Ks. prof. Jerzy Szymik jeden z najlepszych znawców myśli papieża Ratzingera,podkreśla, że najbardziej boli go detronizacja Pana Boga w naszej epoce i w naszym świecie.
Teologia jest też kuszona, by „liczyć i ważyć”, czyli nie mieć nic wspólnego ze sztuką, z poezją, dziedzinami których nie da się zamknąć w modelu scjentystycznej naukowości. Gdy będziemy uwzględniać w naszej refleksji estetykę – lękają się uwiedzeni scjentyzmem teologowie – to nam to przeszkodzi być naukowcami “pełną gębą”. I w ten właśnie punkt bije Ratzinger. Gdy teologia nie współpracuje z wielką sztuką może być niebezpieczna, ponieważ tylnymi drzwiami może dostać się do niej bożek skrajnego racjonalizmu. Wtedy racjonalność tkwiąca pełnoprawnie i we właściwym kształcie w teologii zostanie zawężona i w konsekwencji zatraci ona swoją istotę a teologia stanie się jeszcze jedną dyscypliną podporządkowaną „szkiełku i oku”.
KAI: Teologia musi także uwzględniać aspekt stwórczy sztuki, dziedziny, w której człowiek chyba najlepiej naśladuje Boga Stwórcę….
– Pisze o tym Ratzinger w zbiorze ” Na początku Bóg stworzył… Cztery kazania o stworzeniu i upadku”. Kapitalnie tam ukazuje Boga jako artystę – “Deus artifex”. Ta kwestia zresztą – Boga stwórcy, świata jako stworzonego przez Boga – jest jedną z fundamentalnych dla myśli Ratzingera. Można by ją streścić następująco: jeśli jest prawdą, że cała rzeczywistość, która nas otacza jest z Boga, z Jego stwórczej mocy i dzieła, to znaczy, że nasza chrześcijańska wiara dotyczy całokształtu rzeczywistości, wszystkich ludzi, i nie wolno nam jej zamykać w kościelnej zakrystii, ale trzeba z nią wyjść do całego świata. Jeśli Bóg stworzył świat i objawił się przez swego Syna Jezusa Chrystusa, jeśli to jest prawda, a nie tylko „jeden z wielu światopoglądów”, to cała rzeczywistość odnosi się do Niego, a my dzięki temu możemy tak samo wszystko odnosić do jego Osoby, także nasze wszystkie twórcze akty. Takie jest teologiczne i misyjne zaplecze pojęcia “Deus artifex” w jego twórczości. W tym kontekście trzeba wskazać na duchowy i intelektualny związek Ratzingera z Hansem Ursem von Balthasarem autorem mi.n. wielotomowej “Estetyki teologicznej”. Razem założyli w latach 60. XX wieku czasopismo “Communio”. W każdym razie, domykając wątek: teologiczna refleksja nad fenomenem piękna jest Ratzingerowi niezwykle bliska. I w ogóle sztuka jako taka. Nieprzypadkowo mówi się o nim jako „Mozarcie teologii”.
KAI: Dla mnie uderzające w myśli Ratzingera jest też podkreślanie kosmicznego wymiaru Jezusa Chrystusa…
– To ważny element wiary chrześcijańskiej, która wyznaje w Jezusie Chrystusie Syna Bożego, „Boga prawdziwego z Boga prawdziwego”, „współistotnego Ojcu”. Jako Bóg jest Jezus i transcendentny (jest Panem wszechrzeczywistości, w tym kosmosu) wobec całej rzeczywistości i wobec niej immanentny (mówimy, słusznie, że w komunii świętej „Pan Jezus wstępuje do serca człowieka”). „Chrystologia kosmiczna” ma zresztą swój mocny korzeń w teologii paulińskiej, do której Ratzingerowi bardzo blisko. Przypomnę, że Benedykt XVI ogłosił Rok św. Pawła, który trwał od czerwca 2008 do czerwca 2009 z okazji dwutysiąclecia narodzenia Apostoła Narodów. Przez cały ten rok papież głosił katechezy poświęcone nauczaniu św. Pawła, którego mocnym rysem jest kosmiczność Chrystusa, czyli Jego stwórcze i zbawcze panowanie – Jezus jest “Kyrios”, jest Panem – nad całym wszechświatem.
KAI: Inny poetycki motyw pojawiający się u Ratzingera to “Bóg, Chrystus trzymający człowieka za rękę”…
– Czułość, w rozumieniu i przeżywaniu wiary, tak, ona jest istotna. Jej nie wymyślił ani Franciszek, ani Benedykt XVI, ani Jan Paweł II, ani Jan XXIII. Ona sięga samego Boga, który jest miłością a ta jest czuła… Benedykt XVI mocno tę cechę miłości podkreśla i praktykuje. W tym kontekście przypomnę epitety jakimi go obdarzano: inkwizytor, pancerny kardynał, reakcjonista, hamulcowy, rotweiler Pana Boga, żandarm Kościoła. Pokazują one nie tylko jak był i nadal jeszcze jest nieznany, nierozumiany, ale też i skalę nienawiści jakiej doświadcza. Ona znów pokazała swoje rogi i ogon przy okazji jego niedawnego tekstu o celibacie… Tymczasem jest to człowiek, dla którego ludzkie ciepło, czułość, wrażliwość i empatia należą do podstawowych wymiarów człowieczeństwa i prawdziwej religijności. W takich wymiarach widzi wiarę w Boga, co wyraża obraz czułej i ciepłej dłoni Boga w naszych dłoniach. I obraz naszej ręki w Jego ręce, prowadzącej nas przez drogi i bezdroża życia. Z drugiej strony miłość dla niego to nie zbiór sentymentalnych uczuć. Miłość musi być stanowcza i zadziorna, powiada, i w tej zadziorności pokazująca, że naprawdę kocha drugiego, bo zależy jej na jego dobru. Ale to ważne, co Pan zauważył: podstawową cechą jego praktycznych, egzystencjalnych wniosków z teologicznych teorii jest ciepło i dobroć.
KAI: Nie tylko teologii ale i jego osoby. Nawiążę do filmu “Dwóch papieży” i kreowanej przez Anthonego Hopkinsa postaci Benedykta XVI. Dla mnie filmowy portret papieża Ratzingera jest zupełnie nie trafiony. A dla Księdza Profesora?
– O filmie jestem bardzo krytycznego zdania. Przed obejrzeniem słyszałem różne opinie. Myślałem, że będzie tragiczny, ale on jest tylko zły. Nie jest to film antyklerykalny i jedynie to mnie w nim ucieszyło. Przede wszystkim ten film jest agitką, która ma, najogólniej rzecz biorąc, pchać katolicyzm w stronę liberalizmu, jako rzekomo jedynej drogi wyjścia dla Kościoła rzymskokatolickiego. Pozwoli Pan, że nie będę się nad filmem rozwodził, ale zacytuję fragment własnego felietonu napisanego w tych dniach dla „Gościa Niedzielnego”: „Meirelles zakłamuje postać Benedykta XVI. W wersji Hopkinsa BXVI jest typem tak wrednym, że kojarzy się z Hannibalem Lecterem. Padają tezy niewybredne: wyborem BXVI Kościół chciał opóźnić spóźnione już i tak reformy; BXVI schował się za książkami, bo bał się życia… BXVI jest anachroniczny, nieporadny życiowo, bezradny intelektualnie wobec ripost Bergoglia, do którego zawsze należy ostatnie słowo. Jak w westernie: dobry szeryf wygrał z przywódcą starej bandy. A przecież racje BXVI są znacznie poważniejsze niż wynika to z gęby, którą im w filmie przyprawiono”.
KAI: Poza naukową teologią Benedykt XVI/Ratzinger stale stawia na czele adorację Boga, upomina się o centralne miejsce liturgii i Eucharystii w naszej wierze. Dowodem tego jest choćby jego książka “Duch liturgii”….
– Dla mnie jedna z najważniejszych książek jakie przeczytałem w życiu… Miejsce jakie w jego teologii, pobożności i diagnozie świata zajmuje adoracja Boga to wielki temat. Adoracja jest odpowiedzią na “hybris” – pychę w nas, pychę współczesnego świata, pychę ponowoczesnego człowieka. Miłość chce i umie „trwonić” czas dla Kochanego. Potrzebna jest nam też – powiada BXVI – klęcząca postawa przed Bogiem, w której choć zginamy kolana przed Nim, to jednak prosty korpus naszego ciała, trwanie twarzą w twarz z Nim, pozwala nam nie zginać się przed czymkolwiek czy kimkolwiek poza Bogiem. Klęczenie przed Bogiem nie zabiera nam godności, ale ją wzmacnia i uczy nas odwagi wobec wszelkich innych potęg, zwłaszcza tych zagrażających naszemu dobru i życiu. To czego uczy BXVI na temat adoracji ukazuje podstawowy intymny, kontemplacyjny, modlitewno-liturgiczny wymiar wiary, najgłębszy wymiar chrześcijaństwa. Niezwykła to też sprawa dla mnie: człowieka, mężczyzny, chrześcijanina, księdza. Jako kapłan muszę być stale w stanie łaski uświęcającej, w stanie, by tak rzecz, permanentnej adoracji Boga. I stąd potem popłynie dobroć dla innych, wrażliwość i wyrozumiałość dla ludzkiej słabości i ułomności, niezłomność w kwestii Chrystusowej prawdy. Wtedy też moja teologia będzie miała sens głębszy niż jedynie jako „uczona teoria”. Tego nam się uczyć od Benedykta XVI/Ratzingera: najpierw “prawda serca” a potem dopiero i stąd “prawda pióra”. To nie kwestia stylu, maestrii czy błysku talentu/intelektu decyduje o jakości teologii. Decydująca i pierwszorzędna jest więź z Nim.
KAI: Powrócę do detronizacji Boga. Bóg umarł dla wielu albo żyjemy jakby Boga nie było, albo też Boga kształtujemy na nasz obraz i podobieństwo. Co na to Benedykt XVI/Ratzinger?
– Ratzinger mówi, że potrzebujemy Boga, z czym wielu się zgadza, ale pyta też jakiego Boga? Wielu bowiem wskazuje na potrzebę duchowości, odniesienia do „jakiejś transcendencji”, metafizycznego wzlotu, czegoś “ponad” itp. itd. Ratzinger uczy, że nie tędy droga, że człowiek potrzebuje Boga prawdziwego, żywego, osobowego, Tego który stworzył świat i wykrwawił się dlań na Golgocie. I zmartwychwstał. Sama idea Boga daleko nas nie zaprowadzi, a nawet może nas sprowadzić na fałszywą drogę. Bóg, Trójjedyny Bóg, który w Jezusie z Nazaretu umarł za człowieka, zmartwychwstał, i jako taki przeprowadzi nas przez naszą własną śmierć, jest Bogiem prawdziwym i tylko On jest spełnieniem naszych tęsknot i odpowiedzią na pytanie o sens. Pokazuje to jak ważna jest tu – dla Ratzingera i w ogóle – kategoria prawdy.
KAI: Jaka jest wizja Domu Bożego – Kościoła Ratzingera/BXVI?
– Według Ratzingera zasadnicza idea organizująca Kościół tak w sferze teorii teologicznej jak i praktyki egzystencjalnej, to idea “communio” – wspólnoty. Jest to idea dla niego tak ważna, że, jak już wspomniałem, założył on po II Soborze Watykańskim z grupą teologów czasopismo “Communio”, w pewnej opozycji do pisma “Concilium”. Bo Ratzinger często podkreśla, że Kościół jest zawsze wspólnotą a tylko czasem zwołującym sobór czy synody. Kościół nie jest permanentnym soborem/synodem, ale permanentną komunią – z Bogiem i braćmi/siostrami. Pisze dowcipnie, co u niego częste, że gdy chce się zdobyć medal olimpijski to trzeba trenować a nie zakładać komitety olimpijskie. Czyli: mniej narad, teoria tylko niezbędna a cała energia w praktykę. Czyli: nie tyle debatować o wierze, co nią żyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.