Dziurawy namiot

Marcin Jakimowicz; GN 45/2018

publikacja 09.12.2018 04:45

– Briege, szukaj Mnie! – usłyszała kiedyś. Irlandzka zakonnica od lat modli się za kapłanów, prosząc Boga, by nie stawali się „konsekrowanymi chłodziarkami”. By kogoś zapalić, trzeba samemu płonąć. Siostra McKenna jest takim zapalnikiem.

Dziurawy namiot www discerninghearts com Siostra Briege McKenna jest klaryską. Od wielu lat regularnie modli się wstawienniczo nad kapłanami

Urodziła się w samo Zesłanie Ducha Świętego. W Boże Narodzenie 1959 roku, gdy miała zaledwie 13 lat, zmarła jej mama. – Kiedy w nocy zanosiłam się od płaczu, usłyszałam: „Nie martw się. Ja będę się tobą opiekował”. Nie rozumiałam wtedy, że to mówi Pan, ale odczułam wielki pokój – opowiada s. Briege McKenna.

Półtora roku po śmierci mamy zapukała do furty domu zakonnego sióstr świętej Klary w swoim rodzinnym irlandzkim mieście Newry. – Ile masz lat? – spytała przełożona. – Czternaście i trochę. Matka Agnes pokręciła głową: – Nie możemy cię jeszcze przyjąć. Zabrania tego prawo kanoniczne. Przyjdź za kilka lat. Nie zraziło to hardej Irlandki. Śluby zakonne złożyła 22 sierpnia 1967 roku.

Płakałam z bólu!

Przełomowym momentem jej służby była… choroba. „Ciemność, widzę ciemność!” – mogła zawołać młoda klaryska.

– W 1964 r. zaczęłam odczuwać pierwsze bóle, których powodem był reumatyczny artretyzm – wspomina. – Lekarz powiedział, że nie ma dla mnie nadziei, że jestem skazana na wózek inwalidzki. Płakałam z bólu. Nigdy nie prosiłam Boga o to, abym została uzdrowiona, ponieważ kompletnie nie wierzyłam, że to może się wydarzyć. Zostałam uzdrowiona w czasie rekolekcji. Jedyna modlitwa, jaką zanosiłam wówczas do nieba, brzmiała: „Jezu, pomóż mi!”. Nagle poczułam dotknięcie ręki na mojej głowie. Pomyślałam, że to ksiądz nałożył na mnie dłonie, ale gdy otworzyłam oczy, okazało się, że przy mnie nie było nikogo. Czułam tylko siłę przepływającą przez całe moje ciało. Moje stopy i dłonie, zdeformowane z powodu choroby, wyprostowały się. Podskoczyłam i zaczęłam krzyczeć: „Jezu, ja wierzę, że Ty tutaj jesteś!”. Siedzący obok mnie pan popatrzył na mnie i zapytał: „Czy siostra dobrze się czuje?”. A ja na to: „Czuję się wspaniale!”. Wyobraźcie sobie banana, który jest czarny na zewnątrz, ale gdy się go obierze ze skórki, to można zobaczyć w środku biały owoc. Ja poczułam się wtedy tak, jakby ktoś mnie obrał ze skórki! Poczułam, że moje ciało jest nowe. Gdy w życiu duchowym zaczęłam doświadczać ogromnej pustki, zadawałam sobie nawet pytanie, czy naprawdę wierzę w Jezusa. Nie byłam też przekonana o sile Ewangelii, nie wierzyłam, że Jezus może mnie uzdrowić. Byłam dobra w odmawianiu swoich modlitw, ale tylko z obowiązku. Nie odczuwałam radości z rozmowy z Bogiem. Kiedyś, klęcząc przed Najświętszym Sakramentem, powiedziałam: „Jezu, znajdę Cię, choćby to trwało nie wiedzieć jak długo”.

Znalazła. A właściwie to On ją znalazł.

Wpuść Mnie!

– Kiedyś, gdy przeżywała bardzo trudny, ciemny czas, dostała słowo: zobaczyła brudny, dziurawy namiot, do którego zbliżał się jakiś człowiek – opowiada o. Tomasz Nowak, dominikanin. – Siostra Briege chciała go zatrzymać: „Nie wchodź tam! Zobacz, jaki dziurawy i poszarpany”. „Ale… Ja tam mieszkam!” – usłyszała i rozpoznała w przybyszu Jezusa. Zrozumiała, że to ona jest tym dziurawym namiotem. Usiedli w środku, a siostra Briege, zawstydzona, zaczęła pospiesznie cerować dziury. Jezus złapał ją za dłoń i powiedział: „Pozwól, że Ja to naprawię. A ty po prostu ze Mną rozmawiaj”. Po chwili siostra Briege zobaczyła tłum znękanych, chorych ludzi, którzy zbliżali się do namiotu. Wpadła w panikę. „Uspokój się – usłyszała od Jezusa. – Oni przychodzą dlatego, że Ja w tobie mieszkam. Nie buduj królestwa Briege McKenny, tylko królestwo Boże”. Zrozumiała komunikat. Właściwie wszystko, co robi, jest pochodną tych rozmów w namiocie.

Z rekolekcjami „Intercession for priests”, które stworzył o. Kevin Scallon (misjonarz św. Wincentego à Paulo, zmarł w lipcu tego roku), zaczęła jeździć już w latach 70. ubiegłego wieku.

– Siostra Briege ma dar rozeznania sytuacji, w której się znajdujesz. Najciekawsze jest to, że nie chce, aby jej cokolwiek mówić. Po prostu modli się, a Bóg daje jej słowo poznania – opowiada ks. Roman Berke, proboszcz z Górek Wielkich. – Bóg daje jej światło. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze. Oddaje to, co sama przyjęła od Jezusa w czasie adoracji.

Wolna, królewska

Gdy poszedłem do zakonu, przez pierwsze sześć lat chciałem być jedynie bratem zakonnym. Nie myślałem kompletnie o kapłaństwie – opowiada o. Tomasz Nowak. – Dopiero przy ślubach wieczystych przełożeni kazali mi dalej studiować. Byłem posłuszny, zgodziłem się przyjąć święcenia. Po dwunastu latach kapłaństwa uświadomiłem sobie, że wiem dobrze, na czym polega życie zakonne, ale tak naprawdę nie mam pojęcia, czym jest kapłaństwo. Stwierdziłem: tu muszę się nawrócić. Trafiłem na rekolekcje siostry Briege. Znałem ją z wielu opowieści i książek, które pisała. Gdy weszła do kaplicy i spojrzała z ogromną czułością na osiemdziesięciu księży różnej maści (białych, brązowych, czarnych), wiedziałem, że ona… wie, kim jest. Dzięki obcowaniu z Bogiem zna swą tożsamość, wartość. Stała przed nami wolna, pewna siebie, królewska. Nie musiała już niczego mówić. (śmiech) To od niej w Brennej usłyszałem zdanie, które mnie przemieniło: „Pan Bóg kocha swoich kapłanów”. Dla mnie rewolucja, przełom w moim myśleniu. Pokochałem kapłaństwo, które kocha sam Bóg. Dotyka mnie u niej to, że sama zawsze prosi: „Nic mi o sobie nie mów”, a potem modli się i zawsze słowo, które wypowiada, trafia w sedno. Pamiętam, że słuchałem jej słów i za Chiny mnie nie dotykały. Wydawało mi się, że chybiła, nie trafiła, że mówi „obok”. Po dwóch latach okazało się jednak, że miała rację. (śmiech) Zorientowałem się, że robię dokładnie to, o czym prorokowała. Miałem tak jeszcze dwukrotnie…

Spokojnie

– Byłem dwa razy na rekolekcjach, które prowadziła – wspomina ks. Szymon Kiera, duszpasterz z parafii św. Jadwigi w Chorzowie. – Zachęcała nas, abyśmy mieli wiarę jak Abraham; oczekującą od Boga wszystkiego, abyśmy prosili o łaskę gotowości pójścia za Nim w ciemno, gdziekolwiek nas pośle. Mocno przeżyłem te rekolekcje. Wszystkie puzzle idealnie do siebie pasowały: nauczania, biblijne słowa, które czytałem na modlitwie i adoracji. Na czas rekolekcji wyłączyłem telefon. Byłem misjonarzem diecezjalnym, miałem zaplanowanych wiele konkretnych inicjatyw ewangelizacyjnych, duszpasterskich. Nie spodziewałem się żadnej zmiany, przeprowadzki. Skończyły się rekolekcje, a ja, wsiadając do samochodu, włączyłem po kilku dniach telefon. W tym samym momencie zadzwonił. „Zapraszamy księdza do kurii po nowy dekret”. Jak to? Teraz? Mam już zaplanowaną ewangelizację na jesień… Wracałem jednak spokojny. Przecież o to się modliłem: o gotowość pójścia za Bogiem w ciemno. Po dekret szedłem z lekkim sercem. Pan Bóg przez siostrę Briege szepnął: „Spokojnie”. Między konferencjami i nabożeństwami s. McKenna zawsze modli się indywidualnie wstawienniczo nad kapłanami. To tzw. klinika serc. Bardzo dotknęło mnie słowo, które wypowiedziała nade mną. Widziała, jak zaglądam do studni, a w wodzie zamiast swojej twarzy widzę odbicie twarzy Jezusa. To pokazało mi istotę kapłaństwa. Staję do służby w Jego imieniu.

Jest jak dziecko

– Przez długi czas nie chciała przyjąć daru uzdrawiania i choć kilka osób jej to prorokowało, była na te słowa odporna – śmieje się o. Tomasz Nowak. – Nie przyjmowała tego. Jezus na szczęście potrafił rozbroić tę twardą irlandzką kobietę. Potem długo nie chciała przyjąć „odgórnego” zaproszenia do modlitwy za kapłanów. Nic dziwnego. Pamiętajmy, że zaczęła to robić w latach siedemdziesiątych i często słyszała: „Jakaś zakonnica ma modlić się za księży? To absurd”. Kiedyś zaprosił ją jeden z biskupów. Miała modlić się w katedrze o uzdrowienie dla kilkudziesięcioosobowej wspólnoty. Okazało się jednak, że wieść się rozeszła i katedrę otoczyły tłumy ludzi spragnionych modlitwy. „I co teraz będzie?” – zapytał zmartwiony biskup. A ona popatrzyła na niego i odpowiedziała: „A co ma być?”. „A jak oni się zawiodą?” Siostra Briege… wzruszyła ramionami. To w jej stylu. Ona naprawdę ma głęboką świadomość, że to Pan Jezus uzdrawia, nie ona.

– Jest dzieckiem Bożym. Te słowa mówią o niej wszystko – podsumowuje biskup Marek Szkudło z Katowic. – Ma do siebie ogromny dystans, sporo ciepła. Jest delikatna, a jednocześnie bardzo stanowcza. Byłem kilkukrotnie na rekolekcjach, które prowadziła. Wkłada w przepowiadanie i modlitwę wstawienniczą całe swoje serce. Mnóstwo czasu spędza przy Najświętszym Sakramencie. To widać, bo ta kobieta promieniuje Jezusem. Gdy myślę o niej, przypomina mi się scena z Dziejów Apostolskich, gdy Piotr i Jan spotkali u wrót świątyni człowieka chromego: „Nie mam srebra ani złota, ale to, co mam, to ci daję” – powiedział Piotr. To cała siostra Briege: „To, co mam, to ci daję”.

– W mojej historii życia był taki konkretny moment doświadczenia spotkania z Jezusem. To nawrócenie zaczęło się na rekolekcjach kapłańskich, które prowadzili siostra Briege McKenna i ojciec Kevin Scallon – dopowiada o. Rafał Kogut, franciszkanin. – To było na Górze św. Anny, w czerwcu 1995 roku. Wtedy powiedziałem pierwszy raz: „Jezu, Ty jesteś moim Panem i Zbawicielem”. A byłem już… 13 lat księdzem, 20 lat w zakonie. Dopiero wtedy pierwszy raz to wypowiedziałem. Całe rekolekcje były szczególne. Mocno przeżyłem modlitwę o ożywienie darów Ducha Świętego. Od tego się zaczęło. Było 200 kapłanów. Wszyscy przyjechali z własnej woli. Swoją drogą to był niesamowity znak, że na sali jest 200 kapłanów, konferencje trwały długo i nikt nie marudził… (śmiech) Prawdziwy cud: nikt nie narzekał. To było niesamowite doświadczenie, a siostra Briege miała ten dar, że modliła się nad każdym z nas. Do dziś pamiętam słowo, które wypowiedziała: „Jezus czeka na ciebie”. Dla mnie było to konkretne zaproszenie do zmiany modlitwy, do wejścia w modlitwę spotkania z żywym Jezusem. Modlitwę kontemplacyjną, wewnętrzną. Od tego zaczął się przełom.

Masz w ręku skarb

– W Kościele katolickim mamy złożony wspaniały dar, skarb. Czy należy się więc dziwić temu, że szatan najbardziej atakuje kapłaństwo i Eucharystię? I że nasi biskupi są atakowani najbardziej przez tych, którzy atakują naszą wiarę? A wszystko po to, aby odciągnąć nas od Jezusa. Jezus będzie patrzył na was i jedyne, czego będzie od was pragnął i żądał, to tego, co miała kobieta, która dotknęła rąbka Jego szaty. Pragnie od nas żywej wiary i nadziei – opowiada s. McKenna.

– Sama staram się każdego dnia spędzać 2–3 godziny przed Najświętszym Sakramentem. Rozpoczęłam tę praktykę wiele lat temu. Ludzie czasem pytają: „Czy modlitwa przychodzi siostrze łatwo?”. Oczywiście, że nie, bo po pierwsze, nie jest łatwo zostawić za sobą rozproszenia. Nie jesteśmy stacjami radiowymi, żeby móc się wyłączyć z tego, z czego przychodzimy. Ale kocham Pismo Święte, więc zawsze sięgam po czytania na dany dzień. Często dzwonią do mnie ludzie z całego świata i pytają, czy mogą do mnie przyjechać, czy się nad nimi pomodlę. Odpowiadam, że Jezus każdego dnia przychodzi do nich osobiście przez sakramenty – podsumowuje siostra Briege. – Zamiast jechać do mnie, radzę więc pójść do najbliższego kościoła i tam spotkać się z Tym, który ma moc uzdrawiania.