W neokatechumenacie albo ktoś dostrzega dobre owoce drogi nawrócenia i sam angażuje się w jej liturgię, albo jest jej zupełnym przeciwnikiem.
Entuzjazm i energia
Ta druga postawa wiąże się zwykle z niewiedzą i nieznajomością tematu. Co wynika w dużej mierze z niewyjaśnionych lub sprzecznych informacji, jakie od czasu do czasu na temat neokatechumenatu pojawiały się głównie w Internecie. Zdarza się słyszeć gdzieniegdzie, że neokatechumenat to sekta czy „kościół w kościele”.
Droga Neokatechumenalna – takiej nazwy również się używa – ma sporo przeciwników, także wśród duchownych, którzy nie zawsze mieli okazję naocznie i osobiście ją poznać, pomimo że od samego początku istnienia wspierają ją wszyscy kolejni papieże: Paweł VI, Jan Paweł II i aktualny – Benedykt XVI.
„Dla mnie na początku lat 70. ubiegłego wieku niezwykłym wydarzeniem był pierwszy kontakt z takimi ruchami, jak: neokatechumenat, Comunione e liberazione, Focolari. Doświadczyłem wówczas energii i entuzjazmu, z jakimi przeżywali swoją wiarę członkowie tych ruchów, i tego, jak radość tak przeżywanej wiary przynagla ich do dzielenia się z innymi tym, co otrzymali w darze” – te słowa padły z ust kard. Josepha Ratzingera, który niedawno – już jako głowa Kościoła – podpisał Statuty Drogi Neokatechumenalnej. Jak widać, Kościół katolicki w pełni akceptuje i popiera to, co dzisiaj dzieje się w neokatechumenacie.
Neokatechumenat działa w sercu Kościoła katolickiego, a wspólnoty znajdują swoje miejsce w diecezjach i w parafiach tylko za zgodą ich biskupów i proboszczów; często tworzone są tam, gdzie zamiera życie religijne czy parafialne.
Dusza Drogi
Historia Drogi pokazuje, że jest ona owocem Soboru Watykańskiego II. „Jesteśmy narzędziem, które pomaga nieść odnowę soborową do parafii – mówi Kiko Argüello, jeden z inicjatorów Drogi Neokatechumenalnej.
Jego osobiste doświadczenia religijne, zafascynowanie duchowością Karola de Foucaulda oraz głęboki kryzys egzystencjalny, który przeżył w wieku 35 lat, złożyły się na potrzebę pójścia do najbiedniejszych dzielnic Madrytu z gitarą i Ewangelią, aby głosić Dobrą Nowinę ubogim, alkoholikom, ich często zrozpaczonym czy bezradnym rodzinom, dla których wydawałoby się, że nie ma już nadziei. Spotkanie z Carmen Hernandez – młodą wówczas Hiszpanką, która właśnie ukończyła studia chemiczne i zaraz po nich teologię – zaowocowało powstaniem czegoś, co można nazwać pierwszą wspólnotą neokatechumenalną.