Mama Bogusi odeszła od wiary. Rodzice Dawida nie ochrzcili go, bo „po co ci to w życiu potrzebne?”. Krzysztof był ateistą. Rok temu Bogusława, Krzysztof i Dawid przyjęli chrzest jako dorośli.
„To proszę przyprowadzić świadka chrztu” – odpowiedział ksiądz. – Niestety, nie mogłam cioci przyprowadzić, bo była już wtedy chora. Myślałam, że skoro zmarnowałam swoją szansę w młodości, to do końca życia już tak będzie, że nie będę miała prawa do pełnego uczestniczenia w życiu Kościoła. Dopiero później okazało się, że nikt mi drogi wcale nie zamyka. W czasie Pierwszej Komunii córki chyba zabrakło kogoś, kto by mi jakoś podał rękę i wytłumaczył to– wspomina. Bogusława tkwiła więc latami na zewnątrz Kościoła, chociaż wierzyła. Patrzyła z boku, jak jej córki, dziewczyny głęboko wierzące, przyjmowały kolejne sakramenty. Nieraz prosiła Boga o siłę. Doświadczała wtedy, że Bóg jej w tych sytuacjach odpowiada, naprawdę dając jej siły, dzięki którym dawała sobie radę z życiowymi przeciwnościami. Mówi, że podczas przygotowań do chrztu księża Artur i Krzysztof stworzyli ciepłą atmosferę. – Nikt tam niczego nie narzucał. Brało się Pismo Święte, ksiądz mówił: „Bogusia, przeczytaj od wersetu tego do tego”. Czytaliśmy, a potem omawialiśmy, co miał na myśli Ewangelista. Każdy mówił, jak ten werset rozumie, nie mógł myśleć o niebieskich migdałach – śmieje się.
Jej obrzędy chrzcielne, Komunia i bierzmowanie odbyły się w Wigilię Paschalną zeszłego roku. – Z emocji do rana nie mogłam zasnąć. Zrobiło mi się bardzo lekko na duszy – mówi. – Ciągle mam wiele pytań. Przecież katolik też do końca nie wie, jak to jest z Panem Bogiem. Jednak moje poglądy zostały uporządkowane. Czuję się spełniona. Uważam, że niewierzący w Boga są ubodzy. Nie mają choćby rachunku sumienia i modlitwy, która poza wszystkim innym, pozwala się zatrzymać w tym życiowym pędzie. Mówię teraz: „Panie Boże, przebacz mi to czy to, Panie Boże, dziękuję Ci, że przeżyłam ten dzień tak i tak”. Ciekawe, że przez tę rozmowę z Bogiem człowiek ma też szansę uporządkować swoje myśli – wyjaśnia. Bogusia ma dziś dwóch małych wnuków, wkrótce ma urodzić się wnuczka. W jej życiu jest też przyjaciel. Nie ma przeszkód, żeby w przyszłości zawrzeć ślub przed Bogiem. – Pewnie jest sporo ludzi w takiej sytuacji, w jakiej ja byłam. Chcę im powiedzieć: wiek nie jest przeszkodą w przyjęciu chrztu. Można się pojednać z Bogiem w każdym wieku – mówi.
Bóg woła ateistę
Krzysztofa Pasterskiego z Krakowa Bóg zaprosił do Kościoła w zupełnie inny sposób. 34-letni dziś Krzysztof, pracownik fabryki mebli, jeszcze przed dwoma laty był zadeklarowanym ateistą. – Widziałem, jak moja dziewczyna Magda jeździła do sanktuarium w Łagiewnikach. Nawet jak wyjeżdżała w złym humorze, to wracała jakaś inna. Spokojna, uśmiechnięta. Pytałem ją, dlaczego, a ona na to, że jej to sprawia frajdę, że ma swoją Matkę Bożą. Zaczęło mnie to powoli wciągać, interesować. Na początku od strony naukowej – śmieje się Krzysztof. Postanowili z Magdą się pobrać. Poszli do księdza. Powiedzieli, że ona jest wierząca, ale on nie. Ksiądz wyjaśnił im, że mimo to mogą wziąć ślub w kościele. Ale że jest i taka możliwość, żeby Krzysztof przygotował się do chrztu.
Krzysztof, nieco zaintrygowany postawą Magdy, postanowił spróbować. Trafił do ośrodka dla katechumenów (kandydatów do chrztu) przy krakowskim kościele św. Marka Ewangelisty. Prowadzą go siostry jadwiżanki. – Bałem się, że siostry będą nawiedzone i bez przerwy powtarzające: Bóg, Bóg. Wtedy bym uciekł – śmieje się. – Ale było inaczej. Przeszło godzinę rozmawiałem z siostrą Alicją. Bardzo interesująca rozmowa. Powiedziała mi, że w czasie przygotowania nie będę miał czasu na nic innego, ale że warto spróbować. No i rzeczywiście, przychodziłem tu po pracy nawet pięć razy w tygodniu, a wracałem do domu nawet o godz. 21, o 22. Z tym, że okazało się, że im więcej czasu tu spędzałem, tym więcej czasu miałem. Taka dziwna odwrotność – wspomina. Z początku rozmawiał z siostrą Agnieszką. – Podeszła do mnie jak do dziecka. Opowiedziałem jej całe moje życie, ona mi opowiedziała całe życie Jezusa. Poprosiła, żebym spisał na kartce swoje życiowe błędy – wspomina. Kartka szybko się zapełniła. Droga Krzysztofa do chrześcijaństwa była kręta.
Krzysztof pochodzi z Warszawy. – W mojej rodzinie nikt nie chodził do kościoła, nikt się nie modlił. Ojca nigdy nie znałem, w domu byli tylko wujkowie – wspomina. W dzieciństwie nie został ochrzczony. Mama nie przejmowała się religią, choć sama miała chrzest. Tylko babcia, kiedy odwiedzała Krzysztofa i jego pięciu przyrodnich braci, zabierała chłopców do kościoła. – Później babcia zmarła i już nie miał kto z nami chodzić. W domu nie było krzyża, nawet w Wigilię nikt nie śpiewał kolęd – mówi. Kiedy chłopak miał 12 lat, jego mama zmarła. Obraził się wtedy na Pana Boga. Odtąd wychowywał go najstarszy brat. I ulica. Nauczył się na niej sobie radzić, umiał robić użytek z pięści. – Kiedy skończyłem 18 lat, wyjechałem. Jeździłem po Polsce i Niemczech. Pędziłem życie kawalera... Młody, robi, co chce, żadnych zakazów. To nie było dobre. Jak wróciłem do Warszawy trzy lata później, już nie miałem gdzie mieszkać, bo brat mnie wymeldował. Spałem z jednym z braci po klatkach schodowych, aż w końcu wylądowaliśmy w „Markocie” u Kotańskiego – wspomina.
Krzysztof uważał się wtedy za ateistę. Jednak kiedy poczuł, że upadł na dno, kilka razy się pomodlił. Poprosił Boga, żeby go z tego bagna wyrwał. Po roku usamodzielnił się, wynajął mieszkanie. Związał się z kobietą, rozwódką z dzieckiem. Kiedy ich konkubinat się rozleciał, Krzysztof znów osunął się w alkohol i narkotyki. Uratował go następny związek, z Magdą. – Ale ja też nie byłam w porządku wobec Pana Boga. Bo słyszę, że Krzysiek opowiada o mnie jak o świętej – zastrzega Magda, blondynka siedząca obok. – Może dzięki temu tak dobrze się rozumiałam z Krzyśkiem, że oboje robiliśmy podobne błędy. Na szczęście dzięki temu, że rodzice wychowali mnie w wierze, wiedziałam, gdzie szukać pomocy. Pewnego razu powiedziałam: „Matko Boża, Ty zrób coś z moim Krzyśkiem, bo ja już nie mam siły”. A kiedy później Krzysiek już przygotowywał się do chrztu, tak naprawdę ja odkrywałam piękno chrześcijaństwa razem z nim – mówi. – No tak, nie byliśmy wtedy w porządku wobec Boga, bo żyliśmy ze sobą – dodaje Krzysztof. – Siostra powiedziała nam w pewnym momencie, że trzeba przestać ze sobą spać. Więc powiedzieliśmy: dość. Ciężko było. Wcześniej myślałem, że mnie na to nie stać – mówi. Magda twierdzi, że następne pół roku było tak, jak w książkach: odkryli swoje emocje, bardziej się nawzajem zrozumieli.
Po pół roku nadszedł dzień chrztu. – Samego momentu chrztu z nerwów nie pamiętam. Poza tym, że ksiądz Stanisław wylał na mnie cały dzbanek wody święconej – śmieje się Krzysztof. – To, co robiłem przez 33 lata przed chrztem, wydaje mi się dzisiaj strasznie puste. Nie potrafiłem wtedy żyć. Teraz się sobie dziwię, jak ja te lata spędziłem – wspomina. Dodaje jednak, że z drugiej strony piękne było, że przyjął chrzest bardzo świadomie. I że w jego życiu tak chyba miało być. – Nigdy nie miałem ojca. A na chrzcie dostałem od razu dwóch: chrzestnego i Tego w niebie – mówi. – Chrzestny Jan jest zresztą teraz moim teściem, a chrzestna Anna teściową, bo tydzień po chrzcie wziąłem w kościele ślub z ich córką, Magdą – śmieje się. Co najbardziej zaskoczyło Krzysztofa w chrześcijaństwie? Zastanawia się przez moment. – Umiejętność wybaczania. Łatwość wybaczania i zapominania o złym. Kiedyś wydawało mi się to niemożliwe – mówi poważnie. Lekarze nie dawali Magdzie nadziei na dziecko, bo kiedyś przeszła bardzo ciężki wypadek. Mimo to zaraz po ślubie poczęło się ich dziecko. Dzisiaj Szymon ma już ponad dwa miesiące. Rośnie zdrowo. Przez szczebelki łóżeczka widzi, jak jego rodzice codziennie wieczorem razem się modlą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.