Jedni przygotowują się do świąt Bożego Narodzenia materialnie, inni duchowo. Tych drugich ostatnio zaczyna przybywać, szczególnie wśród najmłodszych.
Starsi pamiętają zapewne okres Adwentu, kiedy jako dzieci biegali codziennie z lampionami do kościoła na Roraty. Dziś coraz częściej idea Mszy św. o 6.00 odchodzi w niepamięć. W wielu parafiach Roraty dla dzieci odprawiane są po południu. Zdaniem niektórych księży właśnie to jest przyczyną coraz słabszej frekwencji. – Dzieci popołudniami mają często zajęcia w szkole lub uczestniczą w kursach dodatkowych – mówi ks. Antoni Socha, proboszcz parafii św. Urszuli Ledóchowskiej w Lublinie. – W naszej parafii też mieliśmy Roraty dla dzieci po południu. Po rozmowach z rodzinami kilka lat temu postanowiliśmy, że przywrócimy tradycyjną godzinę Rorat, czyli szóstą rano.
Trud, który daje owoce
Jak przekonują duszpasterze, w parafiach, w których na poranną Mszę św. przychodzi bardzo dużo dzieci, kluczem do sukcesu oprócz dobrej katechezy są wspólne śniadania. – W zeszłym roku rozpoczęliśmy nową formułę Rorat, z posiłkami – opowiada ks. Emil Mazur, wikariusz parafii św. Stanisława BM w Lublinie. – I przeżyliśmy bardzo pozytywne zaskoczenie. Wcześniej w kościele pojawiało się maksymalnie 30 dzieci. Gdy kończyliśmy zeszłoroczny Adwent, było ich trzy razy tyle. Okazało się, że modlitwa poranna połączona ze wspólnym posiłkiem, a u nas także z integracją przy grach planszowych, jest strzałem w dziesiątkę. Zazwyczaj zostaje nam na tyle dużo czasu, by siąść z dzieciakami jeszcze do dobrej gry, pośmiać się i porozmawiać. To naprawdę dobrze wykorzystane chwile.
Choć, jak mówi ks. Emil, organizacja takiego przedsięwzięcia jak codzienne śniadania dla dużej grupy osób na plebanii nie jest prosta, to jest to trud, który daje owoce. – Niezwykle ważne jest zaangażowanie rodziców w przygotowanie wspólnych posiłków. Wcześniej staramy się wszystko dobrze zaplanować, tak by posiłki były różnorodne i dzieci jadły to, co naprawdę lubią. W zeszłym roku wprowadziliśmy zasadę, że każdego dnia jest inne śniadanie. Były kanapki, sandwicze, parówki, ale największym hitem stały się piątkowe naleśniki.
W parafii św. Stanisława koszt roratnich śniadań dla dzieci został w minionym roku pokryty z dobrowolnych ofiar parafian. – Powiedziałem tylko, że jeśli ktoś chciałby wesprzeć tę inicjatywę, żeby dzieci na śniadanie nie jadły wyłącznie chleba z dżemem, to może wrzucić coś do puszki. Byliśmy naprawdę zachwyceni odzewem – mówi ks. Mazur.
Co jest najważniejsze?
Zdaniem duszpasterza takie akcje organizowane przez parafię uświadamiają dzieciom, że ich poranny wysiłek związany z wczesnym wstawaniem jest doceniany. – Mówimy, że nam na nich zależy, że mają w Kościele swoje miejsce i są bardzo ważni. Wierzę, że to się przełoży na ich późniejsze życie – wyraża nadzieję ks. Emil.
Dla wielu rodziców zaangażowanie duszpasterzy w przygotowanie Rorat oraz innych atrakcji dla dzieci jest także mobilizacją do działania. Czasami mówią, że nie jest im łatwo organizować w tym okresie życie rodzinne, ale gdy widzą entuzjazm swoich pociech, które wstają jeszcze przed budzikiem, pukają rano do drzwi, sprawdzając, czy dom przypadkiem nie zaspał, to – choć wiąże się to z różnymi trudnościami – chcą sprawić dziecku radość. − Wysiłek ten uświadamia nam, co jest dla nas najważniejsze: praca, szkoła, obowiązki domowe, ale jeszcze ważniejszy jest Pan Bóg − mówi pani Beata, mama trzech córek, które regularnie uczestniczą w Roratach w parafii św. Urszuli Ledóchowskiej. − Dzięki Roratom okres Adwentu stał się dla nas wyjątkowym czasem oczekiwania na Boże Narodzenie, przygotowania naszych serc. Na dalszy plan schodzą przygotowania zewnętrzne do świąt, bieganie po sklepach czy sprzątanie, bo po prostu brakuje już na to sił.
Roraty ze śniadaniem dla dzieci organizowane są nie tylko w większych miejskich parafiach, ale także w bardzo małych miejscowościach, szczególnie tam, gdzie kościół znajduje się niedaleko szkoły.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |