„Po co to robię”? To podstawowe pytanie, które muszą sobie zadać katolickie, nie tylko internetowe media.
Przed tygodniem nie było okazji, bo trwały Światowe Dni Młodzieży. Trudno jednak w ogóle nie zauważyć orędzia Franciszka na tegoroczny Dzień Środków Społecznego Przekazu. Bo dotyka niezwykle istotnej problematyki Tego, jak sieć, będąca w zamyśle miejscem komunikacji, spotkania, budowania wspólnoty, staje się miejscem, w którym człowiek jest coraz bardziej samotny; staje się siecią misternych manipulacji. I o tym co robić, by ten pierwotny zamysł na sieć zachować i wzmocnić.
Nie ukrywam, że to ostatnie wydaje mi się najbardziej istotne. Narzekać czy wytykać błędy łatwo, ale prowadzi to tylko do zgorzknienia :) Wzmacniać to, co dobre – mówiąc językiem Jeremiasza „budować i sadzić” – trudniej. Bo często to dość mozolne i niewdzięczne zajęcie. Co więc radzi Papież? Przytoczę tu końcowy ustęp orędzia, zatytułowany „Od «polubień» do «amen»”
Obraz ciała i członków przypomina nam, że korzystanie z sieci społecznościowej dopełnia spotkania osobowego, które przeżywa się poprzez ciało, serce, oczy, spojrzenie, oddech drugiego. Jeśli sieć jest używana jako przedłużenie lub jako oczekiwanie na to spotkanie, to wówczas nie zdradza siebie i pozostaje bogactwem dla komunii. Jeśli rodzina korzysta z sieci, aby być bardziej powiązana ze sobą, aby następnie spotkać się przy stole i spojrzeć sobie w oczy, to jest to bogactwo. Jeśli wspólnota kościelna koordynuje swoją działalność poprzez sieć, a następnie wspólnie sprawuje Eucharystię, to jest ona bogactwem. Jeśli sieć jest szansą, by przybliżyć mnie do dziejów i doświadczeń piękna lub cierpienia fizycznie dalekich ode mnie, do wspólnej modlitwy i szukania dobra w ponownym odkryciu tego, co nas łączy, to jest to bogactwo.
W ten sposób możemy przejść od diagnozy do terapii: otwierając drogę do dialogu, spotkania, uśmiechu, wyrazów czułości... To jest sieć, której chcemy. Sieć, która nie jest stworzona, by pochwycić w pułapkę, ale aby wyzwalać, aby strzec wspólnoty wolnych osób. Sam Kościół jest siecią utkaną przez komunię eucharystyczną, w której jedność nie opiera się na „polubieniach”, lecz na prawdzie, na „amen”, z którym każdy przylgnął do Ciała Chrystusa, przyjmując innych.
No cóż. Choć w epoce Facebooka, Twittera i innych „galerii próżności” (bo w moim odczuciu to jeden wielki lans) wydaje się to nieprawdopodobne, dokładnie tak przez lata funkcjonowały nasze forum i czat (ten ostatni dobiło wycofanie się twórców przeglądarek ze wspierania Javy). Jako przedłużenie i oczekiwanie na spotkanie. Po prostu znaliśmy się. Spotykaliśmy od czasu do czasu na oficjalnych zlotach, o spotkaniach w mniejszym gronie juz nie mówiąc. Ludzie z Trójmiasta, Warszawy, z Katowic, Chorzowa, Rudy, Bytomia, Siemianowic, Łazisk, Opola, Torunia, Włocławka, Aleksandrowa Kujawskiego, Łodzi, Lublina, Rymanowa, Dzierżoniowa, Krakowa, Częstochowy, Poznania, Nowego Sącza, Szczawnicy, Zakroczymia i wielu, wielu innych... Z niektórymi z nich, choć nigdy ich nie spotkałem, utrzymuję kontakt do dziś. Znam całkiem szczęśliwych małżonków, którzy poznali się u nas, znam takich, którzy zdecydowali się na drogę zakonną. Spotkanie się w Internecie, spotkanie nie Boga, ale ludzi, którzy pomogą w drodze do Boga, nie jest niemożliwe. Trzeba jednak włożyć w to wszystko sporo trudu. Rzecz nie do pojęcia dla tych, którzy myślą o Internecie jedynie jako swoistej ambonie (czy w innym przypadku trybunie albo mównicy) dla głoszenia własnych poglądów, a ewentualny powrót do czegoś takiego uważają za niewarty trudu anachronizm...
Tak, dziwnie się czuję, gdy uświadamiam sobie, że już dawno temu robiliśmy to, co dziś papież Franciszek wskazuje jako lekarstwo na uzdrowienie relacji w sieci. Nie tylko zresztą my, ale np. Opoka czy Katolik też. Zamieszczona w naszym programowym manifeście deklaracja – że chcemy informować, formować i być miejscem spotkania – okazuje się z tej perspektywy wręcz prorocza :) No ale dziś inne wieją wiatry. Fascynacji – jak już wspomniałem – mediami społecznościowymi; galeriami próżności, w których zbudowanie choćby niewielkiej niszy dla autentycznych wspólnot, a nie tylko czczej paplaniny powierzchownych kontaktów, zakrawa na cud...
Jak dużo czasu musi upłynąć, by ten Fraciszkowy ideał zyskał w „katolickim necie” na nowo prawo obywatelstwa nie wiem. Ze smutkiem jednak myślę, że i tak będzie to wyważanie dawno otwartych drzwi. Tyle że drzwi, którym zardzewiały zawiasy i które otuliły pajęcze sieci. No cóż...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.