Łysy kibol w glanach zakochał się. Wynikła z tego niezła historia. Paweł opowiedział ją Marcinowi Jakimowiczowi, a zapis ich rozmowy znajdziesz w najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego".
Paweł był kibolem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. - Wówczas było to jeszcze naprawdę lightowe. Bez sprzętu: siekier, noży, maczet… (...) Potem kibice zaczęli się zbroić. Pojawiały się kije, noże, maczety, broń palna. Pamiętam, jak wracaliśmy z meczu i na Załężu padły strzały. Kibicowanie przestało być zabawą.
Więzienie nie było wcale odległą perspektywą. - Kapelani więzienni opowiadali mi, że kibole są najbardziej samotnymi więźniami. Na początku przyjeżdża liczna ekipa: „PDW: Pozdrowienia do więzienia”, potem coraz bardziej się ona wykrusza, a po jakimś czasie zostajesz sam - przyznaje Paweł.
Jego życie się zmieniło, ale nie od razu. - Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Spodobała mi się jedna dziewczyna. O zgrozo, chodziła na oazę. Próbowałem do niej podbić, ale nie miałem szans: ogolony na łyso, w glanach, z kibolskim szalikiem. Nie dawałem za wygraną i przychodziłem wieczorem w piątek pod drzwi kościoła, by zaczekać, aż będzie wracać z oazy. (...) Wyszedł ksiądz. (...) Nie moralizował, nie potępił mnie, ale zaprosił do Kościoła. Mały gest, ale po latach widzę: to był kamień milowy w mojej historii - opowiada mężczyzna.
Co było dalej i jaki teraz zawód wykonuje (nie uwierzysz!), Paweł mówi w wywiadzie udzielonym Marcinowi Jakimowiczowi.
Więcej znajdziesz TUTAJ oraz w najnowszym wydaniu drukowanym "Gościa Niedzielnego".
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.