Śmierć? Każdemu polecam! – opowiadał z szelmowskim uśmiechem dominikanin arystokrata Joachim Badeni. Doczekał się.
Poznań, Kraków i Wrocław do dziś wspominają go jako świetnego duszpasterza akademickiego. W latach 70. związał się z Ruchem Odnowy w Duchu Świętym. Młodzi go uwielbiali. Miał opinię mnicha, który ma charyzmat kojarzenia par małżeńskich. Krążyło nawet powiedzenie „Tylko Badeni dobrze cię ożeni”. Fascynowali go Eckhart, św. Jan od Krzyża. Był wielbicielem Tolkiena. – Współczesny człowiek biega, kupuje, wchodzi do kościoła, wychodzi, klęka, wstaje, szuka Boga, nie wie, jak Go odnaleźć.
Jak mu pomóc? – pytałem dominikanina. A on odparł: – To niesłychanie proste. Spotkanie z Bogiem to uczestniczenie w Jego prostocie! Wyobraźmy sobie, że przychodzi pan do swego rodzonego ojca. Dzwoni pan do drzwi i mówi do taty: „Szanowny panie, czy mógłbym wejść?”, a potem „Czy mógłby szanowny pan załatwić mi żonę?”. Ojciec zbaranieje i powie: „Co ci się stało? Upiłeś się, nie daj Boże? Mówisz do mnie formułkami? Opamiętaj się! Mów do mnie po prostu”. Żartował: – Dlaczego dzieci biegają po kościele? Bo one wiedzą, że Pan Bóg jest wszędzie”, a jako przykład doskonałej modlitwy podawał maluchy, które beztrosko machają sobie nogami. 11 marca schorowany dominikanin dopisał ostatni rozdział swej barwnej opowieści.
Fragment ostatniej książki o. Badeniego, która ukazała się… w dniu jego śmierci:
„Przeżyłem w zakonie dokładnie 64 lata i w całym swoim życiu »zaliczyłem« sporo modlitwy. Na przykład modlitwy chórowej – czyli wspólnego odmawiania psalmów. W klasztorze zajmuje to około dwóch godzin dziennie – od rana do wieczora. Te modlitwy są bardzo piękne i pięknie wykonane, ale niestety, mam co do nich pewne wątpliwości. Obawiam się, że w miarę upływu czasu z tego »odmawiania« modlitw robi się formalność i nie można na tym poprzestać. Od dłuższego czasu nurtuje mnie pewna myśl na temat modlitwy. Szczególnie pytanie Stwórcy z Księgi Rodzaju, po zjedzeniu przez człowieka zakazanego owocu. »Adamie, gdzie jesteś?«. Oczywiście, Bóg doskonale wiedział, gdzie on jest, bo go stworzył. Chciał jednak objawić, że coś się stało między Nim – Stwórcą a człowiekiem, którego stworzył na swoje podobieństwo. Adam nie wybiegł natychmiast na spotkanie, nie czekał na Niego wśród przepięknych drzew w raju, które zapewne sadził sam Pan Bóg, ale gdzieś się schował. Przed upadkiem człowieka między nim a Bogiem była prosta rozmowa, nic więcej. Kiedy człowiek zgrzeszył, Bóg go szukał: »Chcę z tobą porozmawiać, a ciebie nie ma«. Człowiek wlazł w krzaki. »Dlaczego się chowasz?« – zapytał Bóg. »Nie mam spodni« – odpowiedział Adam.
»Czemu się boisz? Czy zjadłeś owoc z zakazanego drzewa?«. »To kobieta mi powiedziała, żeby zerwać owoc z drzewa, a przecież to Ty dałeś mi kobietę, która mnie nabrała«. A kobieta powiedziała: »Mnie nabrał wąż«. Już wtedy zrzucali jeden na drugiego. Co to znaczy? To znaczy, że po zjedzeniu owocu między Stwórcą a stworzeniem coś się popsuło, że powstał rodzaj przepaści. Dlatego też potrzebne stały się medytacje, szkoły duchowości: augustiańskie, ignacjańskie, karmelitańskie. W ciągu wieków musiała powstać cała sztuczna struktura jako próba przekroczenia tej przepaści, która wskutek grzechu oddzieliła człowieka od Boga. Przekroczenie przepaści. Zasypanie jej. Na przykład medytacją.
Bóg pragnie, aby wróciło – może nie w pełnym stanie pierwotnym, bo przecież są trwałe następstwa grzechu pierworodnego – coś podobnego do pierwotnej zażyłości, prostoty bycia razem z Bogiem w Ogrodzie. Od tego czasu Bóg szuka każdego człowieka. »Adamie, Kazimierzu, Stefanie, gdzie jesteś?« – woła. Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, ciężka. Myślę jednak, że w istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa. Czytałem dużo dzieł mistyków, przez pewien czas po moim nawróceniu rozczytywałem się w dziełach świętego Jana od Krzyża, świętej Teresy z Ávila. To oni podzielili życie duchowe na siedem etapów – na przykład Teresa pisała o siedmiu mieszkaniach; w siódmym z nich przebywa Oblubieniec.
Zacząłem się ubierać w mistykę. Czytałem te książki i się zastanawiałem: gdzie teraz jestem – w mieszkaniu pierwszym, drugim czy trzecim? Takie głupstwa. Czytając te traktaty, można się nabrać, że modlitwa musi być bardzo skomplikowana, że droga do Pana Boga jest bardzo trudna. Skoro celem jest prostota bycia z Bogiem, powrót do stanu, który utraciliśmy, czy to dobrze, że ja odmawiam modlitwę, konkretny tekst? Na pewno tak, ale samo werbalne odmawianie modlitwy może być tylko formalnością. Brewiarz i modlitwy odmawiane podczas Mszy świętej są bardzo piękne, poetyckie, zwłaszcza psalmy, ale to tylko tekst. Tekst, który jest między mną a Bogiem. A między mną a Bogiem nie powinno być żadnych tekstów. Tylko synostwo”.
„Prosta modlitwa”, Z o. Joachimem Badenim rozmawia Alina Petrowa-Wasilewicz. Wydawnictwo M, Kraków 2010
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).