cenią dystansu, wolą emocje. Te mają świadczyć o zaangażowaniu.
Paradoksem jest umiejętność wskazywania nakręconych wokół nas, trudniej mechanizm ten zauważyć u siebie. Być może pierwszym jego symptomem jest nieprzeparta chęć odpowiedzi każdemu, kto z nieakceptowanymi przez nas poglądami nawinie się po drodze. To znak, że trzeba oderwać wzrok od ekranu komputera bądź smartfona i iść na spacer. Albo na adorację Najświętszego Sakramentu.
Nakręcających się podczas lektury przestrzegam. To nie jest komentarz któregokolwiek z ostatnich wydarzeń. Po prostu chęć zrozumienia. Trawestując mędrca (Franciszek? Ks. Grzywocz? – nie pamiętam): nie chodzi o to, by wydarzenia nas poniosły. Chodzi o to, byśmy ponieśli, z miłością, wydarzenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.