Wstrętne czasy były. I ubłocone. Sumienia połamane. Nawet małe sprawy urastały w ludzkich sumieniach do rozmiarów piramidalnych.
Znowu ktoś komuś ostatnimi czasy czerwoną łatkę przypiął. Czerwoną jak legitymacja ZMS-u. A z tą legitymacją było tak... Byłem w kl. II liceum ogólnokształcącego, kwitły magnolie, był więc maj roku 1960. Trwała agitacja pt. „wstępujcie do Związku Młodzieży Socjalistycznej”. Stawka szła o jakichś 20 osób, bo chyba tyle spośród dwóch setek licealistów do owego związku nie należało. Na uroczystym spędzie w auli wręczono nowe legitymacje nowym socjalistom. Na dużej przerwie jako dyżurny byłem w klasie z kolegą, który właśnie stał się członkiem ZMS-u. Wyjął ową legitymację, patrzy na nią i powiada jakimś stłumionym głosem: ale ona strasznie czerwona. Taka bardzo czerwona i brzydka.
Obraca ją przed oczyma, po chwili rozdarł i potargał na mniejsze kawałki. Na blaszanym parapecie otwartego okna (magnolia zaglądała do klasy) ułożył szczątki na kupkę, wyjął zapałki (papierosy...) i zapalił. Nie chciało się zająć, ale w końcu ogień strawił resztki. Wszelako ZMS nie wiedział, kolega członkiem był nadal – ilość się liczyła.
Można by opowiedzieć historię człowieka – prostego robotnika, ale aktywnego w swoim otoczeniu. Pomagał swoimi umiejętnościami i własnym czasem gdy było trzeba. Wciągnięto go do partii (PZPR oczywiście). Gdy po kilku miesiącach zorientował się, w co wdepnął, poszedł oddać legitymację. Niestety, jego rezygnacji nie przyjęto i – choć był „martwą duszą” – liczono go w szeregach przewodniej siły narodu. Tysiące takich i podobnych historii się działo. Z udziałem mojego brata profesora także. Dzisiaj ci, którzy tamtych czasów nie znają, odnoszą nieraz mylne wrażenie, że każdy kto do partii lub jej przybudówek należał, był rzeczywiście socjalistą bądź komunistą. Może był tylko naiwnym młokosem? A może...
Trwały w naszej parafii rekolekcje. Byłem nieco ponad rok przed maturą. Organistowałem wtedy w naszym kościele. Kolacja na plebanii, rozmowa – także o mojej przyszłości. Choć wtedy do seminarium jeszcze się nie wybierałem. Rekolekcjonista wystrzelił pytaniem: a do ZMS-u należysz? – Nie, odrzekłem. Usłyszałem wtedy: zapisz się, bo matury nie zdasz. Zatkało mnie... Odebrałem to jako bluźnierstwo i już rekolekcyjnych nauk owego pragmatycznego ojca przestałem słuchać. Maturę zdałem, choć odczułem presję. Pewnie chodziło oto, bym wiedział, kto karty rozdaje i jakie jeszcze trzyma pod stołem.
Trudne czasy były. I wstrętne. Nie było wyrazistych linii podziału – kto trzyma z komunistami, kto ich nie lubi. Bo tych otwarcie walczących eliminowali ze społecznego życia skutecznie. I jeszcze inny zakamarek w tym mroku. Otóż byli i tacy, którzy owszem, „należeli”, ale traktowali to jako odskocznię pomagania innym. To komuś sanatorium załatwić, to jakiś trudno dostępny lek zdobyć, mieszkanie pozyskać, na studia się dostać... Wszystko było wtedy reglamentowane. A i niejedna parafia mogła materialnie egzystować dzięki pomocy ludzi „z komitetu”. Pewnie ten czy inny kościół z takiej „współpracy” wyrósł.
Wstrętne czasy były. I ubłocone. Sumienia połamane. Nawet małe sprawy urastały w ludzkich sumieniach do rozmiarów piramidalnych. Niejeden topił owe piramidy w morzu wódki, niejeden z takim przetrąconym sumieniem do dziś ma kaca. Bardzo wielu takich, jak mój kolega od spalonej czerwonej legitymacji, całą sprawę wyparło ze świadomości. Skutkiem tego bywa aksjologiczna próżnia w nich i wokół nich. Nieco młodsi już zbagatelizowali „tamto”, zdając sobie sprawę, z jakiejś nierzeczywistości epoki końca komunizmu. Może i należeli. I niekoniecznie dla interesu (np. paszport na studia w Paryżu). Dla wielu zaś cała sprawa znaczyła tyle, co wczorajsze chmury...
Bagatelizuję? Rozmywam moralną odpowiedzialność? Nie. Chcę zrozumieć człowieka, każdego. Nie godzę się z inkwizytorami, których nie obchodzi wewnętrzna prawda, tylko zewnętrzna otoczka. Gorzej, gdy z tej otoczki robią narzędzie, by komuś „dokopać”, albo by samemu „zaistnieć”.
Kiedy uciszy się owa powracająca fala wywołana przez komunizm przed dziesiątkami lat?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Formuła podjęta przez pomysłodawców i realizatorów od początku znalazła odbiorców.
Caritas Polska przygotowała też specjalny raport “Bezdomność w Polsce”
Ojciec święty w przesłaniu do uczestników spotkania pt. „Dobro wspólne: teoria i praktyka”.