W spalonej słońcem Afryce, na skutej lodem Syberii i wulkanicznej Islandii – wszędzie tam i w wielu innych miejscach na świecie znajdziesz polskie siostry klauzurowe. A kolejne zagraniczne prośby o mniszki znad Wisły płyną z Francji, Niemiec, USA...
Dobrowolnie na Sybir
Życiu karmelitanek dziwią się też mieszkańcy Usola na rosyjskiej Syberii. – Mogą jeszcze zrozumieć klauzurę, ale trudno im pojąć celibat – mówi s. Angelika, jedna z pięciu polskich karmelitanek w tamtejszym klasztorze. Jest on właściwie jeszcze w budowie. Dlatego grupą, z którą siostry mają największy kontakt, są syberyjscy budowlańcy. – Są życzliwi, ale nawet jeśli są wierzący, to ich wierze brakuje podstaw. Proszą o modlitwę, bo sami nie potrafią się modlić. Zjawiskiem powszechnym, szczególnie w wśród robotników, jest tzw. podwójne życie, czyli wolne związki w miejscach delegacji, oprócz życia małżeńskiego. Kiedyś rozmawiałam z żyjącym tak człowiekiem. W tej rozmowie Pan Bóg tak go dotknął, że postanowił radykalnie zmienić tę sytuację – mówi s. Angelika. Podkreśla jednak, że nie po to karmelitanki przyjechały do Usola, żeby zaradzać tym i innym ludzkim biedom (tym zajmują się siostry albertynki). Chodzi raczej o to, żeby był na Syberii ktoś, kto omadlałby tę ziemię, tak jak tego pragnął św. Rafał Kalinowski – karmelita, który sam był zesłańcem na Syberii. I że ta modlitwa płynie od ludzi, którzy przyjeżdżają tam nie z przymusu, ale z własnej woli.
Dziadek Mróz i korupcja
– Pamiętam swoje pierwsze Boże Narodzenie w Usolu, 2 lata temu. To był zwykły dzień. Nikt nie świętował, bo prawosławni obchodzą je w innym czasie, a głównym świętem jest tu Nowy Rok. Rozumie pan: Died Moroz i te sprawy – śmieje się karmelitanka i dodaje: – Pomyślałam sobie: „Panie Jezu, jak dobrze, że tu jesteśmy, bo jest ktoś, kto Cię tu może powitać”. Pomyślałam, że warto ponieść każdy trud, żeby tu był dom modlitwy – dodaje siostra. A trudów w Usolu nie brakuje. W dzielnicy, w której rośnie klasztor karmelitanek, wielu jest narkomanów i alkoholików. – Urzędnicy? Wielu z nich nie interesuje nasza opcja religijna, ale to, że jesteśmy z zagranicy i że można to wykorzystać we własnym interesie – mówi s. Angelika, której doskwiera panosząca się na Syberii korupcja. Najmłodszym polskim klasztorem kontemplacyjnym za granicą jest Karmel w miejscowości Oziornoje w muzułmańskim Kazachstanie. Znajduje się tam sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju. – To bardzo nietypowe miejsce, bo na 600 mieszkańców wioski tylko jedna rodzina jest muzułmańska, a cała reszta to... katolicy, potomkowie polskich zesłańców, którzy trafili tam z Kresów Wschodnich w 1936 r. Z wyjątkiem najstarszych babuszek nikt nie mówi już po polsku – mówi matka Maria Milena od Chrystusa, przełożona Karmelu w Częstochowie, który wysłał swe siostry do Oziornego.
To szczęście boli
Ciężką próbę przechodzą klaryski w Ghanie. – Nasz klasztor znajduje się na peryferiach małego miasteczka, w sercu buszu, dlatego prawie nikt do nas nie zagląda. Nie mamy też samochodu, a do współczesnych środków komunikacji mamy dostęp zaledwie od paru miesięcy, i to nieregularnie. Często nie ma prądu. Nie mamy też studni ani wodociągu, jedynym źródłem wody dla nas jest deszcz... – piszą siostry z Saltpond. Ale nie to jest najtrudniejsze. – Miejscowa ludność utożsamia bycie zakonnicą z byciem pielęgniarką czy nauczycielką. Inna forma życia zakonnego, szczególnie ta przyniesiona przez nas, jest dla nich zupełnie obca i trudna do przyjęcia, właściwie nikt jej tutaj nie popiera. Jesteśmy tu przeszło 18 lat, ale jeszcze się nie zdarzyło, by jakiś kapłan zwrócił się do nas z prośbą o modlitwę za siebie czy parafian. Trwanie w wierze jak Abraham nie jest łatwe, choć paradoksalnie im trudniejsze, tym więcej przynosi szczęścia – piszą klaryski z Ghany.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).