Oby nasza zdolność i chęć dzielenia się z innymi nie ograniczała się do kilku dni w roku.
Na skraju lasu mikołajowego szaleństwa na szczęście nie widać. Spokój i cisza trwać będą do majowego weekendu, gdy pojawią się liczni goście, niekoniecznie z czerwoną czapką na głowie. Ta zresztą chyba coraz mniejsze wzbudza zainteresowanie. Zerknąłem podczas ubiegłotygodniowych zakupów na stoisko, gdzie była eksponowana. Pełne półki, wokół pusto. Z nieobrażającymi wyznawców innych religii ozdobami choinkowymi podobnie. Zadziwia pomysłowość projektantów, stających na głowie, by to, co ma umilać święta i pomagać w ich przeżyciu, jak najmniej je przypominało. Współczesny Cesare Ripa miałby problem z ułożeniem kolejnego tomu Ikonologii. Ten żyjący na przełomie XVI i XVII wieku autor, z pietyzmem i znawstwem opisujący symbole, jakimi próbowano wyobrazić miłość, namalować nienawiść czy cierpliwość, z trudem doszukałby się sensu i jakieś czytelnego przesłania w zapełniających sklepowe półki bożonarodzeniowych dekoracjach. A jeżeli by coś odkrył, to – podejrzewam – brak wyobraźni twórców i ubóstwo zastosowanych przez nich środków wyrazu.
Wróćmy do świętego Mikołaja. Księdza bezruch za oknem w dniu jego liturgicznego wspomnienia powinien martwić. Przecież te przemykające między oknami i drzewami czerwone czapki są znakiem życzliwości, chęci dzielenia się, wyzwalania w człowieku pokładów dobra. Czyżby bezinteresowność zanikała?
Zatrzymajmy się przez chwilę na osobie świętego. Zapisów historycznych jak na lekarstwo. Ich miejsce zastąpiły legendy. Co nie jest powodem, by zarówno świętego jak i legendy lekceważyć. Przestrzegano niegdyś, by z legendą nie walczyć, bo wyjdzie się z tego pojedynku przegranym. Warto natomiast wyłuskać z legend to, co podtrzymuje ich życie, ale i jest drogowskazem dla ludzi nimi żyjących.
Pierwszym, zwracającym nasza uwagę szczegółem są ludzie przez świętego Mikołaja obdarowani. Ów młodzieniec, jeśli wierzyć Zofii Kossak-Szczuckiej, miał – mówiąc współczesnym językiem – swoją grupę docelową. To były najbiedniejsze, żyjące na granicy nędzy i głodu rodziny. Następnie zauważamy, że jego pomoc nie była związana ze świętami czy innymi szczególnymi okolicznościami. Była systematyczna. Dlatego bardziej aniżeli o jednorazowym geście hojności trzeba mówić o przemyślanej i zaplanowanej akcji pomocy. Na koniec trzeba dostrzec motywy, dla których odziedziczony po rodzicach majątek rozdał ubogim. U początków tego miłosiernego zaangażowania jest Ewangelia, pragnienie naśladowania Jezusa, wiara dostrzegająca Mistrza nie tylko w sakramentalnych znakach; także w maluczkich i ubogich. Bez Ewangelii, bez tego pragnienia i wiary, byłby jednym z wielu dobroczyńców. A chodzi o to, by przez dobroć, bezinteresowną miłość i zdolność dzielenia się stać się znakiem Królestwa tu i teraz. Bo ono nie przychodzi abstrakcyjnie. Ono „staje się” przez konkretne czyny.
Zatem pustka za oknem nie jest zmartwieniem. Jeśli byłyby jakiś powód do zmartwień, to sytuacja, w której nasza zdolność i chęć dzielenia się z innymi ograniczała się do kilku dni w roku i ukierunkowana była tylko na tych, którzy tak naprawdę naszej pomocy nie potrzebują.
Liturgiczne wspomnienie świętego Mikołaja poprzedza Światowy Dzień Wolontariusza. Nie będzie przesadą, gdy angażujących się w wieloraki sposób na rzecz potrzebujących nazwiemy współczesnymi naśladowcami biskupa z Miry. Stąd nie dziwi, gdy słyszymy może nie tyle o współczesnych świętych Mikołajach; o wielu wolontariuszach ich podopieczni mówią „anioł dobroci”. Dlaczego anioł? Dlaczego święty? – Bo nie od święta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Przed odmówieniem modlitwy Anioł Pański Papież nawiązał także do „brutalnych ataków” na Ukrainie.
Msza św. celebrowana na Placu św. Piotra stanowiła zwieńczenie Jubileuszu duchowości maryjnej.
„Bez faktów nie może istnieć prawda. Bez prawdy nie może istnieć zaufanie.