Mają pogruchotane życie przez tych, którzy powinni byli je chronić. W Nierodzimiu próbują je poskładać. Wracają do życia. Dosłownie
Grupka dziewcząt przy stole zajmuje się wycinankami. Przygotowują laurki. Jedna mówi, że dla brata, inna dla mamy. Na stołach papierowe kwiatki w wazonikach. Ściany długich korytarzy zdobią kolorowe rysunki. Przez uchylone drzwi widać, jak ktoś sprząta pokój. Nic nadzwyczajnego, a jednak dla dziewczyn, które tu mieszkają, zupełnie nowy świat.
Do ośrodka Caritas Archidiecezji Katowickiej „Święta Rodzina” w Ustroniu Nierodzimiu trafiają kilkunastoletnie dziewczyny, których rodzice nie sprostali swoim podstawowym zadaniom. Wychowywane przez „plac”, przez rodziców alkoholików, bardzo zaniedbane, maltretowane, chore, bywa, że wykorzystywane seksualnie. Nie radzą sobie z emocjami. Kilka ma ślady samookaleczeń na rękach i nogach. Odreagowywały stres w ten sposób, albo cięły się dla szpanu.
Pochodzą z trzech miast Górnego Śląska, z którymi Ośrodek ma podpisaną umowę. Pijący rodzice nie potrafili zadbać o siebie, a przede wszystkim o swoje dzieci. Czasem bywało dokładnie odwrotnie. To dzieci musiały zapewnić byt rodzinie i zdobywać pieniądze na alkohol. Niektóre żebrały, kradły, prostytuowały się. Rodzice, pijąc, odreagowywali swoją niezaradność, albo byli niezaradni, bo pili. Zamknięte koło.
Takie rzeczy dzieją się w naszych miastach, na osiedlach, w kamienicach. Można tego nie zauważać latami, aż wreszcie spojrzy się uważniej, zejdzie na inny poziom, zajrzy w ciemność.
Kierunek: Ustroń
Anna Wawrzyczek po studiach pracowała jakiś czas na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. Z akademika na osiedlu Paderewskiego chodziła Warszawską, Mariacką do Bankowej, gdzie mieści się budynek wydziału. Trzy lata to trwało. Potem stwierdziła: „to nie dla mnie”. Szkoda życia, żeby zaszyć się w książkach. Szukając swojego miejsca, trafiła do ochronki dla dzieci przy katowickiej parafii Mariackiej. Okazało się, że trzeba pomóc. Wtedy zobaczyła to, czego nie widziała, chodząc ulicami Katowic. Dostrzegła dzieci z katowickich familoków, brudnych podwórek i bram. Po dwóch latach pracy wyjechała na kolonie letnie organizowane przez Caritas. Tam poznała Barbarę Dyjas. Opiekowały się dziewczynami z siódmych i ósmych klas. Słuchały ich opowieści o tym, jak trudno żyć, kiedy nie ma się oparcia w domu rodzinnym. Uświadomiły sobie, że dwutygodniowe kolonie nie wystarczą, żeby wyrwać dzieci z chorego środowiska, nauczyć, że życie w alkoholowym zamroczeniu nie jest normą. Może być lepiej, wystarczy tylko trzymać się prostych zasad. Podczas rozmów w letnie wieczory zrodził się pomysł utworzenia domu, do którego mogłyby trafiać dziewczyny z trudnych środowisk. Domu, który chroniłby je przed destrukcyjnym wpływem rodziców alkoholików i ulicy, która je do tej pory wychowywała. Postanowiły spróbować.
Pomysł był, ale nie było odpowiedniego miejsca. Barbara Dyjas, która pracowała już wtedy w Caritas Archidiecezji Katowickiej, rozglądała się za odpowiednim domem. W końcu trafiła się okazja. W Ustroniu Nierodzimiu upadł Ośrodek Wczasowy „Pomowiec” własność dawnych Państwowych Ośrodków Maszynowych. Nie utrzymał się na wolnym rynku. Zabudowania i teren o powierzchni około 1.5 hektara otrzymała Caritas Archidiecezji Katowickiej. Nierodzim to cicha dzielnica beskidzkiego uzdrowiska nieco oddalona od bardziej rozrywkowego centrum. Szkoła podstawowa, kościół, kilka bloków, domki. Za drogą rzeka, niedaleko góry. Dodatkowym atutem była odległość od patologii wielkich miast i zaniedbanych dzielnic Górnego Śląska. Decyzja zapadła i w 1991 roku powstał ośrodek „Święta Rodzina”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.