– Briege, szukaj Mnie! – usłyszała kiedyś. Irlandzka zakonnica od lat modli się za kapłanów, prosząc Boga, by nie stawali się „konsekrowanymi chłodziarkami”. By kogoś zapalić, trzeba samemu płonąć. Siostra McKenna jest takim zapalnikiem.
Urodziła się w samo Zesłanie Ducha Świętego. W Boże Narodzenie 1959 roku, gdy miała zaledwie 13 lat, zmarła jej mama. – Kiedy w nocy zanosiłam się od płaczu, usłyszałam: „Nie martw się. Ja będę się tobą opiekował”. Nie rozumiałam wtedy, że to mówi Pan, ale odczułam wielki pokój – opowiada s. Briege McKenna.
Półtora roku po śmierci mamy zapukała do furty domu zakonnego sióstr świętej Klary w swoim rodzinnym irlandzkim mieście Newry. – Ile masz lat? – spytała przełożona. – Czternaście i trochę. Matka Agnes pokręciła głową: – Nie możemy cię jeszcze przyjąć. Zabrania tego prawo kanoniczne. Przyjdź za kilka lat. Nie zraziło to hardej Irlandki. Śluby zakonne złożyła 22 sierpnia 1967 roku.
Płakałam z bólu!
Przełomowym momentem jej służby była… choroba. „Ciemność, widzę ciemność!” – mogła zawołać młoda klaryska.
– W 1964 r. zaczęłam odczuwać pierwsze bóle, których powodem był reumatyczny artretyzm – wspomina. – Lekarz powiedział, że nie ma dla mnie nadziei, że jestem skazana na wózek inwalidzki. Płakałam z bólu. Nigdy nie prosiłam Boga o to, abym została uzdrowiona, ponieważ kompletnie nie wierzyłam, że to może się wydarzyć. Zostałam uzdrowiona w czasie rekolekcji. Jedyna modlitwa, jaką zanosiłam wówczas do nieba, brzmiała: „Jezu, pomóż mi!”. Nagle poczułam dotknięcie ręki na mojej głowie. Pomyślałam, że to ksiądz nałożył na mnie dłonie, ale gdy otworzyłam oczy, okazało się, że przy mnie nie było nikogo. Czułam tylko siłę przepływającą przez całe moje ciało. Moje stopy i dłonie, zdeformowane z powodu choroby, wyprostowały się. Podskoczyłam i zaczęłam krzyczeć: „Jezu, ja wierzę, że Ty tutaj jesteś!”. Siedzący obok mnie pan popatrzył na mnie i zapytał: „Czy siostra dobrze się czuje?”. A ja na to: „Czuję się wspaniale!”. Wyobraźcie sobie banana, który jest czarny na zewnątrz, ale gdy się go obierze ze skórki, to można zobaczyć w środku biały owoc. Ja poczułam się wtedy tak, jakby ktoś mnie obrał ze skórki! Poczułam, że moje ciało jest nowe. Gdy w życiu duchowym zaczęłam doświadczać ogromnej pustki, zadawałam sobie nawet pytanie, czy naprawdę wierzę w Jezusa. Nie byłam też przekonana o sile Ewangelii, nie wierzyłam, że Jezus może mnie uzdrowić. Byłam dobra w odmawianiu swoich modlitw, ale tylko z obowiązku. Nie odczuwałam radości z rozmowy z Bogiem. Kiedyś, klęcząc przed Najświętszym Sakramentem, powiedziałam: „Jezu, znajdę Cię, choćby to trwało nie wiedzieć jak długo”.
Znalazła. A właściwie to On ją znalazł.
Wpuść Mnie!
– Kiedyś, gdy przeżywała bardzo trudny, ciemny czas, dostała słowo: zobaczyła brudny, dziurawy namiot, do którego zbliżał się jakiś człowiek – opowiada o. Tomasz Nowak, dominikanin. – Siostra Briege chciała go zatrzymać: „Nie wchodź tam! Zobacz, jaki dziurawy i poszarpany”. „Ale… Ja tam mieszkam!” – usłyszała i rozpoznała w przybyszu Jezusa. Zrozumiała, że to ona jest tym dziurawym namiotem. Usiedli w środku, a siostra Briege, zawstydzona, zaczęła pospiesznie cerować dziury. Jezus złapał ją za dłoń i powiedział: „Pozwól, że Ja to naprawię. A ty po prostu ze Mną rozmawiaj”. Po chwili siostra Briege zobaczyła tłum znękanych, chorych ludzi, którzy zbliżali się do namiotu. Wpadła w panikę. „Uspokój się – usłyszała od Jezusa. – Oni przychodzą dlatego, że Ja w tobie mieszkam. Nie buduj królestwa Briege McKenny, tylko królestwo Boże”. Zrozumiała komunikat. Właściwie wszystko, co robi, jest pochodną tych rozmów w namiocie.
Z rekolekcjami „Intercession for priests”, które stworzył o. Kevin Scallon (misjonarz św. Wincentego à Paulo, zmarł w lipcu tego roku), zaczęła jeździć już w latach 70. ubiegłego wieku.
– Siostra Briege ma dar rozeznania sytuacji, w której się znajdujesz. Najciekawsze jest to, że nie chce, aby jej cokolwiek mówić. Po prostu modli się, a Bóg daje jej słowo poznania – opowiada ks. Roman Berke, proboszcz z Górek Wielkich. – Bóg daje jej światło. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze. Oddaje to, co sama przyjęła od Jezusa w czasie adoracji.
Wolna, królewska
Gdy poszedłem do zakonu, przez pierwsze sześć lat chciałem być jedynie bratem zakonnym. Nie myślałem kompletnie o kapłaństwie – opowiada o. Tomasz Nowak. – Dopiero przy ślubach wieczystych przełożeni kazali mi dalej studiować. Byłem posłuszny, zgodziłem się przyjąć święcenia. Po dwunastu latach kapłaństwa uświadomiłem sobie, że wiem dobrze, na czym polega życie zakonne, ale tak naprawdę nie mam pojęcia, czym jest kapłaństwo. Stwierdziłem: tu muszę się nawrócić. Trafiłem na rekolekcje siostry Briege. Znałem ją z wielu opowieści i książek, które pisała. Gdy weszła do kaplicy i spojrzała z ogromną czułością na osiemdziesięciu księży różnej maści (białych, brązowych, czarnych), wiedziałem, że ona… wie, kim jest. Dzięki obcowaniu z Bogiem zna swą tożsamość, wartość. Stała przed nami wolna, pewna siebie, królewska. Nie musiała już niczego mówić. (śmiech) To od niej w Brennej usłyszałem zdanie, które mnie przemieniło: „Pan Bóg kocha swoich kapłanów”. Dla mnie rewolucja, przełom w moim myśleniu. Pokochałem kapłaństwo, które kocha sam Bóg. Dotyka mnie u niej to, że sama zawsze prosi: „Nic mi o sobie nie mów”, a potem modli się i zawsze słowo, które wypowiada, trafia w sedno. Pamiętam, że słuchałem jej słów i za Chiny mnie nie dotykały. Wydawało mi się, że chybiła, nie trafiła, że mówi „obok”. Po dwóch latach okazało się jednak, że miała rację. (śmiech) Zorientowałem się, że robię dokładnie to, o czym prorokowała. Miałem tak jeszcze dwukrotnie…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).