Jestem w Jerozolimie… Co prawda Jezus nie jedzie na poczciwym osiołku, ale idzie wąską, dziurawą drogą w czerwonym jak krew ornacie. Trzyma w ręku wątłą gałąź palmy, znacznie mniejszą niż otaczający go zewsząd tłum, śpiewający, tańczący, wymachujący na cześć Niewidzialnego Boga, zielonymi przymiotami Matki Natury.
Nie ma prądu, liturgia przebiega w półmroku, adoracja Krzyża, cisza. Cisza przeżywana na wszystkie możliwe sposoby. Zdaje się, że nic nie jest w stanie zakłócić tej mistyki, ani to, że Jezus przy drugim upadku nie wycelował w ziemię, tylko w Weronikę, ani to, że podający mu ocet żołnierz, zapewne powodowany stresem strącił z głowy cierniową koronę, że dobry łotr i ów drugi łotrzyk przestępowali z nogi na nogę trzymając na ramionach tylko poprzeczne belki, ani nawet to, że większą sensacje wywołał ubrany sicie skąpo Barabasz niż oświadczenie Piłata „ja nie znajduje w Nim winy”. Dobrze jest wiedzieć, że nadchodzi Wielka Sobota, z całym swoim szumem i poruszeniem.
I znowu po tak długim oczekiwaniu rozlegający się dźwięk bębnów, gitary, radosne śpiewy, bo oto tej nocy Ten, który pokonał śmierć ZMARTWYCHWSTAJE i co więcej stanie za chwile pośród nas! Nie myślałam, że można odegrać to co dzieje się potem…
Straż pada na ziemie i w szaleńczej ucieczce zostawia na scenie robotnicze żółte kaski, Maryja tak się przejęła swoją rolą, że biegnąc do trwożących się w Wieczerniku Apostołów gubi znaczącą cześć garderoby. Piotr, choć wyraźnie szybszy, pada głośno dysząc, żeby pozwolić Janowi pierwszemu ujrzeć pośmiertne płótna, Trzej faryzeusze (dziwnie przypominający Mędrców ze Wschodu) idę głośno rozprawiając o śmierci i niemożliwości powstania z martwych, żeby za chwilę zdziwić się prawdziwie, że oto grób stoi pusty.
I kulminacja, Jezus przychodzi do uczniów, pokazuje zakrwawione dłonie i stopy, błogosławi i ledwie zdąży zejść ze sceny, a kaskada dźwięków i gestów zalewa hol. Mocne uderzenia w obite skora beczki, ministranci podrywają się do tańca, cale zgromadzenie tańczy, bardziej powściągliwi biali pozwalają sobie na rytmiczne kiwanie, albo postukiwanie butem o podłogę. Jest radość! Radość prawdziwa i śpiewy unoszące się do nieba, w wierze prostej i wciąż niedoskonałej, ale przecież tak bardzo realnej. Jezus Zmartwychwstał! Daje się słyszeć w potoku śpiewanych modlitw. Późno po 22.00 kończy się nasza liturgia. Wracamy do domów w radosnym nastroju, pełni nadziei, może nie odmienieni, ale na pewno z nową świeżością w sercu, z nową miłością, nową wiarą.... z nową siłą na życie. To jest to, czego wszyscy oczekiwaliśmy od Zmartwychwstałego.... nie wielkich cudów, ale małych spraw, prostych uczynków, tak bliskich naszym sercom, w których jeszcze długo brzmieć będą słowa pieśni Jesu Nashukuka!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).