O tym, dlaczego katecheci powinni podawać młodym mleczko, a nie schabowe, z salezjaninem ks. Przemysławem Kaweckim rozmawia Marcin Jakimowicz.
Ks. Przemysław Kawecki – salezjanin, duszpasterz młodych, jeden z animatorów portalu Bosko.pl, projektu Hip-Hop Dekalog. Redaktor naczelny pisma „Drakka”. Redaktor nowego programu Telewizji Polskiej pt. „Pytając o Boga” (premiera 6 września w TVP2) oraz „Słowa na niedzielę”.
Marcin Jakimowicz: Co zrobiłby ks. Jan Bosko w słynnej klasie gimnazjalnej w Ostródzie, w której po paru pozalekcyjnych przygodach kilka dziewczyn przychodzi na lekcje w ciąży?
Ks. Przemysławem Kawecki: – Po lekcjach poszedłby posiedzieć na ławce pod ich blokiem. Wyszedłby do świata młodych – to była jego metoda wychowawcza. On nie zaczynał od katechizacji, tylko od pierwszego kontaktu – od tego, by być na ulicy. Tam, gdzie włóczą się po szkole dzieciaki. Znana jest historia Bartłomieja Garellego – bezdomnego chłopca, który chciał przespać się w zakrystii. Dorwał go zakrystian i chciał potraktować jak połowa świata, która na dzieciaki z problemami reaguje agresją. Wtedy wszedł do zakrystii ks. Bosko. Zaczął rozmawiać z przerażonym chłopakiem. „Masz matkę? Nie. – Masz ojca? – Nie. – Masz dom? – Nie. – Potrafisz czytać i pisać? – Nie. – Umiesz gwizdać? – Umiem! To pogwiżdżmy razem…”
Czyli metodą na młodych jest wyszukiwanie w nich dobra?
– Tak, to naprawdę działa. Ks. Bosko mówił, że w każdym młodym jest odrobina dobra – trzeba ją znaleźć i na tym budować relacje.
A co ma zrobić w ostródzkiej szkole zakonnica, która od przełożonej dowiedziała się, że będzie uczyła tam religii? Gwizdać?
– Pytanie jest tak naprawdę jedno: czy katecheta to zawód czy powołanie? Ja już po pierwszym zdaniu potrafię często to chwycić. Pytam jakiegoś katechetę: „Jak u ciebie na religii?”. „Zapooooomnij…” A inny podchodzi do mnie i rzuca: „Wiesz, mam fajne dzieciaki, dały mi ostatnio wprawdzie popalić, ale…”.
W Polsce jest 35 tys. ludzi „powołanych”. Do uczenia religii.
– Katecheci są dla mnie bohaterami swego dzieła, naprawdę. Na matematyce, biologii czy historii nie ma takich emocji, jakie znajdziemy na lekcjach religii. Przyczyny są różne: od braku merytorycznego, profesjonalnego przygotowania do pracy z daną grupą wiekową, aż po elementy klasycznej walki duchowej. Zupełnie inaczej religia wygląda w klasach, gdzie nauczyciel czuje się powołany do tego, by opowiedzieć młodym o miłości Boga, a inaczej tam, gdzie znudzony katecheta wypisuje: temat: „Bóg jest miłością”.
Da się w ogóle opowiedzieć o tym w czasie katechezy?
– Da się. Spotykam wielu katechetów, którzy o tym zapewniają. Bieda zaczyna się tam, gdzie katecheta traktuje swą pracę tylko jako zawód. Dziś popularny robi się trend, że religia jest lekcją, na której ma być przekazywana sucha wiedza na temat wiary. Gdy pracowałem w Niemczech, dziwiłem się, dlaczego tam zdają maturę z religii. U nas to nie do pomyślenia! Przecież religia to taka lekcja robienia sobie jaj, zajęcia z przymrużeniem oka. Zobaczmy, jaka zadyma powstała wokół tego, czy wpisywać stopień z religii na świadectwo, czy nie… By uniknąć takiego zamieszania, musimy przygotowywać lekcję profesjonalnie i stawiać konkretne wymagania.
Tyle że ja na spotkaniu z setką katechetów z całej Polski słyszałem: „Zapomnij o programie”.
– I to jest sedno problemu… Dla mnie podstawowe pytanie brzmi: czy mam uczyć, czy dawać świadectwo. Jeśli mam uczyć, to traktujmy religię jak matematykę. Młodzi mają jedynie nauczyć się jej i zaliczyć. To dla mnie klasyczne religioznawstwo. Katecheza jest innym wymiarem. To ugruntowanie nawróconego człowieka w jego wierze.
Z jednym założeniem: że mówimy do ludzi, którzy spotkali w życiu Jezusa.
– Tak! A dziś mamy inne czasy; idziemy na katechezę do ludzi, którzy nie dotknęli miłości Bożej, nie wiedzą, jak to smakuje. Oni często nie mają czego pogłębiać, są w punkcie startu. Bardzo przekonała mnie opowieść znajomego chłopaka: „Chodziłem na religię tylko po to, by robić sobie jaja z katechety – opowiadał. – Zmieszanie faceta z błotem – to był priorytet. Podobnie jak ja zachowywała się cała klasa. Poza piątką dziewczyn, które siedziały w pierwszych ławkach”. Latem chłopak trafił na rekolekcje. Spotkał Boga, doświadczył nawrócenia, czyli… zmiany myślenia. We wrześniu wrócił do szkoły. Katecheta się nie zmienił. On się zmienił i… dołączył do tych pięciu dziewczyn w pierwszych ławkach. Był szóstą osobą, która słuchała katechety. Ten chłopak mówił mi: „Kurczę, ale ten facet ciekawe mówi”. Tylko jednego nie mógł zrozumieć – dlaczego dwadzieścia parę pozostałych osób wciąż ziewa. Zobaczmy, jak ważne są intencje, z jakimi młodzi idą na religię. Kapituła salezjańska zdecydowała, że nasza katecheza ma mieć charakter ewangelizacyjny. Mamy doprowadzać do spotkania Jezusa Chrystusa… Czy da się to przeprowadzić w szkole? Tak. Choć nie jest to wcale sielankowe.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).