„Mowa nienawiści” postrzegana jest dzisiaj jako bardzo poważny problem, niosący groźne, wręcz tragiczne skutki. Czy dotyka także szeroko pojęte media katolickie? Co mogą one zrobić, aby pomóc przezwyciężyć szerzącą się plagę?
W latach trzydziestych ubiegłego stulecia łączny nakład czasopism katolickich stanowił niemal 30 procent nakładu wszystkich periodyków wydawanych w Polsce. Dzisiaj o takim udziale katolickiej prasy, radia, telewizji i serwisów internetowych w ogólnym rynku medialnym (zarówno w Polsce, jak i w skali globalnej) trudno nawet marzyć. Nie znaczy to jednak, że katolickie mass media powinny uznać swoją marginalizację i przestać odgrywać istotną rolę na tym bardzo trudnym polu. Mają one do spełnienia niezwykle ważną misję. Istotną szczególnie teraz, gdy w Polsce poważnym i domagającym się szybkiej, skutecznej reakcji problemem społecznym stało się zjawisko nazywane niezbyt precyzyjnie mową nienawiści.
Od razu rodzi się pytanie, czy szeroko pojęte katolickie środki komunikacji są u nas wolne od głębokich podziałów i ściśle z nimi kojarzonego zjawiska hejtu. Chciałoby się udzielić odpowiedzi twierdzącej, jednak nie byłaby ona prawdziwa. Dlaczego tak jest? Sytuacja w katolickich mass mediach to odbicie coraz mocniej potwierdzanego faktu, że myślenie plemienne, oparte na wskazywaniu wroga i dążeniu do jego unicestwienia, opanowało umysły wielu katolików.
Nie ma współczucia
Marnym pocieszeniem jest odkrycie, że nie jesteśmy pod tym względem odosobnieni. Podczas spotkania z biskupami Ameryki Środkowej 24 stycznia br. w Panamie papież Franciszek, mówiąc o niepokoju, który budzi w nim odkrywanie, jak bardzo współczucie utraciło swoje centralne miejsce w Kościele, zauważył: „Również w katolickich środkach komunikacji społecznej nie ma współczucia. Jest schizma, skazanie, złośliwość, zawziętość, przecenianie siebie, oskarżenie o herezję...”.
Komentując spostrzeżenie papieża, Andrea Tornielli, znany watykanista, od niedawna pełniący funkcję dyrektora programowego w watykańskiej Dykasterii ds. Komunikacji, stwierdził, że nawet wśród mediów, które określają się jako katolickie, istnieje rozpowszechniony zwyczaj osądzania wszystkiego i wszystkich. Osądzanie to dotyczy zwłaszcza „braci i sióstr w wierze, którzy mają odmienne poglądy”. Tornielli zwrócił uwagę, że reprezentowane przez niektóre katolickie media dążenie do codziennego wskazywania wroga, na którego można się rzucić, którego można potępić, ma niewiele wspólnego z postawą papieża Franciszka. Jako błędne wskazał przekonanie, że aby potwierdzić własną ortodoksję, trzeba znaleźć kogoś, kogo można nazwać heretykiem.
Szczególnie mocna pokusa
Szukanie i podkreślanie różnic, wynajdywanie i wskazywanie kolejnych zagrożeń, identyfikowanie ich z konkretnymi ludźmi lub grupami to szczególnie mocna pokusa, dotykająca również media katolickie w sytuacji, gdy dominują na rynku tzw. media tożsamościowe. Ich odbiorcy nie oczekują poszerzania wiedzy, objaśniania skomplikowanej rzeczywistości, pomocy w podejmowaniu dialogu z innymi, lecz chcą przede wszystkim potwierdzania i umocnienia własnej wizji świata, swoich poglądów, przekonań. Sięgają po media głównie po to, aby poczuć się częścią dużej, silnej grupy, która ma we wszystkim rację. Odpowiada im kreślenie obrazu świata opartego na kontrastach, przeciwstawieniach, jedynie w czerni i bieli, bez innych barw, szarości i światłocieni. Ludzie w tym świecie powinni być podzieleni na swoich i obcych, na bezpiecznych i stanowiących zagrożenie. W podobnym kluczu i schemacie pragną oni otrzymywać również treści ściśle religijne.
Kłopot w tym, że media katolickie z samego założenia są w pewnym sensie tożsamościowe. Adresowane są przecież w zdecydowanej większości do konkretnej grupy odbiorców, połączonych jedną wiarą, tworzących jeden Kościół, kierujących się w życiu tymi samymi zasadami. Co więcej, jednym z podstawowych zadań katolickich mediów jest utwierdzanie i umacnianie ich w wierze, nieustanne podbudowywanie ich religijnej tożsamości, niezwykle potrzebne w coraz bardziej zróżnicowanym świecie, w którym żyją. Prowadzenie narracji w opozycji do tego świata, do inaczej wierzących lub niewierzących, do egzystujących według innych zasad i reguł, wydaje się stosunkowo proste, naturalne i skuteczne.
Robią wrażenie i napędzają klientów
Pokusę podkreślania, wykorzystywania różnic i podziałów również w mediach katolickich wzmacnia konieczność zabiegania o środki niezbędne do ich utrzymania. Troska o zapewnienie bytu tworzącym je ludziom oraz konieczność stałego inwestowania w związku z ogromnym postępem technicznym również katolickie środki komunikacji prowadzi do pogoni za wysoką oglądalnością, klikalnością, jak najwyższym czytelnictwem, bo to przekłada się na dochody (także z reklam). Posiadanie stabilnej grupy wiernych odbiorców daje poczucie bezpieczeństwa i możliwość niezbędnego rozwoju. A już dawno odkryto, że taką grupę stosunkowo łatwo zbudować, bazując na akcentowaniu własnej, jedynie słusznej tożsamości i konsekwentnym przeciwstawianiu jej innym.
Papież Franciszek w maju ubiegłego roku podczas spotkania z dziennikarzami ogólnowłoskiego dziennika katolickiego „Avvenire” zacytował słowa jednego ze swych poprzedników, Pawła VI. Przestrzegał on, że gazety katolickie nie mają „dawać wiadomości, które jedynie robią wrażenie i napędzają klientów. My mamy nieść dobro tym, którzy nas słuchają, musimy wychowywać ich do myślenia i wydawania sądów”. Franciszek przyznał, że także jako Kościół jesteśmy wystawieni na wpływ kultury pośpiechu i powierzchowności. „Bardziej niż doświadczenie liczy się to, co natychmiastowe, co na wyciągnięcie ręki, co może być od razu skonsumowane; zamiast konfrontacji i pogłębienia popadamy w ryzyko duszpasterstwa poklasku, zniwelowania myślenia, zdezorientowanego rozpowszechniania opinii, które się nie spotykają” – mówił do włoskich dziennikarzy katolickich.
Prawda nie jest przekonaniem
Prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Komunikacji Paolo Ruffini, zwracając się do dziennikarzy katolickich, uczestniczących pod koniec stycznia br. w Międzynarodowych Dniach św. Franciszka Salezego w Lourdes we Francji, zwrócił uwagę na to, że powołani są m.in. do „widzenia rzeczy, których inni nie widzą; opowiadania o rzeczach, o których inni milczą; rozumienia znaków czasu; podawania do wiadomości tego, co inni odrzucają i przezwyciężania obojętności apelami i pytaniami”. Takie zdefiniowanie misji mediów katolickich wymaga nie tylko odrzucenia podziałów i różnic jako podstawy kształtowania tożsamości – i własnej, i odbiorców – ale przede wszystkim nastawienia na prawdziwą komunikację z drugim człowiekiem. Dokonuje się ona tylko w świecie realnym, gdzie akceptuje się rzeczywistość i w niej spotyka się z drugim. Nieodzownym elementem takich zachowań jest dialog i słuchanie drugiego. Ruffini podkreślił, że tylko w szczerym dialogu można odkrywać prawdę, „która nie jest jakimś przekonaniem”.
To bardzo ważne spostrzeżenie. Jednym z mechanizmów napędzających podziały i powodów upowszechniania się zjawiska mowy nienawiści jest częsty dzisiaj sposób pojmowania prawdy właśnie jako przekonania, a nie realnie istniejącego stanu rzeczy. Takie traktowanie prawdy wyizolowuje ją, sprowadza do roli narzędzia, odziera z rzeczywistej wartości, a przede wszystkim czyni z niej przedmiot manipulacji. Jak relacjonował portal Vatican News, prefekt Dykasterii ds. Komunikacji (warto przypomnieć, że jest nim aktualnie świecki, a nie duchowny) podkreślił, że dziennikarze są powołani do poszukiwania i głoszenia prawdy, dobra i piękna. „Dobra, prawdy i piękna nie można oddzielić od międzyludzkiego komunikowania się – zarówno w swej obecności, jak i w swej istocie. Kiedy obrazy czy wiadomości swoje zadanie odnajdują w konsumizmie lub manipulowaniu człowiekiem, to znajdujemy się w jakiejś pułapce, w sytuacji niosącej agresję” – mówił Ruffini, cytując papieża Franciszka. Dodał jeszcze coś bardzo istotnego w związku z podziałami i mową nienawiści. Stwierdził, że nawet w sytuacjach konfliktowych i bolesnych jest do odkrycia fundament dobra, i wtedy prawda może ku niemu prowadzić.
Media katolickie mają dzisiaj do spełnienia bardzo trudne zadanie wyjścia poza mechanizmy rządzące światem masowej komunikacji międzyludzkiej. Nie zdołają tego dokonać bez poparcia licznych odbiorców, rozumiejących, że na podsycaniu podziałów i hejcie nie da się zbudować niczego trwałego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).