Myślę, że wybrana przez papieża droga i proporcja tematów była optymalna. Nie sposób napominać z wyżyn własnej wielkości i mądrości, jeśli się stoi po kolana we wspomnianym wyżej "caca".
Papieska wizyta w Irlandii z okazji Światowego Spotkania Rodzin była szczególnie skomplikowana także z powodu wielorakich oczekiwań. Papież jechał – co trzeba przypomnieć – przede wszystkim na spotkanie z rodzinami z całego świata. Nie tylko z Europy, nie mówiąc już o tym, że nie tylko z Irlandii. Z drugiej strony jednak przyjeżdżał do samej Irlandii, w której ledwo dwadzieścia lat temu zakończył się konflikt o Irlandię Północną, i do Kościoła w Irlandii, który należałoby określić Kościołem zgorszonych. Na początku XXI ujawniono w tym kraju olbrzymi skandal związany z przemocą instytucjonalną, przede wszystkim w placówkach wychowawczych i opiekuńczych (kościelnych i państwowych), a także z wykorzystywaniem seksualnym dzieci i jego tuszowaniem przez instytucje kościelne. Około dziesięciu lat temu ukazały się trzy przygotowane przez rząd raporty (Ryana, Murphy, raport z Cloyne), które spowodowały poważny wstrząs i wielkie zgorszenie. Niedawno mogliśmy usłyszeć, że Irlandia jest dziś terytorium misyjnym. Jednocześnie spowodowało to zmiany prawno-obyczajowe: Irlandia z poparciem społeczeństwa zalegalizowała małżeństwa jednopłciowe, a ostatnio Irlandczycy w referendum zgodzili się na wykreślenie poprawki, która uznawała równość prawa do życia matki i nienarodzonego dziecka, otwierając tym samym drogę do liberalizacji prawa aborcyjnego.
Oczekiwania wobec ledwo dwudniowej wizyty apostolskiej były wielkie. Jedni oczekiwali reakcji na grzechy Kościoła. Drudzy: krytyki zmian obyczajowych, uderzających w rodzinę. Na miejscu natomiast były rodziny z całego świata potrzebujące papieża-pasterza, który wskaże drogę i doda odwagi, by nią podążać. I to oni – cisi, niewidoczni dla mediów – byli najważniejsi.
Warto sięgnąć do dwóch papieskich przemówień: na spotkaniu z irlandzkimi narzeczonymi i małżonkami w prokatedrze w Dublinie i w sobotni wieczór na święcie rodzin na stadionie Croke Park. To słowo skierowane właśnie do nich, do wszystkich rodzin w całym Kościele powszechnym, słowo wskazujące drogę i dodające nadziei. Te dwa spotkania były sercem wizyty.
Jednocześnie papież spotkał się z ofiarami wykorzystywania seksualnego, podczas którego samo wykorzystywanie i – co ważne – jego tuszowanie miał określić słowem caca (gówno). Żal, ból i wstyd wyraził dwukrotnie: w pierwszym przemówieniu do władz Irlandii i przed modlitwą na Anioł Pański w sanktuarium w Knock. W ostatniej homilii podczas Mszy świętej kończącej Światowe Spotkanie Rodzin mówił z kolei o świadectwie wierności Jezusowi i Ewangelii. Wierności, która jest trudna i niewygodna, gdy trzeba podjąć wysiłek przebaczenia, przyjąć imigranta i obcego, znosić odrzucenie, rozczarowanie i zdradę czy “chronić prawa najsłabszych, nienarodzonych lub starszych, którzy zdają się zakłócać nasze poczucie wolności”.
Myślę, że wybrana przez papieża droga i proporcja tematów była optymalna. Nie sposób napominać z wyżyn własnej wielkości i mądrości, jeśli się stoi po kolana we wspomnianym wyżej caca. Jeśli ofiary, współpracujące z Kościołem, dzieląc się swoim bólem, mówią jak Marie Collins:
“Żałuję tylko, że rzadko potrafię się zdobyć na uczestniczenie w praktykach religijnych. Nie straciłam wiary w Boga. Potrafię wybaczyć mojemu prześladowcy to, co zrobił, ponieważ przyznał się do winy. Jak jednak mam odzyskać szacunek do hierarchów kościelnych?” (z tekstu świadectwa podczas sympozjum w Rzymie w 2012 roku).
Kiedyś byłam przekonana, że zgorszenie trzeba wybrać, że ostatecznie jest zawsze ten jeden moment mojej decyzji. Być może jednak po prostu nie zderzyłam się z takim bólem, który powaliłby mnie na kolana. Słowa Marie Collins to wielki krzyk, kamieniem młyńskim obciążający tych, którzy zawiedli chroniąc przestępców i siebie samych. Irlandia potrzebuje nie napomnień, a świadków radykalnie żyjących Ewangelią. To jedyna droga uleczenia.
Tuż przed papieską wizytą w Irlandii w stanie Pensylwania opublikowano raport, który dokumentuje wieloletnie instytucjonalne tuszowanie przez biskupów sześciu diecezji wykorzystywania seksualnego dzieci. Papieski List do Ludu Bożego, opublikowany kilka dni później, po raz kolejny prosi o zaangażowanie wszystkich katolików, o solidarność z ofiarami wyrażającą się w ujawnianiu, o sprzeciw wobec klerykalizmu, który nazywa “perwersją eklezjalną”. Trzeba, żebyśmy usłyszeli ten głos, bo korzenia zła nie da się wyrwać inaczej, niż przez zmianę mentalności. Nas wszystkich. Nie wystarczy powiedzieć: niech papież czy biskupi “coś zrobią”. Dymisje - choć zapewne będą (zawsze dotąd były: w USA, Irlandii, na Malcie, ostatnio w Chile) - nie wystarczą. Niejednokrotnie właśnie ze strony świeckich ciągle spotyka się opór wobec mówienia o czynach pedofilnych w Kościele, wobec ich ujawniania, wobec przyjmowania na siebie winy. Tak, to nie jest łatwe. Ale jesteśmy wspólnotą. Jednym ciałem. Nie ma innej drogi.
W tle papieskiej pielgrzymki, 25 sierpnia na Jasnej Górze spotkali się polscy biskupi diecezjalni. W komunikacie po spotkaniu padły dwie ważne zapowiedzi: o wdrożeniu w diecezjach programu prewencji i o nowych zasadach formacji kapłańskiej, co także dla prewencji ma olbrzymie znaczenie. To konkret, na którego realizację bardzo czekam. Jeśli chcemy, by dzieci nie były krzywdzone, prewencja jest niezbędna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.