Chodzi o to, by wierzący nie byli traktowani gorzej niż klienci barów czy udający się na Kasprowy Wierch turyści.
Pomysłowość niektórych włoskich księży, próbujących na różne sposoby docierać do swoich parafian, wzbudzała duże zainteresowanie w Internecie. Msze święte sprawowane na dachach kościołów czy zdjęcia parafian, ułożone na ławkach, stały się niejako modelowymi przykładami. Ale hitem była grafika, przedstawiająca idącego do ołtarza księdza, mającego głowę zawiniętą ręcznikiem. „Jeśli przyjdą sprawdzić powiesz im, że jesteśmy salonem piękności” – pouczał ministranta.
Myślenie, że udział we Mszy świętej jest ostatnim, czego człowiek potrzebuje w czasie epidemii, a kościoły są miejscem największego zagrożenia, nie jest obce także polskim politykom. Kolejne zarządzenia zdają się traktować kościoły jak przysłowiowe piąte koło u wozu. Pierwszym, dającym do myślenia sygnałem, były decyzje, podjęte na początku maja. Jak to możliwe, pytali parafianie, by w wagoniku kolejki na Kasprowy Wierch (wielkości naszej zakrystii) mogło jechać piętnaście osób, a w naszym mającym dwieście metrów kwadratowych kościele może uczestniczyć we Mszy świętej tylko trzynaście. Trudno się dziwić pytaniu, bo po pierwsze ujawnia się w nim żelazna logika; po drugie padło na terenie gminy, w której nie ma zachorowań.
Kolejne poluzowanie rygorów przyniosło kolejne rozczarowanie. W mogącym pomieścić sto pięćdziesiąt osób autobusie może jechać czterdziestu pięciu pasażerów. Do naszego parafialnego kościoła zamiast trzynastu może już wejść dwadzieścia osób. Dobry moment, by pójść śladem włoskich księży. Na dachu nie da się Mszy sprawować, bo stromy. Ale… spokojnie wejdą do środka dwa autobusy przegubowe. Może by tak podzielić kościół na dwa perony. Z jednego odjeżdża autobus do Krakowa (od strony błogosławionej Bronisławy), z drugiego do Rzymu (od strony świętych apostołów Piotra i Pawła). Bilety do nabycia przez Internet w parafialnym biurze pielgrzymkowym „Do nieba”. Jakby nie liczyć zmieści się wówczas dziewięćdziesiąt osób plus ksiądz i trzech usługujących przy ołtarzu. Wystarczy tylko postawić przy drzwiach ministranta z czapką konduktora, a na drzwiach zawiesić kartkę: dworzec autobusowy.
Wiem, jestem złośliwy. Co nie znaczy lekceważący rygory epidemii. Mimo wielkiego bólu, jakim było celebrowanie liturgii Triduum Paschalnego w pustej świątyni, dostosowaliśmy się do obowiązujących zasad. Parafia, jak wiele innych, uruchomiła transmisje w Internecie. Co na prowincji nie było proste, gdyż zanikający sygnał łączy mobilnych (innych nie ma) sprawia, że są one często przerywane. Nikt zatem nie może zarzucić, że nie rozumiemy powagi sytuacji i domagamy się przywilejów.
Nie domagamy się. Ale domagamy się równego traktowania. Chcący udać się w niedzielę do kościoła wierzący nie może być traktowany gorzej od klienta restauracji, salonu fryzjerskiego czy udającego się na Kasprowy Wierch turysty. Zwłaszcza przez rząd na każdym kroku deklarujący przywiązanie do wartości chrześcijańskich.
Oczywiście można bawić się w chowanego. Wymyślać sposoby na ominięcie przepisów. Tylko czy o to w tym wszystkim chodzi?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).