„Nie ma śniadania bez czytania”. Bardzo spodobała mi się ta zasada. Najpierw słowo Boże, a dopiero potem jedzonko.
Noc była, delikatnie mówiąc, nie najlepsza. Wybudziłem się koło trzeciej i nie mogłem przez dłuższy czas zmrużyć oka. Jak to zwykle bywa w tych ciemnych „okolicznościach przyrody”, mą głowę zaczęły torpedować wątpliwości. Wracały trudne pytania, bolesne sprawy (sporo myślałem o odejściach znajomych kapłanów, o podziałach Kościoła, o jatce, którą każdego dnia obserwuję w mediach społecznościowych). W końcu usnąłem. Wstałem o świcie. (Zauważyliście, jak światło dnia zmienia optykę? Jak rozświetla to, co jeszcze kilka godzin wcześniej było nie do rozwiązania? Znakomicie diagnozuje tę sytuację Psalm 30: „Płacz nadchodzi z wieczora, a rankiem okrzyki radości”). Otwarłem Pismo Święte. Przeczytałem znakomity dialog z Księgi Wyjścia. Mojżesz przekomarza się z Bogiem. Biblia wspomina, że Pan rozmawiał z nim, „jak się rozmawia z przyjacielem”. „Nie pouczyłeś mnie, kogo poślesz ze mną” – zagadnął Najwyższego Mojżesz. Rozbrajająca jest odpowiedź Pana Zastępów: „Jeśli Ja osobiście pójdę, czy to cię zadowoli?” (Wj 33,14).
„Zadowoli. Pewnie, że zadowoli”! – wymamrotałem rozespany. Często przy takich okazjach internauci umieszczają dopisek „made my day” (dosł. „zrobiło, ustawiło mi dzień”). Tak, to słowo ustawiło mi dzień. I zmieniło nastawienie do tego, co mnie spotka. Dało pewność, że wszystko będzie pod Jego kontrolą.
Pobudka!
O tej zasadzie usłyszałem kilka miesięcy temu. Opowiadali o niej goście z zagranicy. Na Zachodzie nosi ona nazwę: „No Bible – no breakfast” (prosty skrót NBNB jest łatwy do zapamiętania). Dla naszych potrzeb może ochrzcimy ją: „Nie ma śniadania bez czytania?”.
Znam wiele osób, które zrywają się o świecie i doskonale wiedzą, „co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem”. Sięgają po Pismo Święte, zazwyczaj po czytania z dnia. I choć początkowo wyraz ich twarzy sugeruje, że mogą być wizytówkami portalu niewyspani.pl, już po chwili na własnej skórze przekonują się o tym, jak prawdziwe są słowa Jezusa: „Nie samym chlebem żyje człowiek”.
– Początkowo było mi bardzo trudno wstawać o bladym świcie, więc słowo Boże czytałam przez pół godziny wieczorem – opowiada Magda Ludwina z Wrocławia. – Myślałam, że zrywanie się wcześnie rano na rozmowę z Bogiem będzie w moim przypadku nie do przejścia... Przed dwoma laty, gdy nasza wspólnota weszła w 21-dniowy post, wyraźnie poczułam, że Bóg zaprasza mnie do tego, bym spotykała się z Nim wcześnie rano. To, co na początku było ogromnym trudem, stało się z czasem nawykiem. Do 21 dni doszły kolejne 21, a potem kolejne i kolejne. Bałam się, że narodziny Anielki, naszego czwartego dziecka, zaburzą ten porządek, ale okazało się, że wstaję o tej samej porze. Jak zaczynam? Mam zwyczaj mówienia Bogu „dzień dobry”. (śmiech). Wiem, jak dziwnie może to zabrzmieć, ale witam Go ze świadomością, że On mieszka we mnie, w świątyni mojego serca. Koncentruję się na Jego obecności we mnie. Po znaku krzyża i „dzień dobry” zaczynamy rozmawiać. Jasne, że bywały chwile, gdy wydawało mi się, że mówię do ściany, ale to przecież norma w przeżywaniu wiary. Skoro słowo Boże mówi, że jestem świątynią Ducha Świętego, to znaczy, że tak jest i kropka.
Masz wiadomość
– Moje pragnienie? Chcę położyć głowę na piersi Jezusa – mówi Magda. – A ponieważ wiem, że przy czwórce dzieci będzie mi ciężko to zrobić w ciągu dnia, a wieczorami będę „padała na pysk”, postanowiłam rozpoczynać każdy dzień od rozmowy z Bogiem i czytania Jego słowa. Czytam księgi rozdział po rozdziale. Zaczęłam od Ezechiela, potem przyszedł czas na Izajasza, teraz mam na tapecie Jeremiasza. Nie jestem w tym sama. Sporo osób w naszej wspólnocie (Hallelu jah) praktykuje tę zasadę. Bardzo cenne jest to, że zaczęliśmy wysyłać sobie cytaty, które nas danego dnia poruszyły. Maile przychodzą już od rana. To wirtualne echo Słowa jest dla mnie ogromnym świadectwem jedności. To niezwykłe: wiele osób czyta ten sam rozdział, a każdy jest poruszony innym fragmentem. To pokazuje dynamikę biblijnego słowa. Przed laty, gdy dotknęło mnie jakieś słowo, zdecydowałam się wysyłać je do znajomych SMS-em. Dziś rozsyłam ponad 200 takich wiadomości. W poniedziałki i piątki. Czasami zastanawiałam się, czy za bardzo nie spamuję, ale właściwie nie ma tygodnia, by ktoś nie podziękował za biblijny cytat. Ludzie piszą, że często to słowo jest odpowiedzią na pytania, które w sobie nosili. Ktoś kiedyś poprosił, bym wysyłała te SMS-y trochę później, bo zbyt wcześnie budzę ludzi. (śmiech) Kilkakrotnie usłyszałam proroczy fragment z Księgi Izajasza o tym, że Bóg patrzy na tych, którzy z drżeniem czczą Jego słowo. Bardzo mocno mnie to przynagla, by sięgnąć po słowo z bojaźnią, miłością i czułością. By go nie zbagatelizować, zlekceważyć, puścić mimo uszu. To słowo musi we mnie zamieszkiwać. Wierzę, że biblijny cytat, który we mnie pracuje, może podnieść i innych. Dlaczego? Bo On to obiecał. Zapowiedział, że Jego słowo nie wraca bezpowrotnie.
Kto rano wstaje…
– To jest walka, nie ma co ukrywać. I nie zaczyna się wcale rano, gdy zwlekasz się z łóżka, ale już poprzedniego dnia wieczorem, gdy nastawiasz budzik – opowiada Dominik Sowa z Tychów (pracuje jako informatyk w jednym z największych banków). – Decyzję o tym, by zaczynać dzień od pół godziny z Biblią, podjąłem kilka dobrych lat temu. Zachwycił mnie Namiot Spotkania, który proponuje Ruch Światło–Życie. Początkowo czytałem Biblię nieregularnie, raz udało mi się pomodlić, a raz nie. W końcu zrozumiałem, że to musi być konkretna decyzja: chcę poświęcać Bogu pół godziny dziennie. Na początku starałem się sięgać bo Biblię wieczorem, ale szybko zauważyłem, że jestem wtedy zbyt zmęczony i często kończyło się na tym, że zasypiałem. Wiedziałem, że muszę znaleźć inny czas. W końcu podjąłem decyzję: będę wstawać pół godziny wcześniej, by zacząć dzień od czytania słowa. Początki były trudne, ale wiedziałem, że nie mogę się poddać. Chciałem oddać Bogu czas. Było to kosztem mojego snu, a nie rodziny. Zacząłem wstawać, gdy żona i dzieci jeszcze spały, około 5.00, czasem 5.30. Czytam słowa z dnia, te, które proponuje liturgia Kościoła, choć był taki czas, gdy zaczytywałem się w psalmach. Staram się skupić głównie na Ewangelii. Przed trzema laty zacząłem wrzucać fragment, który mnie dotknął, na Facebooka (początkowo do wybranych znajomych, a potem na profil publiczny). Chciałem się tym podzielić z innymi. Reakcje były różne, ale większość pozytywnych. Kumple w pracy wiedzieli, że jestem chrześcijaninem, więc nie zaskoczyły ich biblijne cytaty. To już przerobili wcześniej, po moim nawróceniu. (śmiech) Te słowa podnoszą mnie każdego dnia. Nie, nie chodzi o żadne wzloty i latanie na wysokości trzech metrów. Nie towarzyszą mi żadne emocjonalne doznania. To mój codzienny pokarm. Poranne czytanie słowa to wynik decyzji. Najtrudniej wstaje się w weekendy. Widzę, że te słowa naprawdę mnie prowadzą, ustawiają mi cały dzień.
Słowo w ruchu
Przed laty pisałem o Grzegorzu Baranioku, kibicu Niebieskich, który zrywa się bladym świtem, by rozesłać kilkudziesięciu znajomym „cytat na dziś”. Jest wierny, konsekwentny. Wiecie, że ja każdego dnia regularnie dostaję od niego SMS-y? Ooo, właśnie przyszedł kolejny: „Nie oddawajcie złym za złe ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo” (1 P 3,9).
– Słowo Boże napędza mnie do życia – opowiadał mi przed trzema laty. – Pracuję na zmiany, więc gdy mam na rano, wstaję o czwartej, robię mocną kawę i czytam. Czasami jestem tak zaspany, że muszę czytać kilka razy. (śmiech) Gdy Duch Święty daje mi jakieś przekonanie, gdy dotknie mnie jakiś fragment, to wysyłam go SMS-em do znajomych. Nie mam misji zbawienia świata, więc się nie spinam.
Wiele razy cytat, który dostawałem SMS-em od Grzegorza, był drogowskazem, odpowiedzią na pytania, które w sobie nosiłem. Nic dziwnego, „Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” – obiecał Bóg przez proroka Izajasza (Iz 55,11).
– Dzieje się tak, ponieważ słowo Boże jest żywe – wyjaśnia Maria Miduch, judaistka. – Hebrajskie dabar, czyli „słowo”, posiada ten sam rdzeń co dwora, czyli… „pszczoła”. To znaczy, że Słowo Boże jest jest w ruchu, ma pracę do wykonania. Krąży tak długo, aż wyda owoc…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).