Benedykt XVI to genialny diagnostyk rzeczywistości

Ks. prof. Jerzy Szymik jeden z najlepszych znawców myśli papieża Ratzingera,podkreśla, że najbardziej boli go detronizacja Pana Boga w naszej epoce i w naszym świecie.

Reklama

KAI: Mówi Ksiądz Profesor o zachwycie nad jasnością i klarownością języka Benedykta XVI. Jako poeta jest Ksiądz Profesor szczególnie czuły na “słowo” i “Słowo”. W czasie głębokiej dewaluacji “słowa”, co robić by było używane do wyrażania miłości, budowania wybaczenia a nie obelgi, niszczenia i tortur? Tak jak dla Benedykta XVI i chrześcijaństwa Słowo to Logos, które stało się Ciałem.

– Niemało czytelników sięgających po “Theologia benedicta” myśli, że będzie to monografia poświęcona twórczości J. Ratzingera/Benedykta XVI. Tymczasem dzieło teologiczne BXVI jest tu dla mnie jedynie narzędziem – prawda, że genialnym i niezbywalnym, ale jednak tylko narzędziem. Do czego? Do zmierzenia się z naszym światem (polskim, europejskim) przełomu drugiej i trzeciej dekady XXI wieku. Czyli próbuję najpierw przeczytać i przemyśleć jego teologię, diagnozy i tezy a potem tak je przetransponować znad Tybru i Renu nad Wisłę i Odrę, by były użyteczne do diagnoz i prognoz dotyczących Polski z odpowiednim przesunięciem czasowym (a co za tym idzie także kulturowym, cywilizacyjnym, problemowym) w naszą aktualną współczesność. Pragnę zmierzyć się z naszym “tu i teraz” przy pomocy tego fenomenalnego narzędzia. W mojej trylogii równie często cytuję przecież nie tylko Benedykta XVI, ale i współczesną literaturę, prasę. Staram się więc Benedykta XVI „przetłumaczyć” w sensie jednak głębszym niż tylko translacja z niemczyzny na polszczyznę. By nie zmarnował się geniusz jego diagnoz oraz jego precyzyjny i klarowny język, w którym odważnie nazywa rzeczy po imieniu.

Benedykt XVI nie jest gabinetowym, „porcelanowym”, myślicielem, który nigdy nie wychodzi ze swej akademickości. Wręcz przeciwnie: on głęboko i nader realistycznie tkwi w rzeczywistości. Przekonuje nas, że aby coś ważnego powiedzieć światu, trzeba go najpierw słuchać i próbować zrozumieć. Próbuję iść tym tropem, jestem z tej szkoły. Dlatego, na przykład, czytam sporo współczesnej beletrystyki, ponieważ muszę wiedzieć, co nam (w tym mnie, bo żyję współcześnie przecież) w duszy gra. Jako ksiądz mam ewangelizować ludzi mi współczesnych a nie tych, którzy żyli w XIX w. i dlatego potrzebuję języka, który jest do tego adekwatny. Twierdzę, że warto się tej sztuki uczyć od Benedykta XVI, bo on znalazł klucz do serca epoki a gorące reakcje medialne na wszystko co napisał/powiedział są tego niezbitym dowodem.

KAI: Ratzinger/Benedykt XVI świetnie odczytywał “znaki czasu”: liberalizm, relatywizm, permisywizm współczesnego społeczeństwa. Jego diagnozy odnośnie ideologii nazistowskiej i marksistowskiej trafiają w samo sedno. Płynął nie raz pod prąd współczesności. Co go najbardziej bolało? I jaką daje na to odpowiedź?

– Odpowiadając najkrócej: najbardziej boli go detronizacja Pana Boga w naszej epoce i w naszym świecie. Czyli to, że nasz świat, świat cywilizacji atlantyckiej, świat Zachodu, nie jest budowany na prymacie Boga. Z tego wypływają, jego zdaniem, wszelkie inne nieszczęścia, tragedie i kryzysy współczesnego człowieka. Benedykt XVI używa w tym kontekście różnych metafor. Przytoczę jedną. Świat porównuje on do długiego płaszcza albo sutanny. Gdy zapinając sutannę pomylimy się i najwyższy guzik nie wyląduje w najwyższej dziurce to potem już nigdy właściwe nie dopniemy płaszcza czy sutanny. I wszystko będzie nie na swoim miejscu. Najwyższy guzik musi się znaleźć w najwyższej dziurce i tylko wtedy płaszcz będzie nam dobrze służył, przy zachowaniu tej hierarchii i tego porządku. Naprawiając błąd, powinniśmy raz jeszcze rozpocząć zapinanie od góry. I właśnie to proponuje Benedykt XVI współczesności: ponowne umieszczenie Boga na szczycie aksjologicznej drabiny.

Nawiążę do jego tekstu z niemieckiego tygodnika “Klerusblatt” z 2019 r. i jego spojrzenia na pedofilski kryzys w Kościele. W mediach i w niektórych kręgach Kościoła dominowała narracja, że za pedofilią stoi klerykalizm i celibat we wzajemnej sieci odniesień (celibat stymuluje klerykalizm itp. itd.). Tylko Benedykt XVI miał odwagę publicznie odsłonić najgłębszą istotę prawdziwie demonicznej natury pedofilii, pisząc, że głównym źródłem tego zła jest to, iż Kościół pozwolił, aby ściek panseksualizmu (m.in. tzw. rewolucji seksualnej lat 60-tych) wlał się do jego wnętrza. „Pozwolił”, tracąc odwagę i oryginalność własnej wiary i upodabniając się przez to do „świata” (w Janowym rozumieniu tego pojęcia, czyli jako „przeciwnika tego, co Boże”). Zło nie tkwi więc w naturze, czy samej ontologicznej strukturze Kościoła, ale w tym że Kościół nie postawił “ściekowi” tamy i ten zaraził organizm Kościoła. Oczywiście, ta diagnoza wzbudziła furię w wielu kręgach. Moim zdaniem jest najtrafniejsza ze wszystkich. Choroba wiary, która detronizuje Boga jest źródłem zła jakiegokolwiek – pedofilii, klerykalizmu itd. itp. – i bez jej uleczenia nie wykorzenimy żadnego z ludzkich grzechów, także, a może przede wszystkim „kościelnych”.

KAI: Kolejny główny “Ratzingerowski” temat to relatywizm moralny.

– Relatywizm moralny Benedykt XVI ściśle łączy z kwestią prymatu Boga. Według zasady: z Logosu płynie etos, z braku Logosu – brak etosu, czyli: z prawdy płynie dobro, z kłamstwa – fałszywa etyka. Warto w tym miejscu podkreślić, że jego teologiczny geniusz objawia się także w jego syntezach, które przekraczają granice nauk i gatunków literackich, w jakich się wypowiada. Dlatego też trudno powiedzieć, którą z konkretnych subdyscyplin teologicznych uprawia, jest i dogmatykiem, teologiem fundamentalnym, moralnym a także teologiem kultury. Nie stroni przy tym od refleksji ekumenicznej i międzyreligijnej, jest także świetnym biblistą, no i patrologiem. Nie ma w zasadzie jego dłuższego tekstu, w którym nie odwoływałby się do Ojców Kościoła. A ponadto wszystkie jego książki i teksty są głęboko biblijne, jak choćby jego sztandarowa trylogia “Jezus z Nazaretu”.

KAI: Następny ważny motyw jego myśli to relacje “rozum – wiara”.

– Podejrzewam, że był on głównym inspiratorem powstania encykliki “Fides et ratio”. Została ona napisana w szczytowym okresie jego współpracy z Janem Pawłem II, który był wtedy w najintensywniejszym okresie swego pontyfikatu. Powiedzieć, że to wspaniała encyklika, jedno z największych dzieł papiestwa XX wieku, to nic nie powiedzieć… Kardynał Ratzinger wywarł też bezsprzecznie wielki wpływ na powstanie Katechizmu Kościoła Katolickiego, flagowego dzieła pontyfikatu papieża Wojtyły. Wracając do „Fides et ratio”: kwestia relacji rozumu i wiary była Ratzingerowi zawsze bardzo bliska. W encyklice mogę wskazać miejsca, które wprost nawiązują do wcześniejszych tekstów Ratzingera. Jest on bowiem jednym z największych obrońców racjonalności w kulturze europejskiej przełomu tysiącleci. Ci którzy znają chrześcijaństwo jedynie powierzchownie albo nie znają go wcale, zarzucają nieraz wierze chrześcijańskiej irracjonalizm (wiara jako zabobon itp.). A tymczasem rozumność jest dla chrześcijaństwa absolutnie koniecznym fundamentem doktryny a ono samo jest wielkim przeciwnikiem (neo)pogańskiego irracjonalizmu. Rzecz jasna chrześcijańska racjonalność nie ma nic wspólnego ze skrajnym racjonalizmem w wydaniu, powiedzmy, oświeceniowo-ateistycznym. To Ratzinger jest autorem tezy, że rozum ludzki i racjonalność europejską, może uratować tylko ich poszerzenie. Epoka oświecenia ograniczyła bowiem funkcje ludzkiego rozumu do scjentyzmu, do wąsko rozumianej naukowości, która ma się zajmować „mierzeniem i ważeniem” materii. Ratzinger twierdzi natomiast, że w obszarze racjonalności znajduje się także rozumność wiary i wynikająca z tego rozumna zgoda rozumu na Tajemnicę, z którą zresztą nauka cały czas się zmaga. Najkrócej: rozumnie jest wierzyć. Racjonalność w tym ujęciu sięga więc daleko poza samo penetrowanie materii a sojusznikiem tak „poszerzonego rozumu” jest w tej dziedzinie m. in. sztuka.
Reklama

KAI: Tu zapytam o miejsca sztuki w myśli Benedykta XVI/Ratzingera muzyka, miłośnika sztuki i estetyka. W “Raporcie o stanie wiary” powiedział: “Teolog nie kochający sztuki, poezji muzyki, natury może być niebezpieczny. Ta bowiem ślepota i głuchota na piękno nie jest sprawą drugorzędną, lecz może wycisnąć piętno także na jego teologii”. Jak skomentuje te słowa poeta? Dlaczego aspekt estetyczny jest tak ważny dla teologii?

– Tak, to mocna teza, fragment rozmowy z Vittorio Messorim, jeszcze z lat 80-tych ub. wieku. W kontekście cytatu, który Pan przytoczył, czytelniejsze stają się zmagania współczesnej teologii o własną tożsamość, zmagania, które są związane z przeobrażeniami współczesnego uniwersytetu – z sytuacją rozumienia i rozwoju tego, co akademickie w (po)nowoczesności, z tzw. „konstytucją dla nauki”, czyli ustawą 2.0 w Polsce itp. Otóż teologia stale jest dziś zmuszana do tego, by udowadniać, że jest „naprawdę” nauką akademicką, że zasługuje na miejsce w palecie nauk tworzących współczesny uniwersytet, z całym jego zapleczem biurokratycznym, zdobywaniem punktów, grantów itp., że jest „poważną” naukową dyscypliną. Oczywiście, trzeba spełniać standardy naukowości, wypełniać zadania administracyjne i tak dalej, to jasne. Poza tym teologia dla dobra nie tylko samej siebie, ale dla dobra naukowej “universitas” powinna ją współtworzyć wraz z innymi siostrami naukami, bo przecież to właśnie ona ową wszechnicę nauk w Europie założyła kilkaset lat temu… Jednak grożą jej tu dzisiaj pewne niebezpieczeństwa. Bo żeby się zmieścić w kanonie współczesnych nauk uniwersyteckich teologia jest kuszona, by przemilczeć wiarę jako jeden ze swoich niezbywalnych fundamentów własnej metodologii naukowej. A wiara może być (i bywa) postrzegana (przez niektóre dyscypliny, a ściślej prze niektórych akademików) jako mit, magia i zabobon. Stąd teologia dziś naśladuje czasem religioznawstwo (czy bliżej nieokreśloną „refleksję nad duchowymi fundamentami kultury”) zamiast być sobą, czyli nauką o Bogu z rozumem i wiarą jako równoprawnymi narzędziami badawczymi w zbiorze własnego oryginalnego instrumentarium metodologicznego. Powiedzmy to jasno: religioznawstwo jest dyscypliną, która nie potrzebuje wiary dla własnej tożsamości. Natomiast do uprawiania teologii wiara – żywa wiara teologa – jest niezbywalnie potrzebna.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama