Ile człowieka w Bogu?

„Bóg się rodzi”. Zdumiewające, nie przestając być Bogiem, staje się w pełni człowiekiem.

Bóg z Boga, światłość ze światłości. Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem.

Powtarzamy to podczas każdej niedzielnej Mszy. Przypominamy w ten sposób prawdę tak pięknie wyrażoną przez św. Jana na początku Jego Ewangelii, kiedy pisze o Słowie (Logosie, Synu Bożym), które dla naszego zbawienia stało się ciałem (człowiekiem).  Rozważania tego uniżenia się dla nas Boga nigdy dosyć. To ciągle niedościgły wzór pokory dla wszystkich, a zwłaszcza tych, którym wydaje się, że ulepiono ich z bardziej szlachetnej niż innych gliny. Prawda ta przez wieki nie raz była jednak kontestowana. Niegdyś przez arian, z poglądami których przyszło stoczyć ciężki (niestety, nie tylko ) teologiczny bój, potem, w ciągu wieków a także współcześnie przez różnych ich naśladowców. Nie, to niemożliwe, by Bóg mógł się stać człowiekiem – krzyczeli pewnie przekonani, że poglądy ich przeciwników obrażają Stwórcę. Bóg nie mógł stać się swoim stworzeniem, Bóg nie mógł się urodzić z kobiety, Bóg nie mógł cierpieć i umrzeć zabity! Nie! Nie! Nie! – z wielkim szacunkiem dla wielkości Boga wołali i wołają. Jezus, owszem, był kimś nadzwyczajnym, może nawet jakąś istota stojącą ponad wszelkimi innymi stworzeniami, także aniołami, ale nie mógł być Bogiem! Święty Bóg nie mógł osobiście wejść w ludzkie brudy! I dlatego zwolennicy takiego poglądu głosili, że pochodził z nicości z innej substancji niż Ojciec. Albo – jak zwolennicy innej herezji – że Jezus Bogiem, owszem, może i był  ale stał się nim niejako przez adopcję.

A jednak objawienie przyniesione nam przez Jezusa Chrystusa nie pozostawia wątpliwości: taka jest prawda. Prawdziwy Bóg – Syn Boży – nie tracąc swojego Bóstwa stał się prawdziwym człowiekiem. Bóg tak nas kocha, że dla naszego zbawienia stał się jednym z nas; doświadczył tego samego, czego doświadcza każdy człowiek, z wyjątkiem grzechu. To prawda, której doświadczenie sprawia, że prostują się nasze ludzkie zgarbione plecy. On przyszedł dla nas. O nikogo i o nic jak o nas w całym wielkim wszechświecie tak bardzo się nie troszczy, nikogo i nic na świecie tak jak nas, grzesznych nie kocha.

Dociekliwi zapytają jednak: jak to się stało? Tak technicznie: w wyznaniu wiary wspominamy tylko bardzo ogólnie, że przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Jak jednak bóstwo i człowieczeństwo połączyło się w Jezusie w całość?

Temat to bardzo szeroki. I mogący sprawiać wrażenie, że to dzielenie włosa na czworo. Ale tak nie jest. W sporach chrystologicznych pierwszych wieków nie chodziło o czysto teoretyczne rozważania, ale o to, na ile Bóg przychodząc na ziemię, przyjmując ludzką naturę, był w tym wszystkim autentyczny. Zamykający najważniejsze w tym względzie spory Sobór Chalcedoński w 451 roku orzekł:

„Idąc za świętymi Ojcami, uczymy jednogłośnie wyznawać, że jest jeden i ten sam Syn, nasz Pan Jezus Chrystus, doskonały w Bóstwie i doskonały w człowieczeństwie, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, złożony z duszy rozumnej i z ciała, współistotny Ojcu co do Bóstwa, współistotny nam co do człowieczeństwa, "we wszystkim... z wyjątkiem grzechu" (Hbr 4, 15). Przed wiekami zrodzony z Ojca jako Bóg, w ostatnich czasach narodził się dla nas i dla naszego zbawienia jako człowiek z Maryi Dziewicy, Bożej Rodzicielki.

Jeden i ten sam Chrystus Pan, Syn Jednorodzony, ma być uznany w dwóch naturach bez pomieszania, bez zamiany, bez podziału i bez rozłączenia. Nigdy nie została usunięta różnica natur przez ich zjednoczenie, lecz właściwości każdej z nich są zachowane i zjednoczone w jednej osobie i w jednej hipostazie” (za KKK 467).

Mało jasne? Jezus Chrystus, Boży Syn, Zbawiciel, to prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Chrześcijańska ortodoksja odrzucała wszystko to, co tę prawdę poddawało w wątpliwość. Jedna osoba? Ano pojawił się w historii taki pomysł, że w Chrystusie osoba ludzka połączona została z Osoba Boską Syna Bożego. Dwie osoby, źle to brzmi, prawda? Pachnie rozdwojeniem jaźni. Pewnie dlatego ci, których dziś nazywamy zwolennikami ortodoksji (bo ortodoksja w tych sporach właściwie dopiero się wykuwała) uparcie twierdzili, że człowieczeństwo Chrystusa nie ma innego podmiotu niż Boska Osoba Syna Bożego; że Syn Boży w chwili poczęcia przyjął ludzką naturę i tyle. Ale nie było w Nim rozdwojenia. W konsekwencji – uznano później – także o Maryi powiedzieć można, że choć nie dała Jezusowi jego boskiej natury, była prawdziwie Matką Bożego Syna.

Częściej w tych sporach kwestionowano jednak prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa. Niektórzy ujmowali rzecz bardziej „całościowo”, inni eliminowali jakiś element ludzkiej natury Jezusa. Monofizyci twierdzili na przykład, że Chrystus nie miał prawdziwie ludzkiej natury; że została ona przyjęta – czyli jakby wchłonięta –  przez Boską Osobę Syna Bożego. W takim razie Chrystus nie byłby prawdziwym człowiekiem! – wołali przerażeni konsekwencjami takiego postawienia sprawy obrońcy ortodoksji. I przypominali, że Jezus nie tylko ludzkimi rękami pracował, ludzkimi myślami myślał, działał ludzką wolą i ludzkim sercem kochał. On także po swoim zmartwychwstaniu pozostał człowiekiem. Nigdy nie przestał i nie przestanie nim być! Jest prawdziwym człowiekiem będą jednocześnie Jednym z Trójcy. Zdumiewająca ta ortodoksyjna teologia chrześcijańska, prawda? Przez wcielenie człowieczeństwo zyskało udział w samym Bogu!

Inne herezje kwestionowały człowieczeństwo Chrystusa mniej „kompleksowo”, ale w konsekwencji tak samo skutecznie. Dość wcześnie pojawił się pomysł, że Jezus nie miał prawdziwego ludzkiego ciała, tylko ciało pozorne. W takim wypadku nie tylko nie mógłby  prawdziwie odczuwać ciepła słońca, chłodu, jeść, ale też nie mógłby prawdziwie cierpieć na krzyżu. Całe jego bolesne posłuszeństwo Ojcu aż do śmierci byłoby tylko szopką. Nie, to byłoby zwyczajne nabieranie nas. Bóg taki nie jest!

Inni z kolei utrzymywali, że Jezus nie miał ludzkiej duszy. Że właśnie duszę ludzka w Jezusie zastąpił Boży Syn. To z kolei podawałoby w wątpliwości to, że Jezus mógł „wzrastać w mądrości”, uczyć się, poznawać. W konsekwencji byłoby też zaprzeczeniem prawdy, że Jezus „uniżył się przyjąwszy postać sługi”. Jak można być człowiekiem nie doświadczając tego procesu uczenia się i poznawania? Oczywiście, Jego ludzkie poznanie partycypowało w możliwości poznawania jaką miał Jezus jako Bóg, zwłaszcza gdy chodzi o poznanie Ojca, ale tego czysto ludzkiego poznania nie eliminowało.

Prawdziwy Bóg, prawdziwy człowiek. Z wszystkimi tego konsekwencjami – za wyjątkiem unurzania się w grzechu. I tak już na zawsze. Ten, który jest Jednym z Trójcy ciągle jest prawdziwym człowiekiem! Bóg zna to bycie człowiekiem nie tylko dlatego, że jest wszechwiedzący. On tego doświadczył. Doświadczył bycia człowiekiem. Decydując się na coś takiego pokazał wszelkiemu stworzeniu – mowa o świecie duchowym i nas, ludziach – jak bardzo mu na człowieku zależy. Niech radość płynąca  z tej prawdy trwa. Dłużej niż czas Bożego Narodzenia.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11