Tylko trzymanie się Bożego prawa – prawa miłości, przynosi błogosławione owoce.
Niedziela. W moim mieście już od 48 godzin pogodnie, w ciągu dnia słonecznie. Jakby miała już przyjść wiosna. Synoptycy zapowiadają wprawdzie jeszcze ochłodzenie, ale podobno „nasze” bociany już w Ziemi Świętej, a ptaki, który u nas zimowały zaczynają wracać na północ. Czy po paru miesiącach zimowych ponurości może być lepsza informacja?
W tej atmosferze mniej istotne wydają mi się doniesienia z Polski, świata czy nawet Kościoła. Za to bardziej niż zwykle inspirującym wydało mi się wezwanie dzisiejszej liturgii słowa. Zwłaszcza to z pierwszego czytania, które tak pięknie streszcza śpiewany też tego dnia Psalm 1: „Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana”. Można oczywiście wskazać w dzisiejszym świecie całą masę sytuacji pogardy dla Bożego prawa. Gdyby jednak odnieść to ostrzeżenie do Kościoła, to na co można by zwrócić uwagę?
Głośno ostatnio o grzechach ludzi Kościoła dotyczących szóstego przykazania. Niebawem w Rzymie spotkają się biskupi z całego świata, by mówić o tym problemie w kontekście wykorzystywania nieletnich. Zjawisko to niewątpliwie jest przejawem „zejścia na drogę grzeszników”, jednak wiemy o tym i to uznajemy. Wstyd nam, że takie rzeczy się zdarzały i próbujemy wyciągnąć z tej porażki wnioski. Są jednak sprawy, których nie zauważamy. I nie łudzę się, że choć o tym napiszę, długo jeszcze nie będzie się ich dostrzegać :)
Upodobanie w prawie Pana... Którym przykazaniu? Myślę o tym najważniejszym miłości Boga i bliźniego. Zastanawiam się w tym kontekście nad przyjmowanym dość często w Kościele, a przejętym od świata (w Janowym rozumieniu) prymacie dzieł – materialnych czy niematerialnych – nad człowiekiem. Ile sił i środków przeznaczamy w Kościele na dzieła, a ile człowieka? Czego bronimy, gdy następuje konflikt interesów: człowieka czy dzieła? Wiem, „człowiek”, „miłość bliźniego” to wartość niewymierna. Mury budynków, wyremontowane wnętrza czy pomniki to coś namacalnego. Ale czy ta hierarchia wartości nie kłóci się z podstawowymi zasadami chrześcijaństwa? Mając w pamięci dalsze wersety wspomnianego Psalmu 1, czy to nie inwestowanie w plewy?
Druga sprawa.... Nie mam (prawie) nic wspólnego z rozeznawaniem prawdziwości powołania, ale czasem coś do mnie jednak dochodzi. Zaważyłem, że w tym względzie ludzie Kościoła coraz większą nadzieję pokładają w psychologii. Kandydaci i kandydatki do kapłaństwa czy życia konsekrowanego poddawani są wnikliwym badaniom, a nawet psychoterapii. Jakby wypracowany przez wieki w Kościele styl kierownictwa duchowego był już anachronizmem. To wszystko dla ich dobra i dobra Kościoła oczywiście. Tak, nie znam się, więc może nie powinienem się wypowiadać. Tyle że znam sytuacje, w których w tego rodzaju metodach położono nadzieję tak wielką, że zgubił się w nich człowiek. Kandydat/ka nie pasowali do jakiejś tam wizji „przełożonego/przełożonej, więc skończyli „karierę”. Jakby Boże pomysły musiały mieścić się w ograniczonych ludzkich horyzontach. Ciekawe co na to powie kiedyś powołujący do swoich zadań w Kościele Bóg. Podobnie zresztą jak na marnowanie powołań do zadań, w których ani konsekracja ani święcenia nie są potrzebne...
Trzecia sprawa to kwestia sprawowania władzy. Zgodnie z Bożym prawem jest ona służbą. W Kościele jesteśmy braćmi i siostrami, bo wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Nie ma „nauczycieli”, „mistrzów” czy „ojców”. Nie o słowa oczywiście chodzi, ale o „nie” dla stawiania się jednych nad drugimi. Wszyscy mamy Ducha Świętego. Tymczasem bywa, że w Kościele się o tym zapomina. Wzorcem dla władzy bywają relacje znane raczej z korporacji, o ewidentnych nawiązaniach do relacji znanych z wojska jako oczywistych już nie mówiąc. Bywa że przełożony/a w Kościele traktuje powierzonych sobie jak żądny awansu pułkownik traktuje szeregowców: pokaże jak jest wybitny pomiatając nimi. Jak do obowiązku miłości bliźniego ma się „tresowanie” nowicjuszy w posłuszeństwie przez upokarzanie? Jak ma się do niej traktowanie podwładnych jak pionki na szachownicy, które dla dobra Króla i innych ważniejszych figur można poświęcić?
Warto pamiętać: nie ten, który stosuje wzorce tego świata, ale ten, kto strzeże Bożego prawa jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą. Tylko taki co uczyni – pomyślnie wypada. Tego musimy się w Kościele trzymać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.