Trędowaci nazywają ją boginią. Uważają, że Bóg przez jej ręce sprawił, iż z niedotykalnych i odrzuconych stali się potrzebni i kochani. Siostra Stefania Gembalczyk przez ćwierć wieku niosła w Indiach pomoc chorym.
Miała tylko przyjaciół
Przychodnię siostry Stefanii pokazuje nam Vishnu, jej prawa ręka. Dziś już prawie nie widzi i we wszystkich medycznych czynnościach pomaga mu córka. Wspomina wspólne początki. – Pamiętam, jak siostra kazała jednemu z trędowatych dokładnie wymoczyć stopy w płynie ze specjalnym lekiem. Po chwili zobaczyłem, że na powierzchni pływa kożuch utworzony z robaków, które wyszły z rany, a ona ze spokojem wydłubywała kolejne robaki, by dobrze oczyścić ranę – wspomina Vishnu. W przychodni stoją też maszyny do szycia. Siostra Stefania uczyła kobiety zawodu, by mogły utrzymywać rodziny z pracy, a nie tylko z żebraniny. Najmłodsze dzieci uczyła czytać i pisać. Następnie stworzyła w kolonii małą szkółkę. Dziś siostry prowadzą dwie szkoły – z wykładowym hindi i angielskim – do których chodzą również dzieci z rodzin trędowatych. – Stefania była dla nich aniołem stróżem we wszystkich życiowych sprawach. Kobiety uczyła zachowania porządku, prawidłowego kąpania dzieci, ale i robienia na drutach – mówi doktor Helena Pyz, która też pracuje wśród trędowatych w Indiach od 30 już lat. Wspomina swe odwiedziny w Ramgarh i zmartwienie misjonarki, że nie ma pieniędzy nawet na włóczkę. – Dałam jej wtedy jakiś grosz. Bardzo była szczęśliwa, że mogła kupić motki zwykłej wełny i uczyć kobiety robienia na drutach, a jednocześnie dzieci dostawały ciepłe czapki i szaliki – mówi lekarka.
Małgorzata Smolak, prezes Fundacji Doktor Heleny Pyz „Świt Życia”, z którą odwiedziłam kolonię, przyznaje, że uderzyło ją to, iż wszyscy mówili o polskiej misjonarce jako o osobie bardzo skromnej. – Przypomniało mi się świadectwo o Matce Teresie z Kalkuty, że zajmowała zawsze pokój, który był najbliżej toalety, by mogła ją posprzątać. Ona naprawdę wykonywała rzeczy, których inni ludzie nie chcieli robić. Widzę, że siostra Stefania też taka była – podkreśla Smolak.
W Indiach nie można otwarcie ewangelizować. Siostra Stefania zasiała jednak mocne ziarno Ewangelii w sercach napotkanych ludzi. Gdy pytam Jitu, który jest hinduistą, kim chciałby być w następnym wcieleniu, słyszę: to wie jedynie Jezus Chrystus. On również Stefanię nazywa boginią. – Ona przywróciła im godność, sprawiła, że ci niedotykalni, odrzuceni ludzie poczuli się potrzebni i kochani – mówi Małgorzata Smolak.
– Siostra Stefania nie miała żadnych wrogów, miała tylko przyjaciół. Ona zarażała miłością, bo była otwarta na wszystkich – mówi siostra Sangita. A siostra Anupa dodaje: – Ci ludzie nigdy wcześniej nie spotkali się z taką dobrocią, z takim miłosierdziem, oni nigdy wcześniej z nikim takim w życiu się nie zetknęli, to było poza zasięgiem ich myślenia, że do nich – odrzuconych, niedotykalnych – ktoś może przyjść i tak się nimi opiekować. Dlatego widzą w niej boginię, cząstkę Boga, bo tylko Bóg może być tak dobry.
Gdy opuszczamy kolonię, jej mieszkańcy proszą, by przekazać siostrze Stefanii pozdrowienia i powiedzieć, że na nią czekają. – Jak wróci, pięknie udekorujemy domy na jej przyjazd – mówią z nadzieją w głosie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).