Jedna z najważniejszych granic cywilizacyjnych przebiega przez Polskę. To tu pielęgnujący kulturę słowa, racjonalny Zachód spotyka pachnący jerozolimskim kadzidłem, całujący ikonę i bijący niskie pokłony Wschód. A między Bugiem a prawdą, dlaczego, skoro tak wiele nas łączy, tak trudno nam się spotkać?
Miał rację Czesław Miłosz udowadniający w „Rodzinnej Europie”, że podzieliła nas historia i polityka. Wierni na Podlasiu (bywam tam regularnie) naprawdę nie zaprzątają sobie głów subtelnościami teologicznego sporu o Filioque. „Katolicyzm Polski ukształtowała sytuacja historyczna krajów na wyznaniowych peryferiach, zwłaszcza w XIX w., czyli opór przeciwko protestanckim Prusom i prawosławnej Rosji” – pisał autor „Zniewolonego umysłu”. „Kultura polska rozwijała się w orbicie Watykanu i nie stanowił wyjątku niedługo trwający ferment Reformacji, kiedy wielki spór raczej budził ciekawość dla papiestwa, niż od niego ostatecznie oddalał. Pod władzą caratu zmiana wyznania na prawosławne powodowała wyłączenie ze wspólnoty. Taki człowiek zasługiwał na nieufność jako potencjalny albo rzeczywisty kolaborant. Religia stała się więc instytucją, dzięki której przechowywano odrębność narodową i pod tym względem Polacy przypominali Żydów w Imperium Rzymskim”.
Znam doskonale podłoże konfliktów, meandry sporów, bolesne karty historii. Jedna odnoga mojej rodziny pochodzi z Wilna, druga z przedwojennego województwa stanisławowskiego.
Czy można przełamać budowaną przez stulecia niechęć? Wierzę, że tak. Doświadczyłem tego wielokrotnie. Na mikroskalę, ale czy z takich okruchów nie składa się życie? Pamiętam, że gdy podjechaliśmy pod ukrytą na uroczysku w Koterce błękitną cerkiew, kręcący się wokół świątyni pop, ujrzawszy naklejkę „Gość Niedzielny”, wewnętrznie się nastroszył. Wystarczyło jednak, że zagadnąłem go o genialną książkę „Ogień Ducha Świętego” Serafina z Sarowa, ostatniego świętego prawosławia kanonizowanego przed bolszewicką rewolucją, a rozbłysły mu oczy. Rozmawialiśmy o pełnym ognia dialogu, jaki z tym eremitą prowadził Motowiłow. Łączyło nas więcej, niż moglibyśmy przypuszczać.
Siostry w separacji
Łapię duchowy oddech, widząc pątników z Orli czy Hajnówki, którzy na kolanach obchodzą cerkiew na Grabarce, nucąc hymny w języku staro-cerkiewno-słowiańskim (brzmi to o niebo lepiej niż radosna twórczość pielgrzymów śpiewających biesiadnie „Do Maryi udaj, udaj się” na melodię dyskotekowego mołdawskiego O-Zone).
Nawiedzający Białystok Jan Paweł II nazwał nasze Kościoły siostrzanymi. Przez wieki siostry nie żyły w zgodzie, mają za sobą długą, bolesną historię. Ponad tysiąc lat separacji i odmienne kręgi kulturowe, w których dorastały, sprawiły, że czują się względem siebie obco. Funkcjonują obok siebie. Jeśli nie we wrogości, to w obojętności.
Łączy nas ikona. Polacy, którzy w sierpniu masowo pielgrzymowali do Czarnej Madonny (paulini zanotowali rekordową frekwencję), doskonale o tym wiedzą. Arcybiskup Grzegorz Ryś nie ma wątpliwości: „Ikona jasnogórska to najmądrzejszy obraz maryjny w Polsce. Na wielu innych ikonach typu Hodegetria prawa ręka Maryi wskazuje księgę, słowo Boże. Maryja na ikonie jasnogórskiej wskazuje wprost na Jezusa”.
Ikona, pamiętajmy, jest rzeczywistością chrześcijaństwa sprzed podziału, Wschód jedynie pielęgnował tę tradycję! Ten święty obraz naprawdę ma moc łączenia i rozbrajania. Pamiętam poruszającą opowieść, którą słyszałem w Medjugorju. Gdy w czasie wojny bałkańskiej pod hercegowińską wioskę podchodził serbski front, w domu Wspólnoty Błogosławieństw trwała modlitwa. Jej członkowie w biało-brązowych habitach jak zwykle śpiewali hymny przed ikoną Matki Boskiej Włodzimierskiej. Nagle do domu brutalnie wtargnęli Serbowie. Wpadli do kaplicy z karabinami i… pościągali z głów czapki. Zdumieni ujrzeli swą „świętą prawosławną” Matkę Boską Włodzimierską. Obraz okazał się mostem.
W biografii siostry Faustyny Ewa Czaczkowska przytacza ciekawe wspomnienie. Pochodząca z wielokulturowej Suwalszczyzny s. Samuela Wasilewska opowiadała: ‚„Weszłyśmy z Faustyną do cerkwi, bo chciała mi i to pokazać. Pomodliła się. Mówiła, że Boga trzeba uwielbiać w każdym miejscu. Wspominała także o zjednoczeniu Kościołów, że to ma w przyszłości nastąpić”.
A wracając na siemiatycki przystanek PKS-u… Patriarcha Bartłomiej powiedział: „Przyszłe pokolenia zobaczą Kościół zjednoczony, co położy kres wielkiej schizmie. Nie doczeka tego moje pokolenie, ale przyszłe z pewnością”.
Czy wszyscy powiedzą na to: Amen/Amin?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.