O tym, jak ojciec Joachim zapukał do przyjaciela w drodze do nieba i czy warto modlić się za dusze czyśćcowe, z benedyktynem o. Leonem Knabitem rozmawia Marcin Jakimowicz.
Marcin Jakimowicz: Możemy jutro przyjechać?
o. Leon Knabit: – Tak. Jestem poza Tyńcem, ale wieczorem wracam. Jutro powinienem być w klasztorze. No chyba że coś nas po drodze zabije i nie dojedziemy. Ale wtedy przeczytają o nas w internecie…
Na szczęście nie przeczytałem wczoraj o Ojcu w internecie. A czy ojciec Leon boi się w ogóle śmierci?
– Nie chciałbym w tej chwili umierać. Mam taki bałagan w swych rzeczach, że nie wyszedłbym z czyśćca, zanimby moi współbracia tego nie uporządkowali. A poważnie: jestem nastawiony na to, że Pan Jezus jest dobry i miłosierny. I dzięki temu nie lękam się kary, którą z całą pewnością powinienem otrzymać za moje przewinienia. Taka kara jest zresztą bardzo dobrą rzeczą…
Dobrą???
– Tak. Bo najgorsze jest to, jeśli człowiek coś zbroi, a inni zbyt łatwo go rozgrzeszą i machną nad nim ręką. Wtedy winowajca nie czuje się oczyszczony do końca i dręczą go wyrzuty sumienia. I to powiedzenie: „Oby Cię Bóg skarał!”, które jest traktowane jako wyraz zemsty czy złości, jest tak naprawdę najlepszym życzeniem! Ludzie są niesprawiedliwi i albo przesadzają w karaniu, albo wcale nie karzą, dozwalając na bezkarność. A Pan Bóg będzie oczyszczał nas sprawiedliwie.
Czyściec jest karą?
– Tak. Boimy się tego słowa – „kara”, prawda? Chcemy je zagłaskać. Wołamy „Boziu dobra, Boziu kochana”, a przecież Pismo Święte aż się trzęsie od słowa „kara”. Jest kara. To naturalna konsekwencja grzechu, przekroczenia prawa.
Dominikanki ze świętej Anny opowiadały, że w chwili śmierci mniszki – nawet święte, mistyczki – stawały się bezradne jak dzieci. Bały się. Trzeba było je wziąć za ręce i przeprowadzić na drugą stronę…
– Jako proboszcz widziałem ludzi (nie mistyków, ale zwykłych, często pogubionych, uwikłanych w alkohol), którzy w obliczu śmierci zmieniali się, nabierali ufności, odchodzili spokojnie, bez histerii. Ale pamiętam też inną sytuację: umierał ksiądz, znany, ceniony, poważany i pobożny. W obliczu śmierci zaczął nagle przypominać sobie jakieś dawne grzeszki. I przesłoniły mu one wszystko. Tak przeraził się swej grzeszności, że zaczął panicznie wołać: „Nie ma dla mnie miłosierdzia!”. Pocieszaliśmy go: „To było dawno, przecież twoje życie było bardzo dobre”, ale on trwał w ciemności. Nie wiem, czyja to była sprawka… Może szatana?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).