Krzyż jest trudny. Kłócą się o niego. Chcą przenosić albo przeciwnie – chcą traktować jak złotego cielca. Jak powstał i po co? Mało kto pamięta.
Krzyż przegięty
Mijały dni. Mniej było łez i mniej świec przed Pałacem Prezydenckim. A krzyż stał nadal. A harcerze, jak to przed krzyżem wcześniej bywało, spotkali się pod koniec kwietnia wszyscy. I razem o krzyżu rozmawiali. Byli przekonani o tym, że warto pomyśleć, co dalej, że może ten krzyż przenieść do przestrzeni sakralnej, gdzie jego miejsce. I może gdzieś w pobliżu pałacu postawić pomnik upamiętniający i 10 kwietnia, i narodową żałobę, która w nieprzewidywalny, wyjątkowy sposób połączyła dotąd niepołączonych? Pod koniec maja harcerze przyczepili obok krzyża tablicę: „Ten krzyż to apel harcerek i harcerzy do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika w hołdzie tragicznie zmarłym 10 kwietnia 2010 r. w drodze do Katynia oraz dla upamiętnienia dni żałoby narodowej, która zjednoczyła nas ponad wszelkimi podziałami”.
Narodowa żałoba zjednoczyła (jak się okazało chwilowo), ale krzyż – jak to ma w zwyczaju od ponad dwóch tysięcy lat – podzielił. Na wyścigi, przed mikrofonami i kamerami telewizyjnymi, w bardziej i mniej poważnych gazetach, o krzyżu zaczęto deliberować. Z prostego jednoczącego znaku, symbolu, stał się krzyż kontrowersyjnym. Krzyż modlitwy został zamieniony w krzyż przetargowy. Gdzieś umknęło harcerskie przesłanie pokoju, zgody i wyciszenia. Zapodział się gdzieś harcerski pomysł, żeby krzyż przez wakacje przed Pałacem Prezydenckim został, bo harcerze nie chcą na łapu-capu go zabierać. Bo krzyżowi szacunek, a ludziom modlitwa się należy. Ale żeby po wakacjach – z honorami – uroczyście krzyż przenieść, a przy okazji powołać komitet honorowy, który zbierałby pieniądze na pomnik. O tym, że krzyż jest harcerski i ludzki, a nie polityczny, zapomniano.
Droga krzyżowa
I krzyczą jedni, że to koniec żałoby, że Pałac Prezydencki nie jest ani miejscem kultu, ani cmentarzyskiem. I inni alarmują, że to wojna, że trzeba o niego walczyć, bo „nie zdejmę krzyża z mojej ściany”. Więc przykro się harcerzom zrobiło. Dostało im się – od jednych, że w ogóle tak bez pozwolenia i uzgodnienia ten krzyż postawili, a od drugich za to, że teraz nie bronią go zbyt mocno i nie walczą, jak przystało na prawdziwych harcerzy. Harcerze (nieoficjalnie) poczuli się dotknięci. Nie zamierzają głośno krzyczeć, ale też nie chcą, po cichu, za mundurową pazuchę krzyża chować i z nim gdzieś w atmosferze krzyżowego skandalu uciekać. W rozmowach na temat krzyża – prócz przedstawicieli Kancelarii Prezydenckiej i warszawskiej kurii – oczywiście uczestniczą. Ale ponieważ tyle krzyku wokół krzyża – więcej mówić o tym nie chcą. Nieoficjalnie wiadomo, że krzyż może być przeniesiony do kościoła Świętego Krzyża lub Świątyni Opatrzności Bożej. Nieoficjalnie też wiadomo, że harcerze chcieliby wypełnić własny, bez presji czasu i niemiłych niesnasek plan względem krzyża. Czy im się uda? A krzyż nadal pod pałacem stoi. I jest nadal prosty. Trudni są ludzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.